Chcę podzielić się z Wami pewną historią.
Moja sąsiadka wraz z mężem są ŚJ. Tacy bardzo mili spokojni ludzie. Zawsze razem na zebrania, elegancko ubrani. Żadnych problemów, pozornie.
Wczoraj spotkałem ją zapłakaną na klatce schodowej, więc pytam: co się stało? Widać było po niej, że chce się wygadać. Teraz do rzeczy. Zamieszczam jej opowieść bez podawania szczegółów personalizujących oraz z pominięciem niektórych szczegółów bardzo osobistych.
Obydwoje byli "wychowani w prawdzie". Poznali się na jednym z ośrodków pionierskich, po dwóch latach znajomości wzięli ślub. Nie mają dzieci. Wszędzie chodzili razem, na zebrania, do służby, itp. Aż tu nagle, ni z gruchy ni z pietruchy jej mąż oświadczył, że już jej nie kocha i się wyprowadza. Faktycznie nie widziałem go od pewnego czasu, ale jak pisałem byli to cisi ludzie nie narzucający się.
Ponieważ sąsiadka nigdy nie pracowała (mąż prowadził jakąś firmę i uważał, że żona powinna zajmować się domem) została bez środków do życia. Złożyła więc po trzech miesiącach pozew o rozwód i alimenty. Podejrzewała, że mąż ma babę na boku, ale ten stanowczo zaprzeczał. Dostała rozwód szybko, bez orzekania o winie. I teraz najlepsze: po rozwodzie zebrał się komitet sądowniczy w ich sprawie, bo nie mieli udowodnionych biblijnych podstaw do rozwodu. Ponieważ pozew wniosła ona - została wykluczona. On z braku dowodów winy - nie.
Babeczka jest niczego sobie i dwa miesiące temu poznała chłopa. Przed tygodniem wzięli ślub. Wydawało by się, że znalazła swoje szczęście. Ale nie... Dowiedziała się od starszych, gdy starała się o przyłączenie, że jej obecne małżeństwo to ZWIĄZEK CUDZOŁOŻNY!!! Wobec tego nie zostanie przyłączona. Za to jej mąż tak!!! Bo ona wyszła za mąż.
A najśmieszniejsze jest to, że on właściwie od zakończenia komitetu który go uniewinnił mieszka u innej kobiety twierdząc, że nic go z nią nie łączy. I jemu się wierzy i dalej chodzi jako ŚJ.
A moja sąsiadka, która całe życie poświęciła organizacji jest wypchnięta poza jej nawias.
Szok i niedowierzanie...