Jestem podobnego zdania. WTS-owska propaganda sukcesu nigdy do mnie nie docierała. Wręcz powodowała u mnie poczucie jakiegoś niesmaku, zażenowania, kiedy w Strażnicy czytało się, że "słudzy prawdziwego Boga są: i tu następowała wyliczanka jacy wspaniali i w ogóle, podczas gdy "ten zepsuty system rzeczy...." itp.
Ja tego nigdy tak nie widziałem.
Wyszedłem z tego "zepsutego" świata, w którym obracałem się w naprawdę przyzwoitym towarzystwie. Towarzystwie ludzi umiejących się bawić, którym alkohol nie przeszkadzał w życiu rodzinnym czy zawodowym. Prowadzili normalne życie, jeździli na urlopy, spłacali kredyty. Różnica tkwiła wyłącznie w wierzeniach. I nie był to powód, dla którego miałbym się od nich odciąć jak od parszywych.
I tak jak świadomy jestem tego, że poza organizacją istnieją patologie, tak samo wiem, że te same patologie mają też miejsce w jw org. I nikt i nic nie przekona mnie do tego, że jest inaczej. Jest takie przysłowie, że złego kościół nie naprawi, a dobrego knajpa nie zepsuje. Światopogląd nie ma tu nic do rzeczy. Podobnie jak zalecany wszechstronny nadzór Strażnicy: obojętnie czy chodzi o spotkania zborowej młodzieży czy spożywanie alkoholu.
Powinni pisać raczej, że słudzy prawdziwego Boga nie dopuszczają się tego czy owego, pod warunkiem że są dobrze obserwowani.