Spotkaliście się kiedyś żeby osoba na podium weszła w dyskusję z kimś komu udzielono głosu na sali? Np. prowadzący straznicę żeby dyskutował z kimś kto siedzi na widowni i mówi do mikrofonu?
ja kiedyś (ponad 30 lat temu, gdy byłem jeszcze nieochrzczonym nastolatkiem), zrobiłem taką prowokację, nawet mi to dość fajnie wyszło
jestem od około 20 lat oficjalnym odstępcą, a ochrzciłem się u ŚJ jako 17 nastolatek w 1989 roku
pamiętam początki 1989 gdy zacząłem regularnie chodzić na niedzielne zebrania, ale byłem jeszcze nie ochrzczony
dość szybko zorientowałem się jakie są zwyczaje ŚJ, np. że w czasie wykładu nie ma miejsca na wypowiedzi z widowni, itp, ale pamiętam że kiedyś _celowo_ złamałem przyjęte zasady, bo chciałem zobaczyć „co się stanie”
bierzcie poprawkę, że zrobiłem to NIE jako poważny 50letni facet, ale jako nastolatek (nie miałem nawet pełnych 17 lat), więc w tamtym wieku człowiek chce czasami "błysnąć"
siedzę jako nastolatek na jakimś super-nudnym wykładzie, podczas którego mówca wałkuje dobrze wszystkim znane zasady moralności seksualnej świadków Jehowy, a sala niemalże ziewa z nudów. Mówca opowiada coś o tym że w dzisiejszym szatańskim świecie szerzy się niemoralność płciowa, pornografia, ogólnie cały ten świat to jedna wielka sodoma i gomora. Mówca zadaje pytanie retoryczne, jak należy traktować filmy pornograficzne.
Ja podnoszę rękę, jakbym zgłaszał się do odpowiedzi, ktoś zwraca mi uwagę, że to jest wykład, a nie strażnica, ale mówca widząc poruszenie na sali postanawia zrobić wyjątek od reguły i każe podać mi mikrofon, a ja wtedy...
zaczynam „prawomyślnie” że wg Biblii seks dozwolony jest tylko miedzy mężem i żoną, ale po chwili dodaję, że (i to była moja autorska myśl) można wyobrazić sobie film pornograficzny, w którym gra para aktorów, którzy są małżeństwem!
Taki film (mimo że "pornograficzny") byłby jak najbardziej zgodny z wolą Bożą i mógłby mieć wartość edukacyjną, a wspólne oglądanie takiego filmu przez chrześcijańską parę małżeńską wg mnie NIE BYŁOBY grzechem...
oczywiście sala była zszokowana moją tezą, a mówca miał duże problemy z tym, aby skoncentrować się na dalszym prowadzeniu wykładu i do końca zebrania patrzył ciągle na mnie jak na jakieś ufo z kosmosu...
odpowiadając wprost na pytanie brata strasznego, powiem że
_wtedy_ (raz jeden jedyny w życiu) widziałem jak mówca
"wszedł w polemikę" z tezą wygłoszoną przez osobę z widowni, czyli przez (wtedy nastoletniego) Sebastiana...
owo
"wejście w polemikę" polegało na próbie opanowania stresu przez mówcę i na rzuceniu kilku ogólników o tym, że prawdziwi chrześcijanie muszą kierować się "wyższymi niż w świecie" moralnymi miernikami... i rzekomo dlatego (z uwagi na tę abstrakcyjną "wyższość mierników") moja śmiała teza jest zdaniem mówcy błędna i nieakceptowalna...
wyczułem, że ciut przegiąłem więc teatralnie pokiwałem głową, powiedziałem na cały głos "aha..." i spokojnie jak gdyby nigdy nic siedziałem do końca zebrania, a mówca i niektórzy zebrani patrzyli na mnie jak na ufo z kosmosu...