Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.  (Przeczytany 17428 razy)

Offline Lebioda

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #15 dnia: 23 Luty, 2016, 05:22 »
Wielkie dzieki bracie Lebioda, ze zadales sobie tyle trudu aby taka sterte materialu przerobic i podac do publicznej wiadomosci w formie przyswajalnej do strawienia lacznie z Twoimi przemysleniami, ktore uzupelnily smak tej "potrawy"odpowiednimi przyprawami!Pozostal jednak spory niedosyt w temacie.Gdzie i jak mozna dowiedziec sie cos wiecej o slabych duchowo braciach z komitetu "pietnastu"?Mam wrazenie, ze ocieralem sie o nich w swoim zyciu, a przynajmniej o paru z nich.Jestem glodny tej wiedzy. Czy ktos mi pomoze zajrzec pod  dywan,ktory przykrywa te sprawe?Jeszcze raz dziekuje bracie za strawe "w slusznym czasie" i serdecznie pozdrawiam!

Wielka prośba do brata Nomady! Wszelkie opinie, dobre czy złe, proszę o zamieszczenie w tym sąsiednim przeznaczonym do tego celu dziale. Tyle dla Formalności! [M: Przeniosłem post Nomadana do tego wątku]

Teraz wracam do odpowiedzi na Twoją prośbę. Cała nasza wspólna praca z Gedeonem polega na ciągłym zaglądaniu pod dywan, a co tam zobaczymy, staramy się opowiedzieć. Następny cykl będzie dotyczył właśnie interesującego Ciebie tematu. Mam jednak do Ciebie pewną propozycję. Ponieważ piszesz, że prawdopodobnie „ocierałeś” się o niektóre postacie tu występujące, jest do Ciebie prośba, abyś nam coś o tych napisał. Wszystkie najdrobniejsze okoliczności są ważne, ponieważ z tych drobnostek powstają te opracowania, które Cię zachwycają. Przemyśl propozycję.
« Ostatnia zmiana: 23 Luty, 2016, 08:21 wysłana przez M »


Offline gangas

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”
« Odpowiedź #16 dnia: 15 Marzec, 2016, 22:14 »
Nie wiem za jasną cholere jak mam te pliki odnaleźć. Pomóżcie !!!! Swoją drogą ciekawy materiał
Jutro to dziś tyle że jutro.


Offline M

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”
« Odpowiedź #17 dnia: 15 Marzec, 2016, 23:29 »
Nie wiem za jasną cholere jak mam te pliki odnaleźć. Pomóżcie !!!! Swoją drogą ciekawy materiał

Które pliki? Nie widzisz załączników w postach gedeona powyżej?


Offline gangas

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #18 dnia: 16 Marzec, 2016, 15:35 »
 Ten post jest przeniesiony z wątku Lebiody i prawdopodobnie tam są sygnatury podane bez załączonych plików. Tu wszystko działa ok. Zaczyna się bardzo ciekawie. Pamiętam zgromadzenie z 82' ale się wszyscy jarali wolnością.
Jutro to dziś tyle że jutro.


Offline Lebioda

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #19 dnia: 29 Marzec, 2016, 06:31 »
… i co nam zostało z tych lat?


Lebiodo, cały czas na bieżąco śledzę Twój wątek i co rusz przychodzą mi do głowy różne wnioski.
 
Jeden z nich jest taki, że tak naprawdę nic się nie zmienia - oprócz formy i przekazu. Za Twoich lat - że tak się wyrażę - Armagedon miał być na wyciągnięcie ręki i wszystkie znaki na niebie i na ziemi zdawały się potwierdzać, że bracia mają rację. O tym, że to był blef - wiemy. Dzisiaj Organizacja nauczona doświadczeniem unika podawania konkretnych dat - bardziej idzie w stronę umacniania wujków z CK jako wybranych przez samego Boga.
 
Ty reprezentowałeś pokolenie wojenne i wczesnopowojenne. Ja obserwuję ludzi dla których młodość przydała na okres zmian ustrojowych, młodość na początek lat 90-tych. Pamiętam te zachęty, że 'ostatek jest już na wymarciu, że pokolenie, że nie dożyjemy do końca XX w.'. Z perspektywy lat obserwuję ludzi, którzy w ciemno poszli za tym trendem - nie szli na studia, nie otwierali firm, nie budowali swoich pozycji, szukali często partnera 'na siłę', a wytężali się w dziele Pana: głosili,  budowali Sale, wyjeżdżali na tereny. Kiedyś o tym pisałem - jakiś czas temu wpadło mi w ręce zdjęcie z 92' albo z 93' ze spotkania dla młodych po niedzielnym zebraniu: ok. 30 uśmiechniętych osób. Jak udało mi się ustalić: ok. 15 osób od dawna w Organizacji nie ma. Ok. 10 osób jest SJ, ale schowali się pośród przeciętności - dzisiaj już są raczej zmęczeni życiem nie mając niekiedy 40 lat. 2 osobom udało się odnaleźć w strukturach WTS i błyszczą przy organizacji Zgromadzeń. Piszę o tym, żeby niejako spróbować zamknąć klamrą te dwa okresy pokolenia, które się ze sobą zazębiają   - Twojego i mojego.
 
Widzę natomiast następne pokolenie. Pokolenie TV.JW.ORG, pokolenie www.jw.org., pokolenie tabletu i pokolenie karty kredytowej przy pomocy której robi się przelew dla Organizacji. Moje subiektywne odczucie jest takie, że dzisiaj mniejszy nacisk kładzie się głoszenie, na wyjeżdżanie - większy na pieniądze, na budowanie i na...laicyzację. Dlaczego? Wystarczy przejrzeć książki i publikacje do studium. Kiedyś były to 'kobyły' w stylu OBJAWIENIE, gdzie przy pomocy cudownej iskierki magicznego natchnienia bracia w imieniu Boga objawiali i interpretowali wydarzenia na scenie polityczno - religijnej. Teraz tę książkę chowa się  w miejscach przeznaczonych dla lektur zakurzonych. W dobie poprawności doktrynalnej i Internetu wg mnie Organizacja doszła do wniosku, że lepiej wydawać i drukować bezpieczną papkę w postaci neutralnych książeczek i ewentualnie cały czas stymulować naród do wrzucania pieniędzy do skrzyneczek.
 
Ciekawym jest to, że piszę te słowa parę dni przed Pamiątką. Usłyszałem argument, że ciągły wzrost jest to niewątpliwy dowód na błogosławieństwo od Jehowy. Akurat tak się zdarzyło, że w parę dni wcześniej uczestniczyłem w spotkaniu, które jest tak potępiane wśród WTS - mądrość tego szkolenia pochodziła od 'mędrców tego świata, które dla Boga są głupotą'. W każdym razie jedno ze zdań, które usłyszałem brzmiało mniej więcej w taki sposób, że w promocji i rozwijaniu marki 'mniej ważnym jest produkt, jego cena, narzędzia marketingowe, a najważniejszym jest człowiek, jego zaangażowanie i determinacja'. Niby - oczywista prawda, nawet powiedziałbym: truizm z podręcznika dla akwizytorów. Ale przeniosłem sobie to zdanie, które wyrwałem trochę z kontekstu, na grunt kampanii pamiątkowej ŚJ. Organizacja ma:
1) markę i ideę rozwijaną przez ok. 100 lat,
2) produkt, który jest rozpoznawany na świecie,
3) cena, która na pierwszy rzut oka wynosi 0 zł = niezobowiązujące 1h spotkanie,
4) narzędzia - nadmiar zaproszeń, szkolenia podczas zebrań i ciągła motywacja,
5) ludzie - 8 mln darmowych kolporterów dla których to najważniejszy czas w roku.
Biorąc sobie pod uwagę powyższe: ŚJ chwalą się ponad 100% wyższa frekwencją niż jest regularnych członków Organizacji. Rzeczywiście - w procentach jest imponujący wynik, który może posłużyć jako znakomity argument wzmacniający wiarę. W liczbach bezwzględnych - na świecie jest ok. 7,3 miliarda ludzi, SJ - ok 8 mln. to daje niecałe 0,11% procenta, a na Pamiątce jest ~ 0,24% ludności świata. Czy na pewno Bóg błogosławi tej małej cząsteczce ludzi, a innych ma w innym nieuprzywilejowanym miejscu? Wnioski każdy sam sobie wyciągnie.
 
Lebiodo, mam nadzieję, że słowo 'koniec' zamykające Twój post tak naprawdę będzie oznaczało 'do zobaczenia w następnym odcinku', na który - chyba nie tylko ja - czekam z niecierpliwością.




… ano tyle nam zostało, że mamy o czym wspominać. Takie sentymentalne myśli przyszły mi do głowy po przeczytaniu wyrażonych wrażeń przez Czarnego Smoka. Wniosek jest tylko jeden: -romantyczna populacja Świadków Jehowy odchodzi. Wilhelm Leopold Scheider, był już ostatnim przedstawicielem tego prawdziwego zdrowego, świadkowskiego romantyzmu. On zdawał sobie sprawę, że bez niego, ta Organizacja już nigdy nie będzie taka sama. Jego przemyślane i kontrowersyjne kroki po 1956 roku zmierzały w kierunku utrzymania jej w tej jego zdaniem, nieskazitelnie-czystej postaci. Jeżeli obecnie z dystansu czasu spoglądamy z pewną dozą krytycyzmu, na tę znaną sylwetkę w polskim „Ruchu Badackim”, to mimo wielu popełnionych błędów, ta postać będzie jeszcze błyszczeć, ale coraz bardziej będzie się pokrywać patyną czasu, aż zostanie odstawiona w „zapomnienie”, tak jak wielu innych, których przywoływanie nie będzie już odpowiadać duchowi czasu Nowego Światła.


Zmiany pokoleniowe mają to do siebie, że niosą zawsze ze sobą przemiany ustrojowe, cokolwiek przez to rozumiemy. Każda taka przemiana rodzi ze sobą dysydentów w znaczeniu pozytywnym i równocześnie negatywnym, w zależności od indywidualnego podejścia i ukierunkowania własnego poglądu. Czarny Smok wyznaczył mi reprezentacyjną role pokolenia powojennego i wczesno powojennego. No, może być. Już wtedy żyło obok siebie pokolenie Rutherforda, ale i zwolenników antagonisty Johnsona, coś w rodzaju zwolenników Jezusa i Jana chrzciciela, czy też późniejszych Judeochrześcijan i Helenistów. W erze Pawłowej tych rozdźwięków przybywało i stawały się bardziej radykalne, ale łączyła ich jeszcze wspólna wiara w tego samego Boga Jahwe i jego zbawienie i co dość ważne, spotykali się w tej samej synagodze. Późniejsze rozdźwięki i schizmy, były tylko dalszym ciągiem wewnętrznym i ukierunkowanym w zależności od jakiegoś nowocześniejszego „Apostoła Pawła” mającego, może nie bezpośredni, ale duchowy kontakt z tronem bożym.


Organizacja Świadków Jehowy, stała się jednym z wielu tych pretendujących do „prawdziwego” zbawienia, ale nie mogła się ustrzec tych ewolucyjnych następstw przynależnych ludziom myślącym. W moim powojennym pokoleniu widok Armagedonu rzeczywiście był już na wyciągnięcie ręki, zmniejszająca się liczba pomazańców miała być tym gwarantem. Każdy z nas sług obwodów, na odprawę w okręgu, zabierał ze sobą kalkę techniczną, ponieważ na każdej odprawie był jakiś wizualny „plakat” przedstawiający bliski koniec tego systemu rzeczy. Trzeba było tylko odrysować na kalce i ruszyć po zborach, aby nieść światło prawdy i pokrzepienie dla głosicieli. Jeden z tych plakatów przedstawiał czas za pięć dwunasta. Myśmy w tę pięciominutową bliskość wierzyli i z taką wiarą, też tę kalkową wizję przekazywali. Nie bez powodu wspominam ten plakatowy szał. To miało działać na naszą wrażliwość w celu uzyskiwania więcej godzin, a szczególnie chodziło o wzrost upragnionych głosicieli, których tam gdzieś wyżej ciągle do statystyk brakowało.


Ten chocholi taniec z Armagedonem w tle, przetrwał do lat późniejszych, ale już w bardziej śmiałym wymiarze, objazdowi bracia podstawiali swoje dłonie pod uprawę kaktusów. Wymownym przykładem tego, jak i gdzie, rodziły się te budujące wieści wynika z listu Stanisława Rejdycha w skierowanym do Sługi Oddziału w Polsce, w celu wyjaśnienia źródła pochodzenia pogłoski jakoby Armagedon się już był rozpoczął. Jako pierwszy, tę pogłoskę w swoim okręgu rozgłaszał sługa okręgu ( z resztą osobiście przeze mnie lubiany) Mieczysław Cyrański, a jej źródłem pochodzenia miał być Brooklyn. Rejdych zwrócił się do swojego pryncypała, o potwierdzenie, lub zaprzeczenie źródła pochodzenia tej famy. Ostatecznie jego ciekawość okazała się większym grzechem, niż rozgłaszanie nieprawdy. Upragniony wzrost miał być celem, a środki służące do tego celu, to tylko narzędzia, które odkłada się po skończonym zadaniu. Jeżeli członek ścisłego kierownictwa S. Rejdych tego nie rozumiał, jego miejsce musiało być po za Organizacją jako wybrakowany odpad po produkcyjny.


Ostatecznie Armagedon schowano do lamusa na czas bardziej odpowiedni, a ostatek? Ten, rozpoczął się powiększać przez pączkowanie.(?) Współczesna populacja Świadków Jehowy nie zadaje swoim nadzorcom niebudujących pytań z poprzedniego okresu, a tych, znających ten okres z autopsji -mechanicznie odstawiono, lub uciszyła ich po prostu nieubłagana przyroda.


Współczesny wizerunek głosiciela królestwa, to stojakowi z logo >Jw.Org < i „pamiątkową” Strażnicą  >Dlaczego Jezus cierpiał i umarł<  Czy do tych hermetycznych stojakowych wychowanych na wiadomościach z >Rocznika 1994< coś przemówi? Na razie obraz odwróconej żony Lota jeszcze nie pozwala, ale zdjęcie z początkowych lat 90-tych ub. wieku, o którym wspomina Czarny Smok, jest wymowne.


Offline M

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #20 dnia: 25 Lipiec, 2016, 10:03 »
A tak już po napisaniu powyższego, zastanawiam się -skąd w Biurze Oddziału pojawili się „bracia prawnicy”. Jeżeli mnie pamięć nie myli, pobieranie wiedzy innej niż strażnicowej, zawsze należało do marnowania cennego czasu tuż przed zbliżającym się końcem tego systemu rzeczy. Czyżby dla wybrańców obowiązuje już Nowe Światło z Warwick?

Sami ich szkolą. Przynajmniej dwa razy się do tego przyznali, że posłali ludzi z Biura Oddziału na studia prawnicze i opłacili im je.


Offline Lebioda

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #21 dnia: 06 Sierpień, 2016, 05:33 »
Ten poniższy post potraktowałem jako dalszy ciąg dyskusji po lekturze >„Meandry – ciąg dalszy, czyli im gorzej tym lepiej<, a konkretniej, o dopisany > „Postscriptum”. „M” odpowiedział skąd się wzięli prawnicy w polskim Oddziale Organizacji Św. J. Odpowiedź ta zainspirowała mnie do napisania następnego postu, w tej samej materii, ale już wsparty bardzo ciekawą wypowiedzią znanego Forumowicza - „Adama”. Aby nic nie uronić z tych wypowiedzi, poniżej zamieszczam ten post w całości.

> „No cóż, żadna poważna organizacja nie może poprawnie funkcjonować bez prawników. Towarzystwo " Strażnica" od początku korzystało z ich pomocy, gdyż albo występowało w roli oskarżonego albo musiało podawać do sądu innych. Zatem tego punktu, skąd w biurze oddziału pojawili się prawnicy nie muszę nikomu uzasadniać. Jeśli chodzi o potyczki i starcia wewnętrzne, to detale są interesujące, ale zasada stara jak świat. Są one nie do uniknięcia w jakiejkolwiek organizacji na świecie. Chodzi tylko o to, by przybierały one cywilizowaną formę i prowadziły organizację we właściwym kierunku. Ten kierunek w przypadku świadków Jehowy był dobry, jeśli rzecz się ujmie z dłuższej perspektywy czasowej. Błędy po drodze  były jednak nie do uniknięcia. Tylko ten nie popełnia błędów, co nic nie robi. Podstawowym  błędem były próby ustalania czasu końca  tego systemu rzeczy z góry skazane na porażkę, chociaż wiara w jego bliskość była prawidłowa i nie jest ona osobliwością tylko świadków Jehowy. Dawały one tymczasowy, długotrwały wzrost  i podnosiły gorliwość SJ, ale ich niespełnienie owocuje już widocznym gołym okiem zastojem i obniżeniem morale wyznawców. Na razie mają szczęście, że nie doszło do masowego odpływu członków. Potrzeba ich stopniowo  przygotować teologicznie na to, że ten okres może być znacznie dłuższy od tego, jakiego się teraz spodziewają i wykazać im, że ta pomyłka dotycząca pokolenia roku 1914 da się pogodzić jednocześnie  z byciem organizacją Bożą.  Świadkowie Jehowy na tle innych wyznań powinni się wyróżniać przygotowaniem do nadchodzącego Armagedonu. Zatem w swoim nauczaniu i działaniu powinni obecnie położyć nacisk na ten właśnie punkt.” <

> „postscriptum
A tak już po napisaniu powyższego, zastanawiam się -skąd w Biurze Oddziału pojawili się „bracia prawnicy”. Jeżeli mnie pamięć nie myli, pobieranie wiedzy innej niż strażnicowej, zawsze należało do marnowania cennego czasu tuż przed zbliżającym się końcem tego systemu rzeczy. Czyżby dla wybrańców obowiązuje już Nowe Światło z Warwick?”

„Kufajkowi w gumiakach” i ich następcy w … !


Ten zapis w postscriptum, został przez mnie napisany trochę z przekory i trochę prowokacyjnie. Forumowicz „Adam” zareagował dość jednoznacznie. Podzielam to stwierdzenie. Powiem więcej, żadna poważna organizacja (niepoważna też), nie może obejść się nie tylko bez prawnika, ale też bez operatywnego ekonomisty, księgowego i menadżera. Nie wyobrażam sobie, aby centralny zarząd np. w Nowym Jorku obywał się bez tych specjalistów. Problemem Organizacji Świadków Jehowy, polega na zupełnie czym innym. Oficjalni przedstawiciele Zarządu np. w Polsce, bo tylko tu mogę się wypowiadać, słowo „komercjalny” i w każdej odmianie tego słowa, zawsze od kiedy zetknąłem się z Organizacją, było rozumiane w znaczeniu ujemnym jako zło związane z Szatanem Diabłem. To samo dotyczyło osób wykonujących te zadania. W biurze „Betel” w Łodzi, do roku 1950, też te stanowiska istniały, pomimo że oficjalnie nie funkcjonowały w takiej obiegowej formie.

O głównym księgowym, pełniącym obowiązki ekonomisty Biura, pisałem już w poście zatytułowanym: „ Z podszeptu Szatana” w podtytule „przymglony wizerunek Organizacji”. Nie będę tu przywracał opisanych tam zdarzeń, przypomnę jedynie nazwisko księgowego lub jak kto woli ekonoma, był nim niejaki Iwański imienia mi nieznanego. Najprawdopodobniej nie będącego nawet stricte betelczykiem, ale też nie znanym większości świadkowskiej populacji. Przy jego bezpośrednim udziale, doszło do niefortunnej z punktu ówczesnego prawa manipulacji finansowej. O szczegóły proszę sięgnąć do wyżej podanych tytułów. Nigdy nie wyraziłem się negatywnie o zaistniałej transakcji, ponieważ uważałem i uważam nadal, że kierunek działania w rozumieniu ogólnym, był komercyjnie uzasadniony i korzystny dla Organizacji, mimo że koniec tej akcji był niefortunny, ale to już podlega innej ocenie.

Gorzej było w wymiarze prawnym. Nie znałem nikogo odpowiedzialnego za ten dział, a jeżeli bym miał sugerować, to widziałbym jedynie Wilhelma. Scheidera i Harolda Abta. To jedyne osoby z wykształceniem ponad podstawowym, którzy mieli pojęcie o funkcjonującym prawie. Jeżeli byli inni, to o tych nic nie wiem, amatorsko mógł się obracać jedynie Edward Kwiatosz pełniący oficjalnie obowiązki Prezesa Biura Oddziału w Polsce. Czy Biuro Oddziału w Łodzi, korzystało z porad prawnych z poza tego otoczenia, nie jest mi nic wiadome. Tego typu operacje nie były nagłaśniane. W roku 1949, było zwołane specjalne nieoficjalne zebranie dla aktywniejszych sług w Obwodzie (pewnie takie spotkania były w całym kraju), na którym byłem obecny. Specjalny, nieznany mi z imienia i nazwiska brat, wygłosił wykład dotyczący przysługujących (w kontekście wyznawców Św. .J) obywatelowi w Polsce praw. Nie były to cytowane konkretne zapisy z odpowiedniego kodeksu, lecz raczej omawiane „prawidłowe zachowanie” się wobec funkcjonariusza państwowego, a raczej udzielanie wymijających odpowiedzi. Po raz drugi z takim instruktarzem, spotkałem się na kursie dla sług obwodów, wygłoszonym przez brata „Jakuba” - Stanisława Rejdycha. Te „porady prawne” miały – (dla mnie przynajmniej), bardziej znaczenie psychologiczne niż praktyczne. W myśl jakiegoś bliżej nieokreślonego prawa, byliśmy podobno ambasadorami Nowego Świat - Królestwa Bożego, którym przysługiwał specjalny status ..., pewnie dyplomatyczny, bo jakiż by inny. Na szczęście w zetknięciu, ze strażnikami ówczesnego prawa, nigdy nie posługiwałem się tego rodzaju wybiegami. Już wtedy miałem przeświadczenie, że ten „przywilej” mógł mnie dowartościować tylko wśród zborowej populacji i nic poza tym.

Z każdym rokiem od tamtego czasu, potrzeba znajomości prawa, stawała się koniecznością, gdy chce się kierować korporacją jakim jest Organizacja. Nie byłoby w tym nić nadzwyczajnego, bo tak jak przedstawia to Adam, „-Zatem tego punktu, skąd w biurze oddziału pojawili się prawnicy nie muszę nikomu uzasadniać”. Na pewno, że nie, pod warunkiem, że tak jak w każdym innym przedsiębiorstwie, o potrzebie korzystania z porad prawnika, wie każdy najniżej stojący pracownik, jeżeli o tym chce wiedzieć -oczywiście. Za mojej bytności, w Organizacji, wszelkie tego typu potrzeby, załatwiało się przez modlitwę i oddanie się w opiekę Jehowie. Jaka jest w tym ujma dla Organizacji jeżeli normalny głosiciel poznałby całą strukturę zarządzania. Poznałby system finansowania, - dochody i rozchody. Nie byłoby zdrożnością, gdyby każdy członek Organizacji poznał Statut, w tym swoje prawa i obowiązki. Nie będę wymieniał wszystkich szczegółów, ale wystarczy, aby populacja zborowa była szczegółowo informowana np. specjalnym biuletynem. Pewnie, że jedni by wnikali w takie szczegóły inni nie, ale nie byłoby zaskoczenia, że w Organizacji na szczeblu zarządzania muszą być też osoby z wyższym wykształceniem, które muszą się szkolić na świeckich uczelniach. Po co ukrywać ten szczegół, jeżeli zgodnie z tym co twierdzi „Adam” - >„żadna poważna organizacja nie może poprawnie funkcjonować bez prawników”<. Zgoda! Tylko dlaczego ja dowiaduję się tylnymi drzwiami – w tym przypadku od Forumowicza o niku „M”, że ci dwaj prawnicy z polskiego Oddziału otrzymali „dyspensę” i opłatę kosztów na ukończenie studiów, gdy tymczasem dla zwykłego zjadacza chleba, lub czytelnika Strażnicy -jak kto woli, indywidualnie na swój własny koszt i „ryzyko”, studia uniwersyteckie dla jego kondycji duchowej, muszą być szkodliwe? Być pionierem w tym samym okresie bez zawodu, jest zaletą, ponieważ właściwie spożytkował ten krótki czas tuż przed Armagedonem.

A pro po tej zalety jaką daje pełno czasowa służba pionierska, doświadczyłem na samym sobie. Pominę ten szczegół, że Armagedon, jego bliskość w którą wierzyłem, tudzież głosiłem i przekazywałem innym, spalił na panewce. Niema to jednak znaczenia w tym sensie, że wkład pracy, w tym pracy pełno czasowej jaki włożyłem na przestrzeni około sześciu lat, tudzież trzy razy byłem aresztowany, w tym ponad dwa i pół roku odsiadki w więzieniu jako Świadek Jehowy. Tego nie można wyrzucić gdzieś w niebyt. Cząstka tego mojego okresu, stała się też częścią udziału w tej polskiej Organizacji Świadków Jehowy. Wyrzucenie mnie po za nawias Organizacji, niczym nie uszczupla mojego lepszego czy gorszego wkładu. Ten mój okres jest faktem. Zachodzi bardzo istotne pytanie! Czy nadarzyńska Korporacja Świadków Jehowy w Polsce, byłaby skłonna uznać ten mój okres i potwierdzić ten stan faktyczny?

I tu, mój Bracie Adamie -mamy odpowiedź po co Organizacji są potrzebni dobrzy prawnicy! Ilu lebiodopodobnym można, stanowczo dać odpór w bardzo grzeczny sposób. Wystarczy tylko zażądać przedłożenia odpowiednich dokumentów potwierdzających kwestionowany okres. No i co? Po prostu klapa. Dokumentów żadnych nie przedstawię bo nikt takich dokumentów nie produkował. Świadków nie przedstawię, bo brata Olka nie ma, tudzież J.Lorka, T. Hodary, W. Szklarzewicza, czy M. Cyrańskiego. Innych nie wiem gdzie szukać, ani kogo szukać, jeżeli nie znałem nazwiska ani prawdziwego imienia, bo posługiwaliśmy się pseudonimami. Cóż jeżeli byłem więziony, to nawet na podstawie posiadanych dokumentów z pobytu w zakładzie karnym, nie mogę nic udowodnić, ponieważ oprócz odpowiednich paragrafów za co byłem skazany nie ma żadnej wzmianki, że miało to jakikolwiek związek z moją wyznawaną wtedy religią. Sądy w tamtym czasie bardzo przestrzegały aby w dokumentach skazanego wpisać paragraf konkretnego czynu, nigdy nie łączono tego z wyznawaną religią. Każdy prawnik podważy taki urzędowy dokument w bardzo  „cywilizowany”  sposób, jak określiłby Adam ten prawniczy wybieg.

Jest teoretycznie inny wariant, gdzie niczego nie musiałbym nikomu nic udowadniać i w całej rozciągłości uznano by mój udział w pracy dla Organizacji, ale tak samo zupełnie nie skuteczny jak ten pierwszy. Mógłbym udawać bardzo załamanego byłego brata, kiedyś zabłąkanego. Przyznałbym się do popełnionego grzechu przeciw Organizacji, ale teraz jak marnotrawny syn powracający na łono Ojca. Założono by mi studium w domu, pewnie robiłbym postępy, na sali Królestwa siadałbym na ostatniej ławce, z pokorą przyjąłbym wszystkie upokorzenia. Starszym opowiedziałbym wszystkie moje grzechy, które mi ciążyły, ale teraz zrozumiałem swój błąd i prosiłbym ze łzami o ponowne przyjęcie. Bracia rozważyliby moją trudną sprawę, ale od czego jest wybaczanie grzesznikowi. Tylko, że wybaczyć znaczy zapomnieć, to znaczy nie wracać i nie domagać się niczego więcej, przynajmniej od Organizacji. W najlepszym dla mnie przypadku, to morda w kubeł o mojej przeszłości!

Na zakończenie chciałbym wyjaśnić, o co Lebiodzie i tym lebiodopodobnym pieniaczom chodzi. Nikt i nic nam służącym w okresie zakazu tego oddanego Organizacji czasu nie wróci, co nie znaczy, że nic się nie stało (modne obecnie sportowe zawołanie). Dla jednych, ten okres spędzony w pełno czasowej służbie był tylko epizodem, może przygodą lepiej czy gorzej wykorzystaną. Dla innych, jest to część własnego życiorysu, z którym nie wiadomo co zrobić. Takim typowo tragicznym przykładem jest znany nam z imienia i nazwiska brat „Sławek” - „Kłos”, opisanym w „Trzy wcielenia boga Wisznu”, ale takich przykładów było więcej. Akurat te powyższe przykłady, są najbardziej tragiczne, ale też były! Ja mam problem z zagospodarowaniem dziewięciu lat mojego życiorysu. Od roku 1949, byłem do dyspozycji w Organizacji, tymczasem moi koledzy i rówieśnicy szkolni zdobywali zawody lub uczyli się w szkołach ponadpodstawowych. W tym samym czasie, ja osobiście stawiałem sprawy Królestwa Bożego na pierwszym miejscu, i po drodze zaliczyłem dwa aresztowania. Po roku 1950-tym, do maja 1957 pełno czasowo dla Organizacji, w tym ponad dwa lata odsiadki. W podobnej sytuacji znalazło się wielu moich współbraci, dla których Organizacja nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności, nawet chociażby werbalnym uznaniem ich wkładu. Każdy z nas z tym swoim problemem pozostał sam.

Jeżeli dla współczesnego pokolenia, nawet już odstępców, to o czym tu piszę jest tylko przysłowiowym czepianiem się jak rzep psiego ogona, to przykładowo dla mnie, ale też dla tych moich współbraci, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, był problemem adaptacyjnym do nowego środowiska. Pominę tu zwykłe środowisko międzyludzkie. Poważniejszym był problem na styku twojego życiorysu i zatrudnienia. Jeżeli (po tej wspaniałej służbie dla Organizacji) chciałeś się zatrudnić w Państwowym Gospodarstwie Rolnym lub budownictwie w charakterze pracownika niewykwalifikowanego, nikt ciebie nie pytał skąd ty się wziąłeś i co robiłeś do tej pory. Mój problem rozpoczął się dopiero, gdy starałem się o przyjęcie mnie do pracy na PKP. To, że nie posiadałem żadnych kwalifikacji, nie stanowiło jeszcze problemu, bo ten mankament mogłem tu świetnie uzupełnić. Musiałem jednak wyłożyć rączki na stół i powiedzieć skąd ja się wziąłem. Że posiadałem już zaświadczenie pracy z PGR i w budownictwie, to był jakiś atut, ale co robiłeś przedtem? No i tu, klapa! Ponad dwa lata siedziałeś w pace, a to już poważna ujma. Chcesz być pracownikiem kolejowym, a siedziałeś bo nie chciałeś służyć w wojsku, gdy tymczasem kolej należała do przedsiębiorstwa strategicznego i w każdej chwili może być zmilitaryzowana. Wyrok wydany przez Sąd Wojskowy, ciążył mi przez równe dziesięć lat. Dopiero w maju 1967 roku, mogłem się ubiegać o zatarcie kary. Od tej chwili miałem już możliwość wykonywania odpowiedzialnych funkcji, a tym samym awansować na wyżej płatne stanowiska.

W sumie, w związku z Organizacją, dwie dekady lat powinienem wliczyć w koszty, na poczet poniesionych strat stricte materialnych. Nieoszacowane są straty psychiczne, których nie sposób wyliczyć i na nic przeliczyć. Z tym urazem trzeba żyć. Jak by nie było, na łamach broszury „paście owieczki moje” zaliczony jestem do tych pieniaczy, chciwych i pazernych przed, którymi Organizacja musi teraz bronić swojego honoru. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, ponieważ jak stwierdziłeś Adamie, Organizacja należy do tych poważnych instytucji, a błędy...? No cóż...! Oto Twoje wyjaśnienie zresztą uważam, że słuszne: >-” Błędy po drodze były jednak nie do uniknięcia. Tylko ten nie popełnia błędów, co nic nie robi.” < Trudno się z Tobą nie zgodzić, ale jeżeli już, to poważna instytucja, Organizacja też, naprawia swoje błędy i nie wypiera się swoich byłych budowniczych, nie wystawia straży przedniej w postaci prawników, aby ją bronić przed swoimi niegdysiejszymi budowlańcami pracujących wtedy w „rozmokłym gruncie w gumiakach i kufajkach!” Pewnie współczesny Nadzorca Obwodu spoglądający przez szyby swojego kazionnego samochodu, ze wstrętem omija tych swoich „kufajkowych” poprzedników jeżeli jeszcze gdzieś na obrzeżach Organizacji się walają. Adamie! Niestrudzony obrońco nieskazitelności warwickiej korporacji - zapewniam Ciebie, w tym również nadarzyński Oddział w Polsce, że nie wyciągnę mojego odstępczego brudnego łapska, o finansową rekompensatę. Miałbym na sumieniu tych wszystkich naiwnie, ale szczerze wierzących w bliskie zbawienie, którzy musieli by się na to złożyć.

Jeżeli Organizacja jest naprawdę poważną organizacją, za którą tak bardzo optujesz, mam nadziej, że przypomni sobie o tych „kufajkowych” budowniczych, których tak beztrosko się pozbywała wysyłając ich do Filistynów. Może odważy się wspomnieć, że tacy też kiedyś byli, a co istotne, wtedy byli potrzebni!



Offline Lebioda

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #22 dnia: 14 Sierpień, 2016, 06:04 »
Na powyższy temat jaki napisałem zatytułowanym: > „Kufajkowi w gumiakach i ich następcy w … !” otrzymałem od mojego nieugiętego obrońcy pryncypiów Organizacji -Adama, następującą dobrą poradę:


>Taktyka organizacji polegała na ukazywaniu pozytywnych przykładów osób, które przetrwały różne próby i które w organizacji pozostały do końca swych dni wierni i lojalni. Sama Biblia mówi, że tylko ten otrzyma nagrodę, kto wytrwa do końca swojego biegu po życie wieczne. Fakt, że niektóre osoby na wysokich stanowiskach odeszły z organizacji nie jest tym, czemu ona chciałaby nadać rozgłos. Ty również możesz nadal  powrócić do organizacji, ale jak sam zauważyłeś, na takich zasadach, że będziesz będziesz milczał na temat swojej przeszłości w tej organizacji. Po prostu musiałbyś startować od punktu zerowego jako osoba bez przeszłości organizacyjnej. Przeszłość, jak to mówią filozofowie, jest martwa, więc po co się nią przejmować? Ty powinieneś być zorientowany  przyszłościowo. A historia niech posłuży jako nauczycielka życia! Przede wszystkim warto przeanalizować, co fakty historyczne mówią o organizacji i jej boskim posłannictwie i jak w tym wszystkim odróżnić element ludzki od boskiego. Czy niedoskonałość niektórych ludzi z organizacji jest czymś wyjątkowym na tle niedoskonałości ludzi z innych religii,  szczególnie ich przywódców? Czy można znaleźć jakieś przesłanki do wiary, że nad organizacją czuwała Boża opatrzność i prowadziła ją we właściwym kierunku?  Ale prawidłowe odpowiedzi mogą dać tylko ludzie głębokiej wiary, bo zwykły historyk może nam ukazać podstawowe fakty i próbować je zinterpretować przy pomocy metod historycznych. Jednak zbór ze względu na występujący w nim pierwiastek nadprzyrodzony nie może być kompletnie przeanalizowany przy pomocy metody historycznej, lecz wymaga też zastosowania narzędzi teologicznych. <


… czyli powrót do źródeł ?

Nie wiem czy chodzi o wszystkich moich bliźnich, ale jakoś w ostatnim czasie zauważyłem, że stałem się dla niektórych człowiekiem szczególnej troski. Otrzymuję telefoniczne powiadomienie, że komuś bardzo zależy na moim zdrowiu i długowieczności, a reszta to już leży w moich rękach, co raczej należy rozumieć, że w mojej kieszeni. Wystarczy tylko nabyć za odpowiednią cenę odpowiedni medykament, czy inny jakiś gadżet, a resztę życia będę zdrów jak za pierwszej mojej młodości. Żeby chodziło tylko o moje zdrowie, to nawet jeżeli ktoś mi życzy zdrowia, jest mi już jakoś lżej. Ostatnio rozdzwonił się mój telefon, taki zwykły -komórkowy jakich wielu jest posiadaczami. Firmy wszelkich maści różnych dostarczycieli, chcą mnie przekonać, że tylko u tych jedynych będę najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi jeżeli tylko u nich podpiszę cyrograf – przepraszam abonament na ich usługi. Czyż nie mogę dostać zawrotu głowy z samego szczęścia, tylu ludzi nawet mi nieznajomych, a życzliwych?

Bardzo przepraszam Ciebie Adamie, za bardzo pouczające myśli, które zawarłeś w skierowanym do mnie poście, a ja zamiast przejść od razu do rzeczy opowiadam o tym, kto do mnie wydzwania, myśli o moim zdrowiu i przedstawia mi najlepszą ofertę telefoniczną. Do telefonii komórkowej jeszcze wrócę, ale puki co, teraz zastanawia mnie Twój wpis dotyczące wewnętrznej taktyki w Organizacji, a jak mniemam, mnie dotyczący. Oto jeden z nich:

>Taktyka organizacji polegała na ukazywaniu pozytywnych przykładów osób, które przetrwały różne próby i które w organizacji pozostały do końca swych dni wierni i lojalni<

Przypomniało mi się takie powiedzenie, chyba w wydaniu nazistów jak sobie przypominam, że zwycięzców nikt sądził nie będzie. Zwycięstwo zatem, daje przyzwolenie na każde okrucieństwo bez ponoszenia odpowiedzialności. Inną maksymę o czym już wspomniałem w innym kontekście, usłyszałem w wydaniu „Sławka” mojego współbrata z okresu naszych trudnych konspiracyjnych wojaży. > Jeżeli coś robisz nawet zupełnie dobrze, ale to nie przynosi oczekiwanych efektów, robisz to źle<. Obaj znaleźliśmy się poza Organizacją z wilczym biletem. Ciekawostką zostaję to, że rozdający te wilcze bilety, w określonym czasie stali się również ich posiadaczami. Tu właśnie tkwi sedno, o czym twierdzisz, cytuję poniżej:

>Fakt, że niektóre osoby na wysokich stanowiskach odeszły z organizacji nie jest tym, czemu ona chciałaby nadać rozgłos. <

Trudno się z Tobą nie zgodzić i twierdzić inaczej. Tym samym potwierdzasz fakt, że warwicka Organizacja niczym nie odbiega od tych korporacji, których ta, uważa za fałszywe, co w efekcie do takich samych należy, ale chwalić się tym, nawet we własnym gronie nie wypada. Twój filozoficzny wywód, którym chciałbyś mnie przekonać o mojej małostkowości i nie tylko mojej przeszłości, może posłużyć tylko tym, którzy dopiero życie organizacyjne mają przed sobą. Lebiodopodobnym, ten wywód filozoficzny już nie pomoże, ponieważ jego skutki myślowe jak i trwałe piętno, zostało im wypalone na części ciała, zaczynające się niżej kręgosłupa, ponieważ ta część ciała przyjęła skutki, za źle wykorzystane szare komórki będące boskim elementem głowy każdego ludzkiego osobnika. Twój sposób przekazywanych myśli ukierunkowuje mnie na mało skomplikowany sposób założenia sobie kubła na głowę i chodzić w nim aż do całkowitego wyprania pamięci z mojego mózgu. Dziękuję Ci Adamie za ten eschatologiczny wywód dobrych rad. Ale ludzi z głęboką wiarą i ich podpowiedzi, omijam szerokim łukiem. Wierzyłem niegdyś w ich prawidłowe odpowiedzi, jednak później przekonałem się, że były nieprawdziwe. Jeżeli miałbym przybrać postać marnotrawnego syna, to nigdy z mordą w kuble! Biorąc poważnie Twoją b. dobrą radę, oto co mi podpowiadasz:

> „Sama Biblia mówi, że tylko ten otrzyma nagrodę, kto wytrwa do końca swojego biegu po życie wieczne” <

Przyjmuję tę maksymę ponieważ bardzo mi odpowiada. Zauważ, że to biblijne stwierdzenie, nie wyróżnia tylko jednego z imienia i nazwiska „operatora” sprzedającego ten końcowy efekt, ale przyzwala innym świadczyć taką usługę. Podobnie jak operatorzy świadczeń telefonii komórkowej, każdy zachęca do swojej usługi, a efekt jest identyczny -możliwość rozmowy przez telefon, z możliwością skorzystania z różnych form osobistych udogodnień, tzw bonusów. Jak na dzień dzisiejszy, na dostarczyciela „życia wiecznego”, wybrałbym katolickiego papieża Franciszka! A dlaczego by nie? Nikomu kubła na głowę nie zakłada. Nie zabrania krytyki, nawet skierowanej przeciw jemu samemu. Od historycznych zaszłości niczym się nie zasłania. Swoich adwersarzy do diabła nie wysyła i podaniem im ręki się nie brzydzi. A co najważniejsze, na co zwróciłeś mi uwagę, a czego osobiście zaprzeczyć Tobie nie wypada, to to, że > „narzędzi teologicznych” < też mu nie brakuje! Mówiąc to bardziej wzniośle, a obecnie bardzo modnym powiedzeniem, byłby to powrót do źródła!


Offline accurate

  • Pionier
  • Wiadomości: 577
  • Polubień: 1142
  • Kłamstwo obiegnie cały świat, zanim prawda zdąży..
Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #23 dnia: 14 Sierpień, 2016, 08:08 »
Na wstępie dziękuję za historię  i szacunek dla Ciebie , tak w całości i w ogóle 8-) .
 To  mógłby być elementarz nie tylko dla Świadków , Katolików , i ludzi różnych systemów religijnych , ale te dla wszystkich tzw. Młodych  i nie tylko młodych , ludzi szukających gniewnych  i szczerych .

Co do Wpisu .


Na powyższy temat jaki napisałem zatytułowanym: > „Kufajkowi w gumiakach i ich następcy w … !” otrzymałem od mojego nieugiętego obrońcy pryncypiów Organizacji -Adama, następującą dobrą poradę:


>Taktyka organizacji polegała na ukazywaniu pozytywnych przykładów osób, które przetrwały różne próby i które w organizacji pozostały do końca swych dni wierni i lojalni. ..................

....................A historia niech posłuży jako nauczycielka życia! Przede wszystkim warto przeanalizować, co fakty historyczne mówią o organizacji i jej boskim posłannictwie i jak w tym wszystkim odróżnić element ludzki od boskiego......................

.........................>Taktyka organizacji polegała na ukazywaniu pozytywnych przykładów osób, które przetrwały różne próby i które w organizacji pozostały do końca swych dni wierni i lojalni<



I tu  Lebiodo mam przymus podać cechę wspólną ale i drobną różnicę między optymistą a pesymistą  ,pasuje bardzo także do tych co są w środku organizacji .
OPTYMISTA I PESYMISTA , JAKO LUDZIE MAJĄ PODOBNE PROBLEMY,TROSKI ,RODZINY ,DOŚWIADCZENIA ŻYCIOWE ,OSOBISTE ,ZAWODOWE , CZASEM I RELIGIJNE , WIĘC NORMALNI LUDZIE .OBYDWAJ W SUMIE  STARAJĄ SIĘ MYŚLEĆ O ŻYCIU POZYTYWNIE I UWAŻAJĄ PODOBNIE ,ŻE   ŻYCIE STOI PRZED NIMI OTWOREM.
ISTNIEJE MIĘDZY NIMI TYLKO JEDNA RÓŻNICA .PESYMISTA DOMYŚLA SIĘ DUŻO CZĘŚCIEJ O JAKI OTWÓR NIEKIEDY CHODZI .
Ludzie znający prawdę o prawdzie są już dla Świadków Jehowy  pesymistami .
A kto jest nim naprawdę ?

...............................usłyszałem w wydaniu „Sławka” mojego współbrata z okresu naszych trudnych konspiracyjnych wojaży. > Jeżeli coś robisz nawet zupełnie dobrze, ale to nie przynosi oczekiwanych efektów, robisz to źle<. Obaj znaleźliśmy się poza Organizacją z wilczym biletem. Ciekawostką zostaję to, że rozdający te wilcze bilety, w określonym czasie stali się również ich posiadaczami. Tu właśnie tkwi sedno, o czym twierdzisz, cytuję poniżej:

>Fakt, że niektóre osoby na wysokich stanowiskach odeszły z organizacji nie jest tym, czemu ona chciałaby nadać rozgłos. <

Trudno się z Tobą nie zgodzić i twierdzić inaczej. Tym samym potwierdzasz fakt, że warwicka Organizacja niczym nie odbiega od tych korporacji, których ta, uważa za fałszywe, co w efekcie do takich samych należy, ale chwalić się tym, nawet we własnym gronie nie wypada. ..............
............ Wierzyłem niegdyś w ich prawidłowe odpowiedzi, jednak później przekonałem się, że były nieprawdziwe...................


BYŁEŚ JAK WYŻEJ PO PROSTU NORMALNYM ,SZCZERYM GOŚCIEM TYLE ŻE  OPTYMISTĄ .


................. Jak na dzień dzisiejszy, na dostarczyciela „życia wiecznego”, wybrałbym katolickiego papieża Franciszka! A dlaczego by nie? Nikomu kubła na głowę nie zakłada. Nie zabrania krytyki, nawet skierowanej przeciw jemu samemu. Od historycznych zaszłości niczym się nie zasłania. Swoich adwersarzy do diabła nie wysyła i podaniem im ręki się nie brzydzi. A co najważniejsze, na co zwróciłeś mi uwagę, a czego osobiście zaprzeczyć Tobie nie wypada, to to, że > „narzędzi teologicznych” < też mu nie brakuje! Mówiąc to bardziej wzniośle, a obecnie bardzo modnym powiedzeniem, byłby to powrót do źródła!

A TU Z KOLEI TROCHĘ ,MOŻE TYLKO TROCHĘ ALE JADNAK LEBIODA STAJE SIĘ MOIM PRZYKŁADOWYM OPTYMISTĄ .
A może tylko po ludzku na spokojnie chce nim być ze świadomością różnorodności otworów ? Nie wiem .Każdy z nas chyba czasem ma podobnie w życiu na różnych jego zakrętach  .
Ale w sumie na końcu rozumiem twoje wnioski .
Więc ten optymizm jednak musimy mieć w naszym życiu , nie możemy pozwolić go w sobie zdusić .Bądźmy zawsze trochę naiwnymi dziećmi , bo to piękne w życiu jest .
Nie ważne że w oczach niektórych obserwatorów , możemy wyglądać na w.w. naiwnych optymistów.
Po prostu optymista zawsze spojrzy szerzej, dalej i szybciej ,nawet jakby jednak niejednokrotnie w życiu przekonał się że szkoda  .

Pamiętajmy że psychologia podaje wyraźnie  : „…pod wpływem emocji destrukcyjnych nasz umysł się rozstraja…… „ dlatego  zawsze raczej wolę być szukającym optymistą , a nie zawsze niestety tak bywało  , i tego żałuję teraz .
Dzięki twojej Historii , czuję się wzmocniony do takiej postawy optymisty mimo wszystko i wolę szukać do tego powodów i przyczyn żeby tak zawsze było .
Jeszcze raz ,składam wielkie dzięki za twoje wpisy i historię ,  forumowy i organizacyjny przecież  Matuzalemie .



« Ostatnia zmiana: 14 Sierpień, 2016, 08:17 wysłana przez accurate »
Kłamstwo obiegnie cały świat zanim prawda zdąży włożyć buty a ludzie uwierzą we wszystko co odkryli np.amerykańscy naukowcy a mocniej gdy to bedzie łaciną hebrajskim greką ważne żeby brzmiało powaznie


Offline ZAMOS

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #24 dnia: 07 Listopad, 2016, 19:55 »
Zastanawia mnie czemu ma służyć historia o pionierskich cierpiętnikach tej tak destrukcyjnej organizacji. Nie lepiej zapomnieć o tych co narobili tyle zła, a ich potomkowie dzięki temu dziś jeszcze żerują na łatwowiernych i nic nie rozumiejących z tego co i dlaczego wokół nich się dzieje.


Offline Lebioda

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #25 dnia: 13 Listopad, 2016, 06:21 »
Zastanawia mnie czemu ma służyć historia o pionierskich cierpiętnikach tej tak destrukcyjnej organizacji. Nie lepiej zapomnieć o tych co narobili tyle zła, a ich potomkowie dzięki temu dziś jeszcze żerują na łatwowiernych i nic nie rozumiejących z tego co i dlaczego wokół nich się dzieje.

Zastanawiam się dlaczego się zastanawiasz!


Offline db

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #26 dnia: 31 Lipiec, 2019, 20:49 »
Wow.

Przeczytałem to wszystko z zapartym tchem (choć styl masz Lebiodo ciężki). Od dawna marzyło mi się, że ktoś w końcu siądzie, zrobi kwerendę, przekopie się przez te wszystkie papiery i je opracuje. To się prosi o zredagowanie przez specjalistę historyka. To się prosi o książkę!

Znalazłem tam kilka person, które poznałem osobiście (choć "młody" wiekiem jestem). Kilka innych znanych z rodzinnych i zborowych opowieści. Jeszcze innych kilku to moja bliższa lub dalsza rodzina.

Pozdrawiam ciebie i Gedeona. Raz jeszcze dziękuję za zrobioną robotę i chętnie przeczytałbym ciąg dalszy (lata 70-te do 89), z czasów bliższych mi metrykalnie.


Offline Nadaszyniak

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 6 232
  • Polubień: 8702
  • Psychomanipulacja owieczek # wielkiej wieży(Ww)
Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #27 dnia: 31 Lipiec, 2019, 21:06 »
(mtg): to do czynu czekam z zapartym tchem na rezultat db, to dobra ocena  a nie jedynki  >:D >:D


Offline Trinity

Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #28 dnia: 31 Lipiec, 2019, 21:56 »
Lebioda jest moim idolem
na początku moich wątpliwości jego wątek tu jak i na bratnim już nieistniejącym forum
czytałam z wypiekami na twarzy. również gdzieś na stronie Roszady albo Andryszczaka
wszystko jest opisane
imponuje wiedzą i tym że w latach zdaje się 60 tych wiedział że to są kity
a my dopiero teraz i to dlatego że mamy internet.
wielki szacun dla niego


Offline Gandalf Szary

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 2 781
  • Polubień: 5166
  • Najbardziej boję się fanatyków.
Odp: Na początku był Olek… Zanim rzucę ten „kamień”, Dyskusja.
« Odpowiedź #29 dnia: 31 Lipiec, 2019, 22:50 »
To był wątek, który był moją drogą do mentalnego wyjścia z organizacji. Przeczytałem dwa razy i za drugi razem dostrzegłem szczegóły organizacyjne jeszcze w lepszym świetle. Dziękuje bracie Lebioda.
„Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś, kto czuje się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest”.

Johann Wolfgang Gothe,