Problem w tym, że w średniowieczu niemal żadnej literatury nie zapisywano w językach narodowych. Alfabetyzacja i edukacja przebiegała od początku do końca po łacinie. Językiem wykładowym i lekcyjnym była łacina. Paracelsus (XVI w.) jako pierwszy wykłada na Uniwersytecie w Bazylei nie po łacinie, a po niemiecku. Łacina była kiedyś czymś więcej niż dziś angielski (a przed angielskim francuski). Skoro więc możemy mówić o swoistej panlatynizacji Europy (trwającą przez całe średniowiecze, a i w renesansie łaciny nie porzucono - wystarczy sobie poczytać ile Kochanowski pisał po polsku, a ile po łacinie!) to nie dziwi, że człowiek umiejący czytać i pisać, czytał i pisał (we wcześniejszych okresach tylko, a późniejszych głównie) w języku Cycerona. Więc jakbyś miał to szczęście, że dotknęła by Cię w tamtych czasach alfabetyzacja, to posługiwałbyś się łaciną. Na koniec wiersz Tuwima (XX w.):
Uczysz się, wkuwasz: terra, terrae,
A potem: amo, amas, amat,
I fero, tuli, latum, ferre...
Jaka to męka! Co za dramat!
A ile ut’ów, jakie cum’y
Supina, groźne gerundivy!
I dręczą cię wyjątków tłumy,
I strasznie jesteś nieszczęśliwy!
Aż nagle – nagle wszystko umiesz,
Już krąży w twojej krwi łacina
I dumny jesteś, że rozumiesz:
„Quousque tandem, Catilina?...”
I już ci nie żal szkolnej pracy,
Gdy żyje, kwitnie każde słowo,
A ty z Wergilim i Horacym
Przeżywasz stary Rzym na nowo
I myślisz: wieczny pomnik wznieśli,
Choć nad nim czas burzami leciał!
Jakiż to „martwy język”, jeśli
Nie więdnąc przetrwał tysiąclecia!
I potem ci się terra ... terram ...
I amo ... amas ... przypomina:
I kochasz ziemię, amas terram,
Z którą złączyła cię łacina.
I ona kocha cię (amaris),
I jużeście się zrozumieli
Z italskim morzem (mare, maris),
Z italskim niebem (caelum, caeli).