Witam ponownie w tym wątku po dłuższej nieobecności
Historię, którą chcę Wam pokrótce opowiedzieć zdecydowałem się nazwać - "
Wdzięczność Świadka Jehowy"
Pewnie nie pisałbym tu już za wiele, gdyby nie sytuacja, która mnie dziś spotkała.
Może przypomnę, że oficjalnie odeszliśmy z organizacji pisząc wraz z żoną listy na przełomie maja i czerwca
ubiegłego roku.
Dziś mój sympatyczny sąsiad z góry dzwoni do moich drzwi, chcąc przekazać mi przesyłkę na moje nazwisko, którą wczoraj odebrał od kuriera, ponieważ nie było mnie w domu (zdjęcia przesyłki w załącznikach, ponieważ nie potrafię ich tu wstawić).
Przesyłka nie z daleka, bo z Berlina (ja mieszkam tuż przy samej granicy tego miasta w Erkner). Dopiero, gdy spojrzałem na nadawcę zrozumiałem wszystko...
Przesyłka zawierała kilka moich profesjonalnych narzędzi budowlanych.
Tuż przed "Pamiątką" u świadków, napisałem SMS-a do Piotra, nadawcy tej paczki. Proiłem o zwrot tego, co należy do mnie, gdyż zaraz minie rok, a tu ani widu, ani słychu... Dalej, że jeśli wciąż nie zamierza się odzywać to mogę wpaść do nich z kamerą na tą imprezę po zachodzie słońca i przypomnieć publicznie kilka 'kwiatków', których dokonali tamtejsi członkowie zboru, a których byłem często naocznym świadkiem, i zrobimy mały reportaż.
Odpisał.
Coś w stylu, że jak wiem on zawsze oddaje rzeczy, które jest komuś dłużny. Przeprosił, że to tak długo trwało i postara się oddać jak najszybciej lecz, w tym czasie jest chory to nie wychodzi nawet z domu.
Piotr był mi najbliższą osobą w organizacji. Poznaliśmy się w Polsce, gdy schodzili z terenu, gdzie byli pionierami, bo jego żona zaszła w ciążę i potrzebowali większego mieszkania oraz stałej pracy. Pomogliśmy im znaleźć mieszkanie tuż za płotem naszego domu, choć wtedy jeszcze w ogóle się nie znaliśmy, ani nawet nie widzieliśmy. Usłyszeliśmy tylko o ich trudnym położeniu i zrobiliśmy ze swej strony to, co było w naszej mocy.
Piotr był tak w porządku człowiekiem z dużym poczuciem humoru
, że od razu się polubiliśmy. Zaufaliśmy mu do tego stopnia, że miał klucze od naszego garażu pod domem, skąd mógł brać kiedy chce niezbędne mu narzędzia, czy choćby ciąć sobie u nas drzewo na opał.
Gdy po kilku latach po raz kolejny spotkała go podobnie trudna sytuacja, bo jego żona spodziewała się kolejnego dziecka, mieli kredyt mieszkaniowy, a on czuł, że nie zostanie mu już przedłużona umowa o pracę, zadzwonił do mnie. Był wtedy jedynym żywicielem rodziny. Zapytał, czy byłaby możliwość podjęcia przez niego pracy tu pod Berlinem, gdzie my już wtedy mieszkaliśmy od blisko roku czasu.
Pech chciał, że w tym samym czasie stracił również pracę drugi nasz wspólny znajomy z naszych stron w Polsce, Tomek. Też oczywiście świadek
. Nie zastanawiając się długo, zapytałem swojego szefa, czy mogę opuścić ekipę jego ludzi i stworzyć własną, zarazem dalej wykonując dla niego usługi. Ponieważ jest człowiekiem wyrozumiałym i mieliśmy dobry kontakt, zgodził się na ten układ.
Tak więc od tego czasu wspólnie pracowaliśmy zadowoleni, bo w ekipie samych świadków. By ograniczyć ponoszone przez Piotrka i Tomka koszty do minimum, ze względu na ich trudną sytuację i przelicznik życia inny niż w Polsce, pozwoliliśmy im na czas pobytu, i pracy w Niemczech pomieszkiwać u nas przez 5 dni roboczych. Na weekend w piątek po pracy wracali do swoich domów. Dostali wspólny pokój. Ta sytuacja trwała ponad 2 miesiące. Gdy Tomek miał już nagraną dobrą pracę w Polsce, postanowiliśmy w jego miejsce przyjąć do naszego mieszkania żonę Piotra z synkiem. Pomieszkali tak nieco ponad miesiąc, aż poruszone kontakty w zborze i rachunki z kilku miesięcy pozwoliły im na znalezienie własnego mieszkania w Berlinie.
Choć z wieloma członkami zboru widzieliśmy całe mnóstwo nieprawidłowości, choćby w naszym jednym polskojęzycznym zborze w Berlinie, i nawet kilka odważniejszych osób poszło z nimi do nadzorcy obwodu podczas wizyty, a Piotr był pierwszym z nich, to jednak dalsze "przywileje" służby zamknęły im usta. Choć wciąż byliśmy wtedy jeszcze w zborze, czuliśmy już niechęć innych członków zboru do nas, ponieważ nie dawaliśmy za wygraną i pragnęliśmy na ile możemy "oczyścić zbór", by Bóg mu błogosławił.
Po naszym odejściu z organizacji
ani słowem nie odezwał się do nas
żaden tych dwóch wymienionych powyżej z imienia, choć mamy kontakt z nielicznymi osobami, które wciąż pozostają w organizacji, ale wyraźnie poprosiły o dyskrecję.
Nawet specjalnie przyjechało do mnie dwoje starszych zboru, a jeden z nich to koordynator, by wręczyć mi osobiście wezwanie na przesłuchanie dotyczące powołania przeciwko mnie komitetu sądowniczego, a tu ktoś tak bliski, z kim tyle razem przeżyliśmy, robi taki wybieg...
Może tyle.
Pozdrawiam!