Natanie, Lechito ...
Dokładnie takie wnioski wyciągnęłam, jak obserwowałam sytuację w moim życiu małżeńskim.
Był problem przemocy, a starsi ze zboru, jakby mieli zawiązane ręce i oczy.
Doszłam do tego, że nie mają zielonego pojęcia, jak się wziąć za problem.
Rady, typu "czekać na Jehowę" i inne bzdety, po porostu doprowadzały mnie do szału.
A już szczytem bezczelności było doszukiwanie się za wszelką cenę, winy we mnie...
typu, że może jestem za mało podporządkowana mężowi. Tak sobie myślałam, a co ma
piernik do wiatraka, jak trzeba szukać rozwiązania problemu, jak najlepszego dla rodziny...
Nie mogłam tego pojąć i dlatego w końcu, czując niedosyt, poszłam na terapię dla os. dotkniętych przemocą,
i dopiero ta fachowa pomoc otworzyła mi różne klapki ... i od tego momentu nie patrzyłam z przychylnością na starszych,
którzy właściwie problemy mojej rodziny mieli gdzieś, nie mieli czasu, żeby pomagać, bo zadania ich zjadały.