Sprawa nie jest tylko hipotetyczna i ograniczona do innych kultur bo i u nas też sporadycznie można się natknąć na podobne sytuacje. Sam byłem raz lub dwa na "studium" ze starszymi ludźmi koło siedemdziesiątki, którzy rzecz jasna nie byli prawnie poligamistami, ale powszechnie w tej miejscowości mówiło się, że facet ma dwie żony. Jego pierwsza żona, ta prawnie poślubiona, od kilkudziesięciu lat była przykuta do łóżka. Używam tego mało precyzyjnego wyrażenia bo nie pamiętam i nie wiem co dokładnie jej było. Jeszcze w młodości poznał tę drugą kobietę i zamieszkali razem i przeżyli wspólnie całe życie. Nie kojarzę czy mieli dzieci, wtedy mieszkali tylko w trójkę. Przez całe życie opiekowali się chorą żoną tego pana. W zborze też się komentowało tę sytuację bo jak by nie patrzeć przypadek rzadko spotykany. To nie jest zwykły konkubinat, który można po prostu zalegalizować i po sprawie. Ich los wg nauk WTS był przesądzony gdyby chcieli zostać świadkami. Na szczęście nigdy takiej decyzji nie musieli podejmować. To "studium" z nimi to były bardziej takie "wieczne odwiedziny", aż z czasem zrezygnowali z dalszych wizyt.
Gdyby jednak chcieli zostać ŚJ to ich sytuacja rzeczywiście była skomplikowana. Nie mi oceniać czyjeś decyzje życiowe sprzed kilkudziesięciu lat, ale wprowadzenie w życie zasad WTS wywróciłoby ich życie do góry nogami. Pomijam tu kwestie uczuciowe między ludźmi, którzy przeżyli ze sobą kilkadziesiąt lat, ale zapewne nie mogliby mieszkać pod jednym dachem i dziaduszek musiałby eksmitować swoją "kochankę" albo ona sama dobrowolnie musiałaby się wyprowadzić od "kochanka", czyli ze swojego od młodości domu, a dokąd to niewiadomo. On sam nie dałby rady opiekować się chorą żoną. Zasady WTS są tu jednoznaczne, a czy sprawiedliwe to już każdy sam sobie może odpowiedzieć, bo i sytuacja nietypowa. Tutaj akurat nie doszło do rozstrzygnięcia WTSowego, ale życie zaskakuje różnymi przypadkami. I takie dylematy mogą istnieć nie tylko gdzieś w Afryce.