Podzielę się swoim doświadczeniem. Nieco innym, ale trochę w temacie.
Przez kilka lat byłem w zborze wolnych chrześcijan a nie wierzyłem już w trójcę i bóstwo Jezusa. I muszę powiedzie, że niedziela w niedzielę czułem tak ogromne napięcie, że miałem regularne migreny. Bo co niedziela czułem zwichnięcie w mózgu.
Pozbyłem się tego i minęło mi jak ręką odjął gdy odszedłem że zboru i przyłączyłem się do zboru nietrynitarnego, w którym mogłem otwarcie mówić o swojej wierze i nikt nie patrzył na mnie jakbym był niepełnosprawny intelektualnie.
Z mojego doświadczenia warto być tam gdzie czujesz się tożsamy ze środowiskiem.
Dobry przykład.
Pokazuje też, że gdy przebywamy w takim miejscu i wśród takich ludzi z którymi się nie identyfikujemy, to może to też odbijać się na naszym fizycznym zdrowiu (np. migreny, bóle brzucha, osłabienie itp.) i psychicznym zdrowiu (przygnębienie, apatia, depresja, zaburzenia lękowe itp.).
Może to dotyczyć zarówno zboru jak i pracy zawodowej.
Trzeba wtedy zadać sobie pytanie - w imię czego ja się tak męczę?
Dlaczego skazuję siebie na przebywanie w miejscu i z ludźmi, którzy notorycznie pogarszają mój stan zdrowia - fizyczny i psychiczny?!
Jeżeli sytuacja dotyczy miejsca pracy, a ktoś ma objawy wypalenia zawodowego, to naprawdę trzeba pomyśleć o zmianie pracy! Bo jak już człowiek wpadnie w depresję, to wtedy już i tak nie będzie w stanie tej pracy wykonywać, a dodatkowo nie będzie w stanie normalnie funkcjonować w domu.
Dlaczego ludzie tkwią w pracy, która ich wypala?
Myślę, że z powodu zestawu określonych przekonań wyniesionych z dzieciństwa i młodości połączonych z brakiem wiary w siebie.
Te przekonania są w stylu: "Pracę trzeba szanować, bo możesz nie znaleźć innej."
"Jak rzucę tę pracę, to umrę z głodu itd."
Do kompletu ktoś jeszcze może uważać, że nikt inny nie będzie chciał go zatrudnić, bo niewiele potrafi, bo ma za małe kwalifikacje, jest za stary, itp.
Plus jeszcze zwyczajny strach, lęk, obawa przed nieznanym.
I to zwykle lęk połączony z brakiem wiary w siebie najskuteczniej trzyma człowieka w jednym miejscu. Fizycznie może być wolny, bo nie siedzi w więzieniu, ale za to ma celę i kraty we własnym umyśle.
Analogia z miejscem pracy pasuje też do organizacji ŚJ.
Ja wiem z własnego doświadczenia, że naprawdę opłaca się dokonywać - czasem radykalnych - zmian w życiu, a często jest to jedyne wyjście, aby ocalić swoje zdrowie psychiczne.
-------------------------
Co Świadków skutecznie trzyma w organizacji? LĘK przed tym, że zostaną całkowicie sami. Że już nigdy nie będą mieli żadnych znajomych, żadnych kontaktów rodzinnych itp. Wszystko opiera się na lęku i obawie przed samotnością.
Z jednej strony czują się nieszczęśliwi w organizacji, a z drugiej strony boją się, że nie spotka ich w życiu już nic lepszego.
I tak oto człowiek boi się wyjść z więzienia, bo nie wie czy na wolności uda mu się przeżyć. Lepsze znana cela niż nieznany ocean możliwości.
Nasuwa mi się tu jeszcze jedna analogia. Czym się różni lew z afrykańskiej sawanny od lwa z ZOO? Fizycznie niczym, ale na pewno różnią się tym co mają w umyśle - doświadczeniami, nawykami i przekonaniami.
Lew z sawanny wie, że aby coś zjeść powinien zapolować na zdobycz, a jeśli tego nie zrobi, to będzie chodził głodny. Lew z ZOO nauczył się z kolei zasady: "czy się stoi czy się leży micha żarcia się należy".
Czy dziki lew z sawanny byłby w stanie przekonać lwa z ZOO, że wolność jest najważniejsza....? Nawet jeśli wiąże się ona z dodatkowym wysiłkiem!
Hmmm... oto jest pytanie.... !