Pamiętaj by nie zaprzepaścić chwili.
Miewałem ludzi, którzy przychodzili do mnie do poradni, ale myśleli że z samego przychodzenia będą efekty.
Nie wcielali rad w życie, lub uważali, że sami lepiej wiedzą i kończyło się jak kończyło.
Może u niego nastał już moment całkowitego 'uzależnienia', ale jeśli jeszcze nie nastał, to musisz kuc póki żelazo gorące.
No właśnie trochę się boję, że jest za późno, że był lepszy czas zanim przyjął chrzest... Teraz może się obawiać zbyt dużych konsekwencji ewentualnego odejścia. Wcześniej stawiałam na szali siebie i swoje potrzeby, to co dla mnie ważne, ale nie działało. Ważniejszy był Jehowa i organizacja. Mimo że prosiłam, płakałam, krzyczałam.
Tylko, że z drugiej strony, wcześniej był u niego ten czas "zachłyśnięcia" przy jednoczesnych naszych problemach w małżeństwie. Tam miał przyjaciół i zrozumienie, a w domu żonę, która była źle nastawiona do ŚJ i miała oczekiwania. Teraz może już on inaczej do tego podchodzi, nie jest już takim nowicjuszem. Sam kiedyś wspomniał, że ma pytania, że pyta i nie przyjmuje wszystkiego w ciemno. Jednak sama nie wierzyłam w to co widziałam kiedy "łykał" wyjaśnienia przedstawione w audycji na temat rozumienia pojęcia "pokolenie". Każdy logicznie myślący człowiek uznałby to za co najmniej naciągane rozumowanie, ale on to rozumiał tak jak chcieli
Czy to naprawdę działa jak w uzależnieniu?
Nieco mnie to przeraża. Tak jak to co ktoś tutaj wcześniej napisał, że wychodzenie z organizacji to tak jak wychodzenie z nałogu.