Jak już wyżej nadmieniono tzw 'ślubowanie' istnieje.
Głównie chodzi o 2 sprawy:
1. Bezwzględne posłuszeństwo wobec przełożonych w korporacji, np. jaki przydział służby dostaniesz to masz przyjąć i si,e cieszyć, bo dostajesz pieniądze od korpo.
2. Z racji dostawanych pieniędzy, nie możesz zarobkować na boku, bo czas masz poświęcić korporacji, która cię utrzymuje.
Ot, cała filozofia. Można zrobić jakąś analogie do zakonników w innych religiach.
W odniesieniu do samych podróżujących przypomina to trochę posadę kelnera. Restauracja daję minimalna kwotę, zapewnia jedzenie i spanie, a w napiwki nie wnika.
Gdyby pobawić się w a'la prognozowanie, to przeciętnie tygodniowo w naszym kraju z kopert jednego zboru można pocisnąć 500.
Na miesiąc przyjmijmy 2000. W przeciągu roku weźmy do obliczeń 10 miesięcy. Dwa miesiące zostawmy na kursy, zgromadzenia, urlop itp. Otrzymujemy 20k rocznie na czysto bez podatków. Można na jakąś furkę uzbierać. Ale teraz nie ma po co, bo auta służbowe, co jak zauważyłem dla wielu podróżników to potężny system motywacyjny.
Jak się utrzymasz 3 cykle obsługowe, czyli 6 lat, to możesz uzbierać z 'napiwków' 120k.
Pomijam gratisy typu koszula, czy krawat, które co jakiś czas wpadną.
Jak poudajesz biednego, nie będziesz się obnosił ze smartem czy tabletem wysokiej półki, nie przyznasz się do mieszkania lub domu (a wcześniej furka rozlatująca się raczej - obecnie nieaktualne), to można 'napiwki' wyśrubować.
Oczywiście podane 120k to z przymrużeniem oka i ewentualnie dla wiernego ciułacza. Bo jak ktoś chce w międzyczasie do Włoch na wakacje pojechać albo na zakupy to kapitał topnieje.