jaka w takim razie była dotychczasowa praktyka?
Było to częściowo zależne od zboru. Zdarzały się zbory, w których ogólna atmosfera sprzyjała normalnemu poznawaniu się i nie zakładała, że dwoje młodych ludzi płci przeciwnej może spotkać się wyłącznie w służbie.
W znanych mi przypadkach było jednak też tak, że młodzi mogli spotykać się wyłącznie w służbie i to nie powodowało powstania poczucia w starszych, że należy przeprowadzić z nimi rozmowę o tym, jakie mają zamiary i czy aby na pewno jest to ślub. Kolejną kwestią była presja na szybkie zaręczyny wynikająca właśnie z faktu, że "nie ma czegoś takiego jak randki" - to hasło słyszałem wielokrotnie z ust głosicieli. Jeśli nie ma czegoś takiego jak randki, to co jest? Chodzenie do służby. To wszystko de facto patologizowało podejście do służby, która stała się jedynym miejscem, w którym możesz być legalnie z kimś kto ci się podoba bez przyzwoitki.
Jeśli "nie ma czegoś takiego jak randki", to w jaki sposób ci ludzie mają się poznać? Przecież liczba rozwodów wśród świadków Jehowy drastycznie rośnie w ostatnich latach, co widać gołym okiem. Wynika to częściowo z faktu, że poprzednia praktyka powodowała to, że w wielu zborach wpierw podejmowałeś decyzję o ślubie, a potem się poznawaliscie. Jeśli okazało się, że fajnie trafiliście, to super.