Got mit Uns,
pochodzę z Freie Stadt Danzig. Wychowałem się w Sopocie i tam jest moja młodość, ten szczęsny czas. Od kilkunastu lat mieszkam daleko, ale Freie Stadt Danzig i Kociewie to mój Heimat i pamiętam o nim zawsze. Piszę, bo właśnie w Sopocie miałem pierwszy kontakt ze świadkami. Był rok 88, zbór spotykał się na Okrzei (boczna uliczka od 3 Maja - wówczas Dzierżyńskiego). Dlaczego tam trafiłem? Szykowałem się do matury i na studia, ale wiedziałem, że poluje na mnie WKU i dobrze wiedziałem, dlaczego. Zacząłem badać możliwości służby zastępczej i kiedyś przy stojaku spotkałem świadków. Od słowa, do spotkania i sali królestwa. Opiekował się mną młody student ekonomii, Robert ze Starogardu. To właśnie on dał mi pierwsze strażnice. Już nie pamiętam, czy były kolorowe, ale na pewno miały obrazki. Później te pisemka odkryła moja mama i w rodzinie wprowadzono czerwony alarm na tę okoliczność, a ja znalazłem się na cenzurowanym. Możliwość wychodzenia na spotkania - zamknięta. Pamiętam, że byłem tak pilnowany, że chyba nawet jak wychodziłem ze śmieciami czy z psem na spacer - zawsze pod baczną kontrolą. Robert próbował mnie odwiedzać, ale moja kochana rodzicielka w bardzo uprzejmy sposób zasugerowała mu, żeby nie tracił czasu na kolejne wizyty i że stanowczo prosi go, żeby mnie nie rozpraszał, bo mam maturę. Robert już kończył studia, imponował mi swoją wiedzą religijną i postawą. Pamiętam, że nie mogłem przeboleć tych urwanych kontaktów. Później na studiach, masa nauki, nowe obowiązki, okoliczności. Trafiłem do Odnowy, tam się zaangażowałem. Próbowałem nawet odnowić kontakty ze starym znajomym, ale po kilku spotkaniach, kiedy nie przejawiałem chęci do zmiany wyznania, te relacje umarły śmiercią naturalną. Ja chciałem rozmawiać o Bogu i o życiu, on właściwie nastawiony był tylko na głoszenie i konwertowanie. Wiem, że po studiach ożenił się też z dziewczyną świadkiem, przeprowadzili się na Witomino, tam miał jakąś firmę sprzątającą. Swojego syna nazwał bardzo nietypowym biblijnym imieniem, które myślę, ze mogło zwichnąć dzieciakowi kilkanaście lat życia i rozwalić kontakty z rówieśnikowi (pamiętam, umarłem w butach, jak się o tym dowiedziałem)
Chociaż pewnie nasze drogi się już nie spotkają, ale zachowuję życzliwą pamięć o tym krótkotrwałych szczeniackich kontaktach ze świadkami,
Nie wiem, ile teraz jest świadków w Trójmieście, ale może ktoś z Gdynia kojarzy osobę albo się z nim spotkał
(znam jego nazwisko, ale nie czuję się upoważniony, żeby je ujawniać)
Pozdrawiam,