Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Z życia wzięte .....  (Przeczytany 346236 razy)

Offline Barszcz

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #945 dnia: 27 Grudzień, 2017, 20:53 »
Kapitalna historia.
Jak ja lubię takie opowieści :)
tel 669 642 630 -SMS only :)


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #946 dnia: 28 Grudzień, 2017, 18:07 »
Kapitalna historia.
Jak ja lubię takie opowieści :)

 Życie pisze najlepsze scenariusze, tak te dramatyczne jak i te dobre.

Wiecie co..sporo tych historii znam, jedne opublikowałam innych nie mogę. Jedno mogę Wam zagwarantować, że w tych wszystkich dramatach, przejściach nie ma ani jednego bohatera, który byłby sk..synem.

Wszyscy wbrew przepowiedniom świadków, wyszli na ludzi. Nie są żądni zemsty, lubią czasem dokuczyć świadkom, ale to tak bardziej z uśmiechem niż ze złością.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Dietrich

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #947 dnia: 28 Grudzień, 2017, 20:00 »
Podziwiam i szanuję ludzi takich jak Michał, TaZła i inni opisani w tym wątku. Sam nie wiem czy miałbym "jaja" gdybym choć po części doświadczył tego co ostatnio tu opisano...
 
Te historie pokazują prawdziwą wartość i charakter człowieka. Pomimo że oberwali po kościach od ludzi i to niejednokrotnie najbliższych, będących pod wpływem WTS-u, to jednak nie dyszą chęcią zemsty czy odegrania się przy każdej nadarzającej się okazji. 
To zadaje kłam jakże często powtarzanemu poglądowi, że każdy kto przestaje "służyć Jehowie" jest człowiekiem bez zasad, pozbawionym skrupułów, gotowym jedynie do atakowania "ludu Bożego".


Offline Takatam

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #948 dnia: 28 Grudzień, 2017, 21:40 »
Wybaczcie z góry że piszę tak od czapy, ale trudno tu zacząć żeby wszystkiego nie przeczytać, a to zajmie mi wieki (ale nadrabiam spoko). Pomyślałam że warto zacząć od takiej historii z mojego nastoletniego życia. Mam nadzieję, że pomoże to niektorym zrozumieć jak wygląda wykluczenie kogoś z rodziny. Ale przede wszystkim jak organizacja usmierca ich za życia.
  Byłam w pierwszej klasie liceum jak moja siostra o 3 lata starsza, została wykluczona po raz pierwszy (z 3 btw :). Była już wtedy pełnoletnia więc rodzice, kazali jej się wyprowadzić. No i wtedy moje emocje to było coś mega dziwnego..... Mama tak cierpiała, że mdlala mi na rękach i poczułam pod wpływem świętej organizacji, że muszę im zastąpić 2 dzieci. Starałam się jak nigdy, być dla nich mega wsparciem bo przecież stracili dziecko! I jakoś to szło. Dla mnie umarła i długo nie chowałam jej rzeczy (tak robią podobno ludzie jak ktoś umrze).
  Mineło trochę czasu i kiedy się z tym uporalam i w końcu spakowałam jej rzeczy do pudeł..... Ta wróciła!
  Powinnam się cieszyć prawda? Ale gdzie tam! Ja ich uratowałam a ona sobie wraca skruszona? Jak syn marnotrawny....
  Jakoś przemieszkałyśmy razem do ślubów (w tym samym roku) ale moja psychika i emocje po tym wszystkim nigdy nie były takie same....
  Nasze kontakty nigdy nie były już normalne ale to już oddzielna opowieść może wkrótce :)
  Wniosek jaki mogę z tego po latach wysnuć to tyle, że po prostu popełniła błąd. Może zrobiła źle oki, ale żeby ją za żywca grzebać? Przecież nikogo nie zabiła, tak postępują rodzice? Żałuję tylko że wtedy nie przejrzałam na oczy i nie naprawiłam tej relacji.
  Tyle na początek. Ta historia ciążyła mi wiele lat i wiele lat musiało upłynąć by pojąć jak chory jest ostracyzm w śj.
Pozdrawiam Takatam :)


Offline Estera

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #949 dnia: 28 Grudzień, 2017, 22:40 »
(...) To zadaje kłam jakże często powtarzanemu poglądowi, że każdy kto przestaje "służyć Jehowie" jest człowiekiem bez zasad, pozbawionym skrupułów, gotowym jedynie do atakowania "ludu Bożego".
   Jakaś oficjalna wersja dla owiec ze zboru musi być, żeby uczynić organizację atrakcyjniejszą.
   W mojej okolicy jest sporo osób, które nie służą Jehowie, są wykluczone, albo same się odłączyły.
   Prowadzą normalne życie, mają swoje normalne rodziny i nie są postrachem dla sąsiadów, ani oni, ani ich dzieci.
   I normalnie funkcjonują w tym społeczeństwie.
   Ten slogan, to kłamstwo, ale tego śj nie wiedzą.
   :)
   
« Ostatnia zmiana: 28 Grudzień, 2017, 22:45 wysłana przez Estera »
Kim będziesz beze mnie? Zapytał strach. Będę wolna!
PAŚCIE TRZODĘ BOŻĄ - tajny kodeks karny Świadków Jehowy tylko dla starszych.


Offline Agnesja

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #950 dnia: 29 Grudzień, 2017, 00:13 »
To dobre "zatrudnię cię na cały"... Tak to u nich nie działa. On mia)ł wyskoczyć z kasy, jak jest potrzebna i finito. Co z tego, że całe życie był traktowany jak trędowaty.... Póki nic nie potrzebowali, traktowali go jak śmiecia, jak pojawiła się potrzeba, to nagle należał do rodziny...
Dobrze powiedziane, chciałam podobnie napisać. Okropne w tym wszystkim, że już jego pieniądze ciężko zarobione, to już dla rodzinki nie byłyby szatańskie. Obłuda tych "ludzisk" nie zna granic. Zero miłości.
Aby oszukać kobietę, potrzebny był wąż, ale aby oszukać mężczyznę, wystarczyła kobieta.
                              Św. Ambroży


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #951 dnia: 29 Grudzień, 2017, 12:22 »
   Uwaga, będzie ściana tekstu, tych co się szybko ''męczą'' sumiennie ostrzegam. :P


      Piszę tyle o innych, a warto coś napisać o sobie, a tak dokładnie o ostatnim roku.

Był to rok pracowity, pełen mniejszych i większych sukcesów, nowych znajomości, świetnych ludzi, setek maili, dziesiątek przegadanych godzin, różnych spotkań, a także pełen nowych bolesnych doświadczeń.
W ubiegłe ŚBN, obiecałam komuś jedną bombkę z mojej choinki, taką, do której mam sentyment. Jak obiecałam tak też zrobiłam, choinka jeszcze stała, a ja jedną z dwóch ostatnich bombek z kompletu (pierwsze szklane ozdoby choinkowe, jakie kupiłam z przekonaniem) zapakowałam w folię bąbelkową i wsadziłam do pudełka. Pod koniec sierpnia pojechała do nowego Właściciela, który w tym roku, po raz po latach, postawił w swoim domu choinkę, na której wisiała i bombka ode mnie. Poczuł się jak kiedyś, gdy jako dziecko, czekał na Święta z utęsknieniem i żałował, że tak szybko się kończą. Poczuł tę atmosferę, radość i zrozumiał, że to nic złego, że świadkowie nie mają monopolu na poprawność. Wmawiają tylko ludziom, że to złe, że to się Bogu nie podoba, bo przecież zawsze lepiej jak wierni wrzucą grosz do puchy, niż wydadzą na łańcuchy. A mi się ładnie zrymowało.  :D

Ten przykład zadowolonego Człowieka jest jednym z wielu. Ludzie odchodzą od organizacji może i szybko, ale długo wracają do normalności. To jest proces, a jeśli ma być trwały, nie może być niczym poganiany.
Kochani, cieszę się z każdym z Was, z każdej świeczki zapalonej na grobie. Z każdej bombki, każdej choinki czy też jednej małej świątecznej serwetki na szafce, bo na tyle dojrzeliście. Cieszyłam się z każdych życzeń, każdą kartkę wysyłałam z ogromną radością, a życzenia były dla każdego inne i osobiste.
Jesteście wielcy. :)

Jak wspomniałam, był to rok nie tylko sukcesów i nowych znajomości, ale i pożegnań i rozstań. Niestety, ludzie wracają do organizacji i to też trzeba uszanować. Jedni po kilku miesiącach, inni po kilku latach i choć obiecują się odzywać to mało kto to robi, ja to rozumiem. Chciałabym, aby takich powrotów nie było wcale, ale tego nie da się uniknąć. Z nadmiaru świeżego powietrza też można się dusić.
I tu chcę pozdrowić Jarka :) Pozwoliłeś o sobie wspomnieć, ale ja nie będę pisać dużo. Ja Cię tylko chcę publicznie przeprosić, że tak długo miałam kontakt z Tobą i Twoją żoną i się z tym nie zdradziłam. Obiecałam jej, że nikomu nie powiem, a Ty nie pytałeś. I wybaczam Ci to, że nazwałeś mnie wredną małpą. :D
Jarek z żoną zaczęli wątpić w słuszność organizacji, on się odciął, żona po pewnym przestoju niestety wróciła.

Pisałam też na prośbę naszego Prezesa rozdział do książki o wpływie sekty śJ na rodzinę, dzieci i w ogóle na człowieka. Więcej o tym dopiero wtedy jak wszystko będzie opublikowane.

W lipcu moja teściowa dostała udaru, stało się to przy mnie. Jedną ręką ją podtrzymywałam, drugą dzwoniłam po pogotowie. Silny udar, lewa strona pełen niedowład, tak fizyczny, jak i psychiczny. Pół roku byłam praktycznie sama, bo trudno powiedzieć, że ktoś pomagał się opiekować, jeśli na pięć miesięcy, spędził z matką cztery dni. Ona chyba też wiedziała, że nie ma na kogo liczyć jak na mnie, nawet gdy była przy niej jedna z córek, ona i tak wołała mnie. A syn (mój mąż) nie dawał rady, widząc sparaliżowaną matkę, z wykrzywioną twarzą, wymagającej pełnej opieki, a mimo to bluzgającą od najgorszych poddawał się. Mógł robić wszystko inne, byle nie pomagać przy niej.

Przez ten czas byłam wyzywana od najgorszych, pluła na mnie jedzeniem, sprawną ręką potrafiła złapać za włosy lub przywalić butelką z piciem. Gdy miała przebłyski świadomości, wyrzucała mi, po co ją ratowałam i teraz musi się tak męczyć. To znów mówiła głośno, że takiej dobrej opieki nie będzie mieć nawet w niebie. Znosiłam to pokornie, choć czasem się buntowałam, ale fakt, że to matka, chory człowiek przeważał i wracałam.
Przerażały mnie dwie rzeczy, to, że kiedyś umrze i może to się stać przy mnie, a ja nigdy nie miałam do czynienia z taką sytuacją. I bałam się też tego, że nie umrze, a ta sytuacja może trwać i trwać. Spałam po trzy godziny na dobę, oprócz opieki nad teściową trzeba było też zarobić na chleb i zrobić całą resztę, o mailach od zagubionych nie zapominając. I to właśnie rozmowy z Wami odstępczuchy, było dla mnie odskocznią, chwilą zapomnienia.

Pod koniec października doszły jeszcze ataki padaczki, pierwsze dwa razy wezwałam pogotowie, później nauczyłam się sama radzić. Bo jak dzwonić po kilka, kilkanaście razy na dobę, po to, aby tylko podali relanium? Początek grudnia, nie chce już jeść, nie ma z nią kontaktu, ma problemy z oddychaniem i odkrztuszaniem. Wezwałam lekarza rodzinnego, zlecił zastrzyki, dwie noce siedziałam z latarką na podłodze, przy łóżku, aby co jakiś czas ją oklepać, obrócić na bok, aby mogła już nie odkrztusić, ale zwymiotować. W ciągu dnia było jakoś łatwiej, szybciej czas leciał. To była sobota, po dłuższym czasie niemówienia, zaczęła mnie wołać po imieniu i pytać, czy jestem. Odpowiadałam jestem mamo i zapadała cisza.
Gdy w ciągu godziny temperatura skoczyła prawie do czterdziestu stopni, wezwałam pogotowie. Miałam świadomość, że to może być koniec, ale chciałam być pewna, że zrobiłam wszystko, że nic nie zaniedbałam. Panowie dali zastrzyk i chcieli zabrać do szpitala, ale przed wyjazdem, jeszcze postanowili zobaczyć stopy, czy bardzo opuchnięte. Gdy zdjęłam jej skarpetki, zauważyłam, że paznokcie lekko posiniały. Nie zgodziłam się na szpital, byłam pewna, że to już koniec.
Później już tylko wołała mnie po imieniu, nie pytała, czy jestem. Odzywałam się do niej, chwytałam za rękę i znów zasypiała.

Po dziewiętnastej poszłam zjeść kolację, czułam dziwny niepokój, nie czekałam aż się woda zagotuje, zjadłam na sucho i poszłam do teściowej. Była dziewiętnasta trzydzieści, siedziałam przy łóżku, kazała zapalić światło. Zaczęła się mi przyglądać, wręcz wlepiać we mnie wzrok, jakby to chciała zrobić na zapas. Zapytałam, czy chce pić, a może jeść, nie chciała. Patrzyła na mnie i się uśmiechała, gdy pytałam, czy ją coś boli, mówiła, że nie. Zaczęła mówić składnie i z sensem. Zrobiła coś jak rachunek sumienia, wspomniała historie, których nawet nie pamiętałam, a jej nie dawały spokoju. Powiedziała, jaka była dumna, gdy mogła moje nazwisko zobaczyć w gazetach, albo gdy ktoś jej powiedział, że ma ładną synową, czy też, gdy mogła pokazać sąsiadkom ścianę z moimi dyplomami, miała radość jakby to były jej sukcesy. Nigdy mi tego nie mówiła, zawsze miałam wrażenie, że to po niej spływa.

Miała świadomość, że odchodzi, wzięła mnie za rękę i powiedziała..zawsze mogłam na ciebie liczyć i ty jedna, jesteś ze mną do końca. Nie wiem czym sobie u Pana Boga zasłużyłam, że mi ciebie zesłał, znów zasnęła. Płakałam jak dziecko, z żalu, że to już koniec, z bezradności, ze wzruszenia.
Dochodziła dwudziesta, byłam sama w domu, ale jakoś nie czułam strachu, wyzbyłam się obaw, jakie miałam wcześniej. Cały czas trzymałam ją za rękę, po jakiś dziesięciu minutach otworzyła oczy, przyciągnęła moją dłoń do swoich ust, pocałowała mnie i powiedziała..córciu wiedz, że zawsze bardzo cię kochałam. Już cię zwolnię z opieki nade mną, teraz to ja się będę tobą opiekować. Łzy spływały mi po twarzy, nie umiałam nic powiedzieć. Patrzyła na mnie chwilę, ścisnęła mnie mocniej za rękę, uśmiechnęła się, wzięła głęboki oddech i to był koniec. Spojrzałam na zegarek, było osiem minut po dwudziestej.
Jeszcze dziesięć minut stałam i trzymałam ją za rękę, puls był niewyczuwalny. Zadzwoniłam po przychodnię na kółkach, aby lekarz stwierdził zgon.

Kiedyś znajomy psycholog, powiedział mi, że mimo swojej wrażliwości w sytuacjach kryzysowych jestem bardzo silna i opanowana. Że mam w głowie szufladki, które jedna po drugiej się wysuwają, co sprawia, że działam jak według wcześniej ustalonego planu. Wtedy go wyśmiałam, że to nieprawda.
A jednak miał rację, o niczym nie zapomniałam, od ulubionej bluzki, różańca, książeczki do trumny, nekrologi rozwieszone tam, gdzie ją znano, po napisanie ostatniego pożegnania i wieniec z herbacianych róż, jej ulubionych. Wszystko spokojnie, bez paniki i dramaturgii.
Nigdy  bym siebie nie posądziła o taką siłę, o takie opanowanie. Ja, która bardzo szybko się wzruszam, delikates i wrażliwiec, zachowałam się jak z kamienia, jak robot. Nie na darmo się mówi, tyle o sobie wiemy po ile nas sprawdzono.

Na stypie, szwagierka (średnia córka) przysiadła się do mnie mówiąc, że ma do mnie żal, iż nie zadzwoniłam do niej jak mama umierała. Nic się nie odezwałam, nie miałam ani siły, ani ochoty na czcze dyskusje. Po chwili powtórzyła to samo, gdy nie reagowałam, chwyciła mnie za ramię i spytała, czy słyszę, co ona do mnie mówi? Spojrzałam na nią i spokojnie odp..gdyby cię mama wołała, to bym zadzwoniła. Poszła sobie.

Rozkleiłam się dopiero po kilku dniach, gdy adrenalina opadła, wzięłam się za przeglądanie jej osobistych dokumentów, jakie przy sobie nosiła. W kosmetyczce znalazłam zapakowaną w mały woreczek kartkę, a na niej napisane.

W razie potrzeby proszę na mojej komórce wcisnąć 2 wtedy odezwie się moja....i tu imię.

Ta mała karteczka rozwaliła mnie na dobre, wtedy do mnie  dotarło, jak bardzo byłam związana z teściową i ona ze mną. Jadąc do lekarza lub do rodziny, zawsze się bała, że zasłabnie i gdzieś się zapodzieje w jakimś szpitalu. I choć w Częstochowie miała obie córki, a ja musiałam dojechać spory kawałek drogi, to mnie wolałaby wzywać.
Ten kawałek papieru i tych kilka ostatnich zdań, jakie wypowiedziała przed odejściem, są wielką nagrodą, są kwintesencją naszego wspólnego życia.
Zaczęłam sobie wyrzucać, że może za mało czasu z nią spędzałam, że niepotrzebnie czasem szukałam pretekstu aby choć na kilka godzin się wyrwać od niej i na chwilę zapomnień. Że mogłam coś więcej zrobić, pomóc, złagodzić jej ten trudny czas. Niestety, takie wyrzuty już nic nie zmienią.


Podsumowując całą tę historię, chcę podziękować tym, którzy byli ze mną w tym czasie. Którzy interesowali się, co u mnie, jak sobie radzę, czy nie trzeba mi jakoś pomóc? Którzy mnie rozśmieszali czasem na siłę i to pomagało. Za Michałem powtórzę, to nie krewni są moją rodziną, moimi przyjaciółmi, za którymi wskoczyłoby się w ogień, ale obcy Ludzie, choć już nieobcy. Nawet nie wiecie jakie to ważne, jakie to szczęście mieć takich Ludzi przy sobie. Dziękuję Wam bardzo. :)
Dobry przyjaciel jest wielkim darem nieba. Wiedział już o tym Platon, a ja tylko potwierdzam.
« Ostatnia zmiana: 29 Grudzień, 2017, 12:50 wysłana przez Tazła »
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Szarańcza

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #952 dnia: 29 Grudzień, 2017, 13:14 »
Tazła gratuluję Ci siły. Tego, że mimo doznanych krzywd nie chcesz być taka jak ludzie, którzy te krzywdy wyrządzili. Potrafisz być ponad tym, ponad swoim żalem i rozgoryczeniem.
Jesteś pięknym człowiekiem i jeśli Bóg zamachnie się na Ciebie swoim ognistym mieczem za odstępstwo to wolę zginąć z Tobą niż żyć przy takim bożku w sztucznym świecie z plastikowymi ludźmi.

Nie na darmo się mówi, tyle o sobie wiemy po ile nas sprawdzono.
To jest bardzo dobrze napisane. Wielokrotnie męczyły mnie myśli, że nie wiem kim tak na prawdę jestem. Które zachowania są moje, a które wyuczone. Jaką mam osobowość, jakie zalety i wady. Do czego jestem zdolna a do czego nie? Jakie są moje prawdziwe poglądy?
Miałam taką sytuację, że uczestnicząc w pomocy dla domu dziecka organizowanej przez firmę, w której pracuję, czułam w związku z tym ogromny dyskomfort. Bo my się w takie akcje nie angażujemy, że to nie nasze zadanie. I zapytałam siebie: czy patrząc obiektywnie to co robię jest dobre czy złe? Dobre! A potem przyszło kolejne pytanie? W takim razie kto nieproszony siedzi w mojej głowie i mówi mi, że robię coś złego?
Teraz wiem o sobie nieco więcej a ta wiedza już sporo mnie kosztowała.
Uświadomiłam sobie, że tego komponentu obcego, zewnętrznego jest we mnie za dużo i za bardzo spaja się on ze mną. Tak, że nie jestem w stanie czasem rozróżnić czy coś robię ja czy ten intruz we mnie.

Za Michałem powtórzę, to nie krewni są moją rodziną, moimi przyjaciółmi, za którymi wskoczyłoby się w ogień, ale obcy Ludzie, choć już nieobcy. Nawet nie wiecie jakie to ważne, jakie to szczęście mieć takich Ludzi przy sobie. Dziękuję Wam bardzo. :)
Przyłączę się do tych podziękowań!


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #953 dnia: 30 Grudzień, 2017, 18:36 »
Tazła gratuluję Ci siły. Tego, że mimo doznanych krzywd nie chcesz być taka jak ludzie, którzy te krzywdy wyrządzili. Potrafisz być ponad tym, ponad swoim żalem i rozgoryczeniem.
Jesteś pięknym człowiekiem i jeśli Bóg zamachnie się na Ciebie swoim ognistym mieczem za odstępstwo to wolę zginąć z Tobą niż żyć przy takim bożku w sztucznym świecie z plastikowymi ludźmi.

  Dziękuję, zawsze chciałam być inna niż ludzie między którymi wyrastałam. Nie podobały mi się kawki i herbatki po zebraniach i obrabianie tyłków nieobecnym. Do których jeszcze kilka minut wcześniej się uśmiechano i ''serdecznie'' ściskano dłoń.
Nie podobało mi się to zadzieranie nosa, bo by jesteśmy lepsi, znamy prawdę. I te wszystkie określenia, epitety jak się nazywano całą resztę ludzi.
I ta pogarda do wykluczonych. Choć czasem też mi się udzielała, może nimi nie gardziłam ( byłam za smarkata) ale się ich bałam. Wmówiłam sobie, że jak będę patrzyć na odstępcę, to będzie kolejny powód przez który zginę w armagedonie.

Odbijałam od ziemi i coraz bardziej wiedziałam, że chcę, a później, że będę inna.

Szarańcza, jak się na nas zamachnie ognistym mieczem, mamy szansę na to, że nie będziemy zbyt krwawić. Ogień zasklepi naczynia krwionośne. :D
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Szarańcza

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #954 dnia: 30 Grudzień, 2017, 19:15 »
Tazła widać, że aby zostać odstępcą trzeba mieć do tego predyspozycje ;)
Będąc częścią orga miałam podobne do Twojego podejście do ludzi. Okropnie kuła mnie ta obłuda.
Nie było jednak wyjścia, trzeba było zagłuszyć w sobie te naturalne odczucia żeby móc głosić jaka to nasza religia jest wspaniała i jak bardzo różni się od innych wyznań.
Ja ja się cieszę, że mam to już za sobą!

I myślę sobie, że jednak nikt tym mieczem nie będzie raczej wymachiwał więc nie wiem skąd będzie w raju gnój, ale zapewne nie z ludzkich zwłok :P


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #955 dnia: 31 Grudzień, 2017, 17:51 »

    Wracam do Karoliny, którą matka wyrzuciła z domu, a rok temu zgłoszono się do niej, że ktoś musi się zaopiekować matką. Opłacała jej pobyt w domu opieki, ale odwiedzać jej nie odwiedzała. W piątek rano dostałam SMS..śpisz, mogę zadzwonić? Przetarłam oko i byłam gotowa do rozmowy.

Czułam, że coś się stało, ostatnio rozmawiałyśmy kilka dni wcześniej, taka wiadomość nie wróżyła nic dobrego.
Po głosie już byłam pewna, że coś się stało, ale bardziej myślałam, że to jej bezdomny przyjacielu Januszu. Nie, to nie on, wieczorem do niej zadzwoniono, że zmarła jej matka. Mówiła, że nie wie co zrobić, jak się zachować, tam czekają na jej decyzję, a ona czuje się bezradna.
Zapytała mnie wprost..powiedz, co mam zrobić, iść na ten pogrzeb czy nie iść?

Tego jej powiedzieć nie mogłam, to mają być jej decyzje i ona się ma z tym dobrze czuć.
Jedno co jej mogłam powiedzieć, to to, co ja bym zrobiła, i  powiedziałam.
A więc ja bym poszła, aby mieć ''panowanie nad wszystkim'', wiedzieć, że nikt nie przyjdzie, kogo bym sobie nie życzyła (czytaj świadkowie) i nie będzie odstawiał szopek. Wzięłabym kwiaty, bez szaleństw, tak symbolicznie i znicz, aby później go zapalić. Zrobiłabym to, czego nikt z jej duchowej rodziny nie zrobi. A najważniejszą, rzeczą, dla jakiej bym poszła to, aby sobie kiedyś nie wyrzucać. Bo być ponad żal, uprzedzenia, złość to prawdziwa sztuka, nie każdego na to stać. Zabrałabym też dzieci, w końcu to ich babcia, a jak zapytają czemu się nie znali? Babcia była bardzo chora i nie mogła przyjmować gości. Przyjdzie czas na detale, szczegóły i relacje z całego życia.

Wysłuchała mnie i powiedziała, że nie wie co zrobi, ale ja wiedziałam, że pójdzie. Ona tak naprawdę zadzwoniła po to, aby jej na to ''pozwolić, nakazać jej'', żeby nie było, iż jest chwiejna i co rusz zmienia zdanie. Obiecała zadzwonić po pogrzebie.

Zadzwoniła dziś po czternastej, przywitałam ją krótko..opowiadaj Karolcia, jak tam po pogrzebie? A skąd wiesz, że poszłam, zapytała zdziwiona? Zaśmiałam się, ano wiem, wiem.
A więc po naszej rozmowie pojechała do domu opieki i szybko wspólnie wszystko załatwili.
Wczoraj o 12 odbył się pogrzeb, poza Karoliną i jej rodziną, było kilku pensjonariuszy i pracowników placówki. Dzieci złożyły kwitki na grobie, a Karolina zapaliła znicz. Nie czuła kompletnie nic, a nic. Ani żalu, ani złości, poszła jak na pogrzeb kogoś, kogo w ogóle nie znała.
Na cmentarzu zaczepiła ją kierowniczka ośrodka i kazała przyjechać, zabrać rzeczy matki. Początkowo mówiła, że nie chce nic zabierać, ale kobieta się upierała, że to dla nich kłopot, nie mogą wyrzucić, a przechowywać nie mają gdzie.
Mąż pojechał z dziećmi do domu, a ona po rzeczy. W dwóch workach były ubrania, które kazała wyrzucić, zabrała tylko pudełko.

Bała się je w domu otworzyć, że znajdzie tam coś, co ją zdołuje, albo całkowicie przerośnie, w końcu na dobrą sprawę, nic nie wiedziała o swojej matce.
Dziś rano, kiedy cały dom jeszcze spał, zajrzała do pudełka. Poza Biblią, tekstem i śpiewnikiem było jeszcze kilka strażnic i nic więcej. Pamiątki matki, tzn. plakietki, przeróżne zaproszenia z różnych organizacyjnych imprez. Kilka zdjęć z jakiś dużych imprez, na tle mównicy lub z jakimiś siostrzyczkami. Żadnych zdjęć Karoliny, żadnych jej dokumentów ani innych rzeczy, które by o niej przypominały. Dziewczyna się rozpłakała, mówi do mnie..ona mnie pochowała za życia. Najpierw mnie wyrzuciła z domu, a później z serca i pamięci.

Biedna płakała dość długo, po cichu się chyba łudziła, że znajdzie jakieś swoje zdjęcia, zdjęcia swoich dzieci zrobione z ukrycia. Jakieś niewysłane listy, cokolwiek, co by świadczyło o matczynej miłości. Znalazła też odręcznie napisaną kartkę, że matka wszystko, co posiada, zapisuje na Zbór Świadków Jehowy w....
Co zrobi, nie wiem, jak powiedziała musi się z tym przespać i doradzić Janusza, ''swojego prawdziwego rodzica''.
« Ostatnia zmiana: 31 Grudzień, 2017, 18:40 wysłana przez Tazła »
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #956 dnia: 03 Styczeń, 2018, 19:01 »


      Marek, mężczyzna po czterdziestce, ojciec dwóch córek, człowiek niezwykle pogodny, przyjaźnie nastawiony do świata i ludzi.
Jego ojciec zginął w wypadku, gdy miał cztery latka, wychowany przez matkę śJ. Kobieta, będąc nastolatką, ostro przechodziła okres buntu, będąc na gigancie spotkała świadków, którzy ją oczarowali. Gdy została świadkiem, rodzice (katolicy) wyrzucili ją z domu. Wtedy się usamodzielniła, później wyszła za mąż, urodziła Marka, została wdową. Nigdy więcej nie chciała rozmawiać z synem na ten temat, uważała, że to co wie, wystarcza.

Chłopiec poznał bliżej dziadków, jak zaczął chodzić do szkoły. Wtedy nikt dzieci tak nie pilnował, dzieci same wracały do domu, ale nie Marek. Jego na zmianę raz dziadek, raz babcia odprowadzali do domu. Oczywiście matka nie była tym zachwycona, ale było jej to na rękę. Jako samotna, nie zawsze miała dla syna czas. Jednak nigdy dziadków nie zapraszała do swojego mieszkania, było zdawkowe dzień dobry i zamykała drzwi. Czasem, gdy się buntował, babcia tłumaczyła, że mamy trzeba słuchać i odprowadzała do domu.

 W drugiej klasie robili laurki na dzień babci i dziadka, choć wiedział, że nie powinien, bo Jehowie się to nie podoba, to jednak zrobił. Prosto po szkole pobiegł do dziadków i zaniósł im prezenty. Do dziś ma przed oczami babcię, która ukradkiem ociera łzy i dziadka, gdy mówi..no, na takie arcydzieła to są potrzebne ramki i już następnego dnia wisiały w ramkach. Zasiedział się trochę, wcale mu się nie chciało wracać do domu, to był dzień zebrania. Gdy dziadek go odprowadzał do domu, po drodze spotkali matkę, jej mina nie wróżyła nic dobrego. W domu z dziecięcą szczerością opowiedział o laurkach i święcie dziadków. Dostał lanie, z armagedonową wykładnią. Było mu wszystko jedno, wykrzyczał matce, że może go zabić, a on i tak będzie uciekał do dziadków. Poprawiła mu, gdy się jej wyrywał krzyczał, czemu to tata umarł, a nie ty. To nie ostudziło matki, wprost przeciwnie.

Następnego dnia, to babcia przyszła po niego do szkoły, o nic nie pytała, jego chód wszystko mówił. Gdy próbował usiąść podłożyła mu poduszkę pod tyłek, widział, że płakała, gdy nie patrzył.
I tak Marek żył w dwóch światach, u dziadków miał gry i zabawy, na jakie nie pozwalała religia matki. Był też Mikołaj, choinka, tort na urodziny, pisanki na Wielkanoc i smażenie pączków z babcią na tłusty czwartek. Do dziś pamięta, te jego przeróżne pokraczne potworki, które babcia smażyła, a później razem zjadali.

Babcia była znakomitą krawcową, dlatego Marek był najlepiej ubranym młodzieńcem w szkole. Wystarczyło, że o czymś napomknął, a już szła do Pewex-u i dokładnie oglądała model, robiła notatki, a później odtwarzała. Dziadek też nie był gorszy, pracował jako ślusarz, po pracy całe godziny spędzał w swoim warsztacie. To tam powstawały zabawki, jakich Markowi zazdrościli koledzy i każdy chciał się z nim zaprzyjaźnić. Dziadkowie nigdy nie narzekali, że przez ich dom i podwórko przewija się tabun dzieci. Dziadek pilnował, pokazywał co robi, a babcia karmiła. Uczyli go poszanowania dla innych, zwłaszcza do biedniejszych i słabszych. To oni mu wpajali szacunek i tolerancję, a uczył się jej na przykładzie Jacka, chłopca z ogromnym zezem i wadą wymowy, który był obiektem drwin. Jednak gdy Marek się z nim przyjaźnił, inni nie mieli wyjścia. I tak z małego chłopca w ładnych ciuszkach, wyrósł szkolny przystojniak (mój dopisek) w modnych ciuchach. Teraz nie tylko miał masę kolegów, jeszcze więcej było koleżanek. Jedna najbardziej zawładnęła jego sercem, spotykali się kilka miesięcy, w końcu babcia chciała ją poznać. I to było ostatnie spotkanie młodych ''narzeczonych'', dziewczyna nie była zachwycona siedzeniem u dziadków. Widząc, że nic lepszego się nie zanosi, kazała się odprowadzić do domu, później skwitowała krótko..więcej nie chcę siedzieć z jakimiś staruchami. I nie siedziała, to bardzo zabolało Marka, w końcu to byli jego ukochani dziadkowie i wcale nie byli żadnymi staruchami, nie mieli nawet sześćdziesięciu lat.

Od tamtej pory, każdą poważniejszą znajomość brał na test (jak się do dziś śmieje) do dziadków. Jeśli dobrze wypadła, umiała się zachować, a jak już sama chciała chodzić do dziadków, to w ogóle była jego wielka sympatia. Gdy miał siedemnaście lat, otwarcie powiedział matce, że świadkiem nie będzie i nich się nie łudzi, że przyjmie symbol. Wtedy kazała mu się wynosić z domu, ona darmozjada i niewdzięcznika utrzymywać nie będzie. Od tamtej pory, aż do dziś mieszka z dziadkami. Postanowił zapytać dziadków jak to z matką było, znał jej wersję i to tylko tak powierzchownie. Dziadkowie nie wzbraniali się przed rozmową, nie obwiniali córki, ani siebie, opowiadali jak było z ich punktu widzenia...
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #957 dnia: 06 Styczeń, 2018, 12:15 »

  Marek cd


      Skończyła szkołę zawodową i zamiast iść do pracy, zapragnęła być pionierką. Rodzice nie byli zachwyceni jej religią, nie ciągali ją też na siłę do kościoła, ale też nie mieli zamiaru utrzymywać dorosłej córki. Postanowili ultimatum albo idziesz do pracy i rób sobie po godzinach co chcesz, albo szukaj sobie swojego lokum, my cię utrzymywać nie będziemy. Ona uniosła się honorem i wyprowadziła z domu. Nie utrzymywała z nimi ani z bratem żadnego kontaktu. Po kilku latach zaczepił babcię na ulicy młody mężczyzna, mówiąc, że jest mężem jej córki.

Wtedy dowiedzieli się, że wyszła za mąż. I choć zięć był sympatykiem świadków, odwiedzał ich regularnie, to dzięki niemu wiedzieli, że zostali dziadkami i poznali wnuka. Przychodził do nich dość często, wszystko jednak w tajemnicy przed żoną. Sam był wychowankiem domu dziecka i może dlatego tak bardzo przylgnął do teściów. Po pewnym czasie zapytał nieśmiało, czy może do nich mówić, mamo i tato? Bardzo ich to ucieszyło, od tamtej pory mówił mamuś i tatku, kochali go jak syna. Gdy umierał po wypadku, dyżur w szpitalu miała dalsza sąsiadka dziadków, prosił, aby im przekazała, że ich kocha jak prawdziwych rodziców i żeby pamiętali o Marku, aby się nim opiekowali także za niego. Oboje bardzo przeżyli tę śmierć, żeby nie sąsiadka nawet by nie wiedzieli, że zmarł.

Tak poznał drugą stronę opowieści, która mu bardziej pasowała do jego matki.
Gdy się żenił, poszedł zaprosić także matkę, nie przyszła. Skwitowała krótko, nie jesteś takim jak cię wychowała, nie żenisz się w panu, nie mamy o czym gadać.
Wcale nad tym nie bolał, nie był aż tak związany z matką, najważniejsze, że byli dziadkowie i reszta rodziny. To był jej wybór i jeśli do znajomych narzekała na samotność, to miała ją na własne życzenie. Od lat przy wigilijnym stole babcia stawiała dwa puste nakrycie, jedno dla córki, drugie dla niespodziewanego gościa. Przez te wszystkie lata nigdy o niej nie mówili źle, czasem jak Marek się ciskał, nawet ją usprawiedliwiali, kazali, aby zrozumiał jej zachowanie.

Nie potrafił wtedy, nie chce też teraz, nie rozumie jak można wybrać obcych ludzi, a gardzić rodziną. Dziś już wie, że matka jest typowym przykładem, który sekta ukształtowała na swoje potrzeby.
Spotkał matkę na pogrzebie ciotki, była jak zawsze sama, on zaś z córkami.
Patrzyła na dziewczynki z zaciekawieniem, ale bez emocji. Wtedy im powiedział..to jest wasza babcia, ta druga (tak o niej w domu mówili). Podały jej rękę, przedstawiły się i tyle było czułości. Marek, człowiek bardzo życiowy i energiczny, nie mógł sobie odmówić podsumowania ich relacji. Zwrócił się do matki..zawsze mówiłaś, że dziadkowie są podli, bo nie dali ci wierzyć w jedynego prawdziwego Boga. Może i coś w tym jest, ale oni w przeciwieństwie do ciebie, znali wnuka, czyli mnie i wiele razy wyciągali do ciebie rękę na zgodę. A ty? Dziewczyny zaraz wkroczą w dorosłość, a ty ich nawet nie znasz. Twoi rodzice są staruszkami, a ciebie nie interesuje co u nich. Pytam się ciebie, czy tak ci nakazuje twoja prawda i twój prawdziwy Bóg?

Kazała mu się odczepić od świadków. A on do świadków nic nie ma, jak coś ma to do niej.
Od tamtej pory jak się czasem spotkają na ulicy, zawsze ją pyta co u niej słychać? I robi to dlatego, że tak mu wpoili dziadkowie.
Dziś mówi, że miał super dzieciństwo, wiele miłości i wszystko, czego młodemu człowiekowi do szczęścia potrzeba. I choć czasem matka go tłukła czym popadło, to tych dobrych chwil z dziadkami, było dużo więcej. Do świadków ma stosunek obojętny, jeśli ma żal to do matki. Jednak bardziej niż jemu, spaprała sobie życie. Dobiega siedemdziesiątki, jest samotną, zgorzkniałą kobietą, wystającą przy stojaku, jak za karę. Ma rodziców staruszków, którzy, mimo że mają ponad dwadzieścia lat więcej niż ona, są radośni i pogodni. Do tego otoczeni ludźmi, którzy ich kochają i oddają tę miłość, którą oni im kiedyś dawali i dają nadal.

W czasie rozmowy Marek zapytał mnie..powiedz mi, kto, matka czy dziadkowie swoim życiem bardziej zaskarbili sobie na łaskę Boga?
Nie mnie oceniać, ale jak mówi Ew... Po owocach ich poznacie. Nie po wynikach, wystanych godzinach, rozdanych strażnicach, wyklepanych regułkach, ale po owocach, tych prawdziwych, a nie tylko z nazwy.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #958 dnia: 10 Styczeń, 2018, 20:40 »
Coś w stylu , było nie minęło czyli chyba jestem gorsza od diabła. :D


    Jakiś czas temu napisała do mnie pani, czy się z nią nie spotkam? Ok, nie ma problemu.
Idąc przed czasem na spotkanie, widzę siedzi kobieta i ja ją znam. Mało tego, znam bardzo dobrze, ona mnie nie widziała, a ja korzystając z czasu postanowiłam jeszcze nie podchodzić.

Poszłam dalej i napisałam do niej maila, że chwilę się spóźnię i czy się nie zastanawiała nad tym, że możemy się znać? Bardzo szybko mi odpisała, że nie ma problemu, jest w takim stanie, że sam szatan nie jest jej straszny. Ok, już nie odpisywałam, jeszcze chwilę odczekałam i pięć minut po czasie poszłam.

Podchodząc do stolika, powiedziałam..cześć i imię. Nie odpowiedziała, zrobiła wielkie oczy, zapowietrzyła się normalnie. Zaczęłam lekko żartować, że świat jest mały, a internet to takie ustrojstwo, że nigdy nie wiesz kto jest z drugiej strony, póki nie zobaczysz na własne oczy.
I ja tak sobie gadałam, gadałam a ona nic. W końcu mówię..powiedz coś? Znamy się od zawsze, jesteśmy spokrewnione, powinno być łatwiej.

Nic mi nie odpowiedziała, wstała bez słowa i odeszła, a raczej pobiegła.
Dopiłam kawę i naszła mnie refleksja..szatan nie był jej straszny, a ja tak. :-\ Niezła nominacja.   ;D

Z okazji świąt, napisałam do niej maila i wspomniałam, że spotkanie nadal aktualne, jeśli tylko zechce. I bez obaw, nikt z rodziny się nie dowie ode mnie.
W niedzielę napisała, że jeśli nadal chcę się z nią spotkać, to ona jest gotowa. Ok, odpisałam, ale jak mnie teraz wystawisz i znów sp...to pojadę do Ciebie do domu i mi zwrócisz za paliwo. :D
A więc jutro jadę się z nią spotkać.

Nie dziwię się, że się boi. Ojciec, teść starsi, siostra, brat z rodzinami w org, matka i mąż też.
Coś musi być powodem tego, że się chce spotkać z kimś takim jak ja, coś ją uwiera.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #959 dnia: 18 Styczeń, 2018, 20:27 »


   Rozmawiałam z Adamem, zgodził się aby zamieścić te kilka słów.

 W niewielkim odstępie czasu zmarli ojciec i teść Adama.
Ada z Robertem i dzieciakami wyjechali do Londynu, gdzie Robert został oddelegowany z pracy.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).