Zrezygnować z pracy biurowej na rzecz fizycznej jest rzeczywiście stosunkowo łatwo.
Ucieczka od korporacyjnego wyścigu szczurów lub biurokratyczno-urzędniczej "szarości dnia" może się na początku wydać nawet bardzo pociągająca - przez pierwszych kilka tygodni taki bliski kontakt ze szklanymi powierzchniami płaskimi może być prawdziwą przygodą, długo wyczekiwaną odmianą.
Tyle tylko, że ta zabawa też bardzo szybko się nudzi i przestaje być zabawą. Nadchodzi gorsza pogoda, jakieś problemy zdrowotne, a tu niestety o przytulnym foteliku biurowym w ciepłym, zadaszonym pomieszczeniu teraz można już tylko pomarzyć... Powrót w drugą stronę: z parapetu na fotel jest już niestety o wiele trudniejszy...
Chętnie zobaczyłbym miny tych teraz tak uśmiechniętych "szybomyjców":
- po roku zabawy z mokrą ścierą,
- po 15 latach,
- w wieku przedemerytalnym.
Chociaż nie, źle się wyraziłem, nikomu źle nie życzę, te miny powinni sobie wyobrazić ci, którzy teraz poddawani są temu obrzydliwemu, propagandowemu chłamowi...
Mnie w tym filmiku motyw z rzuceniem pracy też wkurzył.
W ogóle film jest w 100% stylizowany na filmiki reklamujące urządzania do ćwiczeń oraz zestawy do gotowania.
Najpierw pojawia się smutny obraz zrozpaczonych, przemęczonych ludzi i pojawia się komentarz "Masz już dość ciężkich ćwiczeń i nieskutecznych diet..?!"
W filmiku o prostym życiu jego bohaterowie są niezadowoleni z pracy biurowej (umierają z nudów i rozpaczy przy monitorze komputera) oraz obrzydły im wyjazdy na urlop (wracają z walizami jakby poturbowani życiem).
Ale nagle pojawia się światełko w tunelu, czyli ROZWIĄZANIE ich problemów!
W reklamach tym rozwiązaniem jest sprzęt do ćwiczeń na którym przez cały czas ćwiczący ma uśmiech na twarzy i ani jednej kropli potu na ciele. I oczywiście mięśnie jak buły na brzuchu
Natomiast w naszym propagandowym filmiku uśmiech wywołuje "przyjemna" praca przy myciu okien (dziwna sprawa, że nie pokazali okien na wysokości, gdzie trzeba się naciągać i później bolą ręce, kręgosłup itd.) oraz ... brak urlopu i domu, a w to miejsce "wieczne wakacje" w upalnej Afryce, gdzie zapewne mieszkają w jakiejś lepiance i mają szansę żeby złapać świerzba i wypić Amebę z wodą.
A załóżmy taki scenariusz... owa kobieta w tej Afryce zachodzi w ciążę. I CO DALEJ? Mieszkają z dzieckiem w buszu? A może chcą wrócić do Ameryki? Tylko gdzie wrócą? Dom sprzedany, pracę rzucili oboje. Może będą mieli w tej sytuacji szczęście i nadejdzie wybawiajacy ich Armagedon...?!