Myślę że nie powiedzenie komuś w sklepie dzień dobry, nie jest istotą ostracyzmu. To zwykła reakcja na fakt, że ktoś zdecydował się odejść z grupy (prostackie, ale w życiu często tak bywa).
Jak widzę nadal nie odróżniasz osobistej decyzji - w dodatku prostackiej, jak sam zauważyłeś - od obłożonego sankcjami przymusu z góry. Myślę, że to będą zmarnowane słowa, ale postaram się to dość mocno przerysować, żebyś miał szansę zrozumieć.
Gdyby ktoś postanowił porwać twoich bliskich, a następnie kazałby ci zabić kogoś innego grożąc, że jeśli tego nie zrobisz, zabije twoich bliskich. Gdybyś zdecydował się wykonać tę "zachętę", to oczywiście byłby twój wybór. Ale czy dokonałbyś takiego samego, gdyby nie doszło do tej sytuacji? Czy któregoś dnia rano obudziłbyś się jakby nigdy nic, twoi bliscy byliby bezpieczni, a ty uznałbyś, że to świetny dzień na zabicie kogoś?
Świadkowie Jehowy są w takiej sytuacji. Ktoś grozi im, że jeśli czegoś nie zrobią, to odbiorą im rodzinę. Następnie te same osoby każą im "podjąć osobistą decyzję" o zerwaniu z kimś kontaktów. Czy podjęliby taką samą bez groźby utraty bliskich, tzn. wykluczenia za kontakty z wykluczonym?
Ostatnie zmiany w organizacji doskonale pokazują, na ile osobiste są poglądy poszczególnych głosicieli. Wcześniej każdy mężczyzna zakładał krawat, bo to było godne reprezentowanie Jehowy. To była ich osobista decyzja. Kobiety nie zakładały spodni, bo to by uwłaczało Jehowie, naruszało ich rolę, a one chcą dawać dobry przykład nawet aniołom. To była ich osobista decyzja. Nikt nie zapuszczał brody, bo to mogło w złym świetle stawiać organizację Jehowy, a przecież nikt z nas tego nie chce. To też była ich osobista decyzja.
Aż przyszedł dzień, w którym ich osobiste decyzje, wynikające z głębokiego oddania Bogu i zrozumienia jego mierników, uległy nagłej zmianie. To samo dotyczy witania wykluczonych na zebraniach. Dzień wcześniej podejmowali osobistą decyzję, by nie witać wykluczonych, a tego dnia podejmowali już tak samo osobistą decyzję, by ich witać.
To wszystko sprawia, że śmiem wątpić, na ile ten tak zwany ostracyzm również jest osobistą decyzją. W zasadzie jestem przekonany, że gdyby zniknęła sankcja wisząca nad nim, przestałby istnieć, bo nikt normalny, bez "pistoletu przy głowie" w takiej czy innej formie, nie będzie tego robił. Jasne, zdarzą się prostackie zachowania, ale one będą rzeczywistą osobistą decyzją i nie będą wynikać z usankcjonowania jakiegoś regulaminu w postaci zapisów Strażnicy czy Paście. Czuję, że to wszystko pójdzie na marne i nadal nie będziesz widział różnicy, ale jakoś przeżyję, może inni zobaczą.
Jest w tym jakiś dziwny mechanizm. Ja zaś znam siostrę, która ze zboru odeszła po napisaniu listu już 15 lat temu. I do dziś dzwonią do niej Świadkowie (byłe siostry), oferując pomoc w różnych kwestiach. Pytają jak się ma, dorzucając przy okazji trzy grosze, jak dobrze by było gdyby wróciła. Ona oczywiście wytrwale mówi nie, i przy tej okazji uświadamia ich, o przekrętach TS.
Rozmowa o konkretnych ludziach jest słabym pomysłem, kiedy organizacja, do której przynależą, głosi sprzeczne zasady, a ci sami ludzie mówią, że to jest "Prawda", a w dodatku prowadzona przez samego Boga. Czy ci sami ludzie podejmują krytykę wykluczania? Czy prowadzą ją na forum zboru? Czy zgłaszają się na Strażnicy i mówią, że wykluczanie nie jest formą okazania miłości i oni okazują miłość tej wykluczonej w taki sposób, że utrzymują z nią regularny kontakt? Rzecz jasna odpowiedź na to pytanie jest "nie, nie robią tego", bo gdyby robiły, nie byłyby już Świadkami Jehowy. Co z tego, że podejmują działania wbrew polityce organizacji nie mogąc się tym nawet pochwalić? To w oczywisty sposób świadczy na rzecz tego, że nie przesadzamy i jest to poważny problem.
Przykładów jak ludzi. Te trudne niewątpliwie smucą. Ostracyzm to bardzo niepokojąca sprawa. Niemniej, myślę, że często jest łatką, którą dopinamy byłym współwyznawcom, mówimy o nim, gdy nie mamy odwago odejść z orga, itp.
No, to też jest dobre! "Gdy nie mamy odwagi odejść z orga". Powiedz to ludziom, którzy z tego powodu się okaleczają, popadają w alkoholizm, depresję czy wreszcie odbierają sobie życie. Powiedz im: "Odwagi! Nie tłumaczcie się jakimś tam ostracyzmem, tylko miejcie jaja i podejmijcie decyzję, która sprawi, że staniecie się martwi dla swoich bliskich, a życie stanie się nieznośnie samotne."
Zastanów się chwilę nad swoim poziomem empatii, bo z twoich tekstów wynika, że osiągnął jakieś ujemne wartości. "Odwaga" to frazes. To, o czym piszemy, niszczy ludziom życia i odwaga nie ma z tym nic wspólnego. To obrzydliwy emocjonalny szantaż, na który nikt nie powinien być gotowy, bo on po prostu nie powinien mieć miejsca.