Wczoraj uświadomiłam sobie, że dializując SJ, dopuszczam się (przy jego braku świadomości tego co robię), pogwałcenia jego sumienia... czy jak by tego nie nazwał. Sytuacja jest taka - w procesie hemodializy, kiedy krew krąży pozaustrojowo, jednak nie przerywając ciągłości krwioobiegu, często dochodzi do sytuacji, że część krwi, trzeba puścić na linie dializacyjne, żeby przepłukać cewnik, bądź dojście z przetoki. Wtedy ta krew jest całkowicie odłączona od osoby dializowanej, a następnie, po udrożnieniu dojścia dailizacyjnego, ponownie włączana do krwioobiegu. Można to potraktować jak transfuzję własnej krwi, wcześniej pobranej. Dylemat... Czy informować o tym pacjenta SJ?