Dziś na ulicę gdzie mieszkam był nalot.
Akurat wyszłam do ogródka przed domem robić porządki po wczorajszej wichurze, a tu idą. Pomyślałam wrrrr.... jeszcze oni mi tu potrzebni.
Pytają czy mogą wejść na podwórko, mówię że nie, jest pies o czym informuje tabliczka. A więc czy ja mogę do nich podejść? Też mówię nie, bo nie mam czasu.
Na co droga z pań ....ładny ogród...odpowiadam, że nieładny bo zaśmiecony, gałęzi nałamane, paskudny. To ona że ładne kwiaty, więc ja znów, że nie bo połamane, pomierzwione, płatki postrącane. A więc pani ciągnie dalej....fajny piesek. Ja znów swoje....nie, wredna liniejąca @, przechowalnia kleszczy i zbieracz rzepów.
Już widziałam jak spoglądają na siebie porozumiewawczo. Pomyślałam nooo zaraz mi dowalą. Tym razem pierwsza....a czy pani jest z czegoś zadowolona? Szybko odpowiadam jej że tak, soczyście się przy tym uśmiechając. Ona pyta kiedy? A ja....gdy widzę miny odwiedzającym mnie świadków, którym mówię że jestem świadkiem jehowy wykluczonym za odstępstwa.
Ale je zatkało, po chwili obie jak na komendę powiedziały...to my już pójdziemy, nie będziemy przeszkadzać. Ja do nich....drogie panie poczekajcie, porozmawiamy sobie szczerze, nie uciekajcie! Na nic moje zaproszenia, nawet nie reagowały
A tak miło się rozmawiało.