Oficjalnie - w odpowiednim miejscu witam bardzo serdecznie wszystkich Forumowiczów
Wczoraj mój mąż się przywitał (Cielec K...
), więc postanowiłam napisać też więcej o sobie:
Mój staż w WTS-ie jest nawet dłuższy, bo od roku, gdy zostałam głosicielem, mając 10 lat
minęły 32 lata, od chrztu w wieku 14 lat - 28 lat! Swojego pierwszego punktu w TSSK to nawet nie pamiętam.
W zasadzie jestem w tej organizacji "od urodzenia", bo moi rodzice zaczęli studiować Biblię ze ŚJ, gdy miałam jakieś 4 lata.
Pomimo tego, że wszyscy się ochrzciliśmy (łącznie 6 osób) to jednak historia mojej rodziny obfituje w przykre, smutne, często szokujące wydarzenia. Jest ona bardzo charakterystyczna, więc na razie nie będę zdradzać szczegółów.
WTS nie przyczynił się do rozwiązania pewnych problemów, które istniały przed poznaniem "prawdy" a nawet je spotęgował i wywołał kolejne. Aktualnie w wyniku tych wszystkich zawirowań w organizacji jestem tylko ja i jedna siostra (również przebudzona
).
Są też oczywiście miłe wspomnienia z dzieciństwa, a szczególnie z okresu, gdy byłam nastolatką, choć tych przykrych wspomnień jest więcej.
Te pozytywne wiążą się ze służbą pionierską, którą pełniłam przez większą część nauki w szkole średniej. Co ciekawe, po pierwszej klasie byłam w czasie wakacji bardzo gorąco zachęcana przez dwóch pionierów specjalnych do rzucenia szkoły i pójścia "w pionierkę". Była wtedy taka "moda". Rozważałam taką ewentualność - mój ojciec był za, a mama przeciwna. Ja jednak przemyślałam tę decyzję i postanowiłam kontynuować naukę i podjąć też służbę pionierską. Tak się stało. Dałam radę i skończyłam szkołę będąc pionierem, czego nie żałuję. Z powodów rodzinnych nie mogłam pójść na studia, choć uczyłam się bardzo dobrze. Poszłam do pracy, a później skończyłam też studia, z czego jestem bardzo zadowolona. Zdrowy rozsądek zawsze mnie chronił przed całkowitym poddaniem się psychomanipulacji organizacji.
Kolejne lata naszego wspólnego życia już po ślubie też nie były usłane różami. Przeżyliśmy kilka naprawdę trudnych okresów w naszym życiu (ogromnie stresujące zdarzenia losowe), co spowodowało, że już od dawna wiele rzeczy nie podobało się nam w WTS-ie. Między innymi reakcja braci na nasze problemy, daleka od miłości braterskiej. Jakoś to jednak sobie tłumaczyliśmy na korzyść organizacji.
Nie wiem, co było takim pierwszym momentem przełomowym, od którego rozpoczął się proces wybudzania. Z pewnością wiele czynników się na to złożyło - dziesiątki stron w internecie na stronach angielskojęzycznych, jedna niemiecka, polskie strony i fora, "Kryzys Sumienia", książka Robina de Ruittera pt. "ŚJ wobec polityki USA, syjonizmu i wolnomularstwa" (jeżeli ktoś nie czytał to można ściągnąć stąd:
http://wolna-polska.pl/wiadomosci/swiadkowie-jehowy-wobec-polityki-usa-syjonizmu-wolnomularstwa-robin-de-ruiter-2016-04).
Jestem wdzięczna Bogu za to, że otworzył mi oczy na prawdę o WTS i że razem z mężem i synem jesteśmy zjednoczeni pod tym względem. Na razie z różnych powodów jesteśmy w zborze, chociaż mamy za sobą pierwsze zgromadzenie obwodowe, na którym nas nie było.
Podsumowując, dziękuję Wam za to, że jesteście tutaj.
Wiele Waszych wpisów naprawdę mnie poruszyło i podniosło na duchu.