Jako de facto przedstawiciel ateistów (nie "wojujących"
, nie "ortodoksyjnych", a wręcz pragnących, żeby doskonały, kochający, sprawiedliwy i wszechmocny Bóg istniał - co wcale nie musi oznaczać, że istnieje; w sumie bardziej nazwałbym to daleko posuniętym sceptycyzmem, niż ateizmem) uważam, że ateizm w moim przypadku był pójściem jeden krok dalej, po odrzuceniu WTSu.
Parafrazując słowa, który wypowiedział kiedyś zapewne jakiś mądry człowiek - żeby dojść (albo raczej zbliżyć się) do prawdy, musisz odrzucić wszelkie dotychczasowe autorytety i wdrukowane przez kulturę przekonania - musisz zmierzyć się z nimi z taką samą bezwzględnością, z jaką obalałbyś je, gdybyś był "po drugiej stronie barykady" (mam nadzieję, że rozumiecie skrót myślowy). Oczywiście nie rozumiem odrzucenie przez to człowieczeństwa, sumienia, uniwersalnych zasad, takich jak np. tzw. "złota reguła".
Po zrozumieniu, że WTS to jedna wielka mistyfikacja, wciąż bałem się myśli, że być może i z Biblią może być coś nie tak. Najpierw bałem się przyznać przed samym sobą do tego typu wątpliwości, potem obawiałem się, że otwarte rozmawianie w takim duchu z rodziną spowoduje, że spiszą mnie na straty, jako podłego bezbożnika.
Obecnie uważam, że nie ma powodu, dla którego miałbym uważać tę Księgę za coś więcej, niż tylko wytwór starożytnej cywilizacji. Dlaczego? Wszystkie "dowody" na niezwykłość Biblii, których byłem uczony, okazały się wysoce naciągane.
- Słynne proroctwa z ksiąg Daniela, Izajasza, Ewangelii (zburzenie Rzymu)? Nie ma ani jednego rękopisu sporządzonego "przed faktem", który przetrwałby do naszych czasów. Najstarsze rękopisy ksiąg Daniela i Izajasza są datowane na ok II-I w.p.n.e. Najstarsze rękopisy Nowego Testamentu to 2. połowa II w.n.e. Można tylko życzeniowo przyjąć, że nikt ich po drodze nie zmodyfikował.
- Proroctwa mesjańskie? Spełnienie ilu z nich potwierdza historia świecka? Jakim problemem dla I-wiecznego ewangelisty, doskonale znającego Stary Testament, było "dopasowanie" relacji do rzekomych proroctw (bo sądzę, że te, które faktycznie jednoznacznie wskazywały na "Mesjasza wodza", mógłbym policzyć na palcach jednej ręki). Klasyczny przykład: Mateusza 2:15, powołujący się na ks. Ozeasza 11:1. Powołujący się na "proroctwo" napisane w czasie przeszłym, wyraźnie dotyczące Izraelitów, otoczone z obu stron tyradą na temat ich niewierności. Pojedyncza odskocznia w postaci jednego wersetu? Nie sądzę. A może Mateusz po prostu próbował na siłę znaleźć proroctwo tam, gdzie go nie ma?
- Zgodność z historią? W pewnej części tak. Ale co np. historia świecka mówi o enigmatycznie określanym "faraonie", zatopionym w morzu czerwonym i o czasach niewoli egipskiej?
- Zgodność z nauką? Kilka "wersetów standardowych" umieszczonych w poetyckim kontekście ma mnie do tego przekonać ("ziemię zawiesza na niczym", "jest ktoś, kto mieszka nad okręgiem ziemi", czy fragment standardowy o obiegu wody w przyrodzie)? Zalecenia dla Izraelitów, podane w pięcioksięgu (higiena)? A co z zatrzymaniem słońca przez Jozuego? Co z poglądem współczesnej nauki na czas istnienia człowieka na ziemi? Co z odmiennym okresem kwarantanny po urodzeniu chłopca i dziewczynki? Przykłady można mnożyć.
- Przesłanie moralne? Sporo mądrych zdań w tej Księdze padło, szczególnie w Ewangeliach. Jednak czy przez to mam przymykać oczy na masowe eksterminacje nieposłusznych, łącznie z małymi dziećmi, na bosko usankcjonowany "dżihad" w czasach podboju Kanaanu, na prawne usankcjonowanie niewolnictwa w narodzie wybranym, na traktowanie kobiet w starym testamencie? Działania Boga, przedstawione w Biblii, pozostają w sprzeczności z obecnie przyjętymi normami, do których doszła ludzkość. Stosowanie odpowiedzialności zbiorowej jest wysoce niepożądane. Zabijanie niewinnych dzieci również. Żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie wpadłby na pomysł, żeby doskonałą sprawiedliwość realizować na wzór ofiary okupu.
Podsumowując, nie znam obecnie dowodów na niezwykłość Biblii, więc naturalną koleją rzeczy nie wierzę w opisanego w niej Boga.
Uważam za wysoce nieprawdopodobne, żeby najpotężniejsza postać we Wszechświecie, twórca miliardów galaktyk, za najbardziej stosowną formę komunikacji uznał objawienie się ludziom z jakiejś starożytnej cywilizacji, którzy mieli spisać jego przesłanie w zwojach, z których żaden nie przetrwał w oryginale do naszych czasów, a kolejne kopie były podatne na korekty i manipulacje.
Uważam, że jeżeli Biblia mówi prawdę i Bóg w niej opisany istnieje, to działa on w sposób wysoce dla mnie niepojęty i kłócący się z moim rozumieniem dobra i sprawiedliwości. Jeśli jest doskonale sprawiedliwy i miłosierny, to będzie w stanie słusznie osądzić pobudki, którymi się kieruję, i odpowiednio mnie potraktować. W takim przypadku zapewne jest wiele rzeczy, o których nie mam pojęcia, i które zaciemniają mój osąd. Druga możliwość - mój mózg nie działa w prawidłowy sposób.
Jeżeli natomiast Biblia nie mówi prawdy i jest wymysłem starożytnych Izraelitów, to zachodzi uzasadniona obawa, że używali oni pojęcia Boga w celu usprawiedliwienia barbarzyńskich czynów, których się dopuścili, m.in. masowych ludobójstw. W takim wypadku wolałbym pozostać jej krytykiem, niż zwolennikiem. Kto wie - może w religii muzułmańskiej współczesna zachodnia cywilizacja również będzie za kilka tysięcy lat przedstawiana jako tak zepsuta, że nadawała się tylko do wycięcia, łącznie z małymi dziećmi?
Gdyby chodziło tylko o wiarygodność naukowo-historyczną, mógłbym na to przymknąć oko. Niestety - chodzi o coś więcej. I dlatego nie potrafię udawać, że jestem zachwycony biblijnym Bogiem, a nie zgadzam się tylko z interpretacją Biblii przez ŚJ. Przy użyciu tej księgi można usprawiedliwić wszystko. Wystarczy wybrać odpowiedni zestaw wersetów.
Sądzę, że wśród byłych Świadków Jehowy jest tylu ateistów dlatego, że w tym wyznaniu faktycznie kładzie się duży nacisk na znajomość Biblii jako podstawy wszystkiego. Oczywiście kładzie się też nacisk na to, żeby rozumieć ją tylko tak, jak życzy sobie góra. W innych religiach Biblia jest rozwodniona przez tradycję, rozumienie symboliczne (np. ostatnio dowiedziałem się od katoliczki, że Adam i Ewa to postacie alegoryczne), itp. Po Księgę tą sięgają tylko gorliwi nieliczni. Reszta o Bogu dowiaduje się głównie z ust duchownego, a nie z własnej Biblii. Świadek natomiast od dziecka słucha fragmentów ze ST o gniewnym Bogu, unicestwiającym niepokornych. Przez lata wypiera wątpliwości, ale gdy już "zaskoczy", to jest w stanie szybko poukładać sobie w głowie rzeczy, które w Biblii mu nie pasowały i ją odrzucić.
Odstępcy, którzy odchodzą od Świadków, z reguły dużo tracą, dlatego zazwyczaj wkładają spory wysiłek intelektualny w utwierdzenie się o słuszności swojej decyzji. Przy okazji może się dostać Biblii i Bogu. Odstępcy od bardziej liberalnych religii są z reguły bardziej przyzwyczajeni do o wiele bardziej przyjaznego Jezusa, niż JHWH, a że niewiele tracą, np. przestając chodzić do kościoła, często nie mają potrzeby utwierdzać się w tej decyzji przez zgłębianie treści Biblii.