Długo się zastanawiałem, czy o tym pisać, czy nie. Rzecz miała miejsce na innym forum i taka panuje niepisana zasada, że nie przenosi się spraw z innego forum. Z drugiej strony jednak forum, o którym będę pisał jest publiczne. A skoro coś zostało publicznie napisane, to znaczy że to coś jest ogólno-dostępne i każdy może się do tego odnieść. Chcę od razu zaznaczyć, że nie jest moim celem dyskredytowanie kogoś, a tylko pokazanie pewnej "rzeczy" związanej z organizacyjnym ostracyzmem.
Jak pewnie zauważyli Ci, co czytali mnie nieco, bardzo interesuje mnie sprawa z odchodzącymi od organizacji ŚJ, którzy po wyjściu nazywani są "odstępcami". Odejścia są z różnych powodów i różne są drogi ludzi po odejściach. Cieszy mnie to, że według ankiety przeprowadzonej na tym forum, którą gdzieś tu widziałem, zdecydowana większość osób idzie w kierunku Chrystusa, Pana Naszego. Szanuję wszystkich, ale Ci, co idą za Chrystusem są mi szczególnie bliscy, ich uznaję za moich braci, za moje siostry i noszę ich w sercu.
Tak się złożyło, że na forum biblia.webd.pl w dziale o wyznaniach postrusselickich, w temacie o transfuzji krwi zaczęto ze strony ŚJ źle mówić o tzw. "odstępcach". Do tej pory omijałem ten dział, i na tamtym forum (jako .Cyprian.) nie przyznawałem się do tego, że ze ŚJ miałem kiedyś cokolwiek wspólnego. Pierwszy raz publicznie wyznałem to tutaj, zaczynając od zwrotu
uff.
Gdy zaczęto moim zdaniem niesprawiedliwie mówić o odchodzących z organizacji, ująłem się za nimi tymi słowami:
Jak się ta dyskusja toczyła, możecie (jeśli chcecie) przejrzeć na kolejnych stronach wątku. Ja chcę się skupić na tym, jak ona się w zasadzie "zakończyła". A "zakończyła" się tak, że w zasadzie "opadła mi szczęka". Jeden ze ŚJ na tamtym forum, którego lubię i cenię, napisał mi tak:
...
Tylko jedno zapytam Ciebie, Userze: Czy Ty byłeś kiedyś śJ czy nie? O ile byłeś, to od tej chwili potraktuj mnie jako byłego dyskutanta. O ile zaś inaczej, to wtedy wedle mojego uznania będę reagował; o ile będę.
Nie wiem, co ta osoba sobie myślała, że dyskusja z nim to jakaś nobilitacja dla drugiego? Jeśli nie chcę z kimś dyskutować, to nie dyskutuję, proste, koniec kropka. Jakieś warunkowanie, żądanie odpowiedzi na pytanie o przynależność (
nawet nie obecną, tylko ewentualną byłą !!!), które nawet chyba z punktu widzenia polskiego prawa jest nieuprawnione i nawet z punktu widzenia regulaminu tamtejszego forum. I jeszcze żądana odpowiedź, w swojej zero-jedynkowej możliwości, miała zadecydować o tym, czy ta osoba będzie ze mną dyskutowała, czy nie.
Uniosłem się w nerwach i dałem linka do tutejszego forum:
P.S.
Nie mam żalu do tej osoby. Wybaczyłem, i nadal ją lubię. Chciałem tylko pokazać jak to działa w praktyce forumowej.