Jak widać kreatywność w liczeniu godzin była w narodzie spora
Mnie z kolei zawsze zastanawiały statystyki globalne co do liczby godzin. Przecież do służby chodziło się zazwyczaj w co najmniej dwie osoby. Każda z tych osób zaraportowała ten sam czas spędzony w służbie. Więc logicznie rzecz biorąc, godzin głoszenia w skali globalnej było (w grubym przybliżeniu) o połowę mniej niż podawano zawsze w rocznikach
W sumie na to nie wpadłam - z każdej godziny głoszonej przez parę robiły się w statystykach dwie godziny.
Jak jeszcze od tego odliczyć wszystkie puste przebiegi (czyli chodzenie po pustym, piętrowym bloku - najlepiej w tygodniu o godz. 10.00, gdy wszyscy są w pracy), plus stanie przy stojaku i czekanie aż ktoś podejdzie...
no to tego głoszenia niewiele się zrobi.
De facto to powinny być statystyki czasu gotowości na głoszenie, a nie statystyki samego głoszenia - czyli fizycznego mówienia.
Gdyby przełożyć to na przykład szkoły...
w jednej klasie nauczyciel j. angielskiego aktywnie prowadzi lekcje z uczniami,
natomiast w drugiej klasie siedzi nauczyciel, który powiesił na drzwiach karteczkę: "tutaj możesz nauczyć się j. angielskiego" i CZEKA na to, aż uczniowie sami przyjdą (stojaki).
Mimo, że pierwszy nauczyciel jest umęczony nauczaniem, a drugi siedzi bezczynnie, to w Szkole Watchtower im obojgu liczą się takie same godziny pracy.
Przekładając to na przykład Jezusa czy apostoła Pawła - oni nauczali publicznie, mieli słuchaczy i rzeczywiście głosili. Nie przypominam sobie relacji, w której Jezus siedzi nieruchomo, czeka na słuchaczy, a następnie raportuje sobie czas spędzony na czekaniu... Czas aktywnego głoszenia też nie raportował.
To tylko Rutherford się uparł na raportowanie, a za nim jego następcy, bojąc się, że jeśli wymóg raportowania zniknie, to ludzie przestaną głosić!