Myślę, że on kompletnie nie zdawał sobie sprawy ze swojego podwójnego życia.
Nie do końca Lovely zgodziłabym się z taką hipotezą.
Jeśli ktoś wraca nawalony do domu jak kłoda, albo musi korzystać z pomocy innych, by mu pomogli dojść do domu.
To chyba po wytrzeźwieniu dociera do niego, że coś tu jest napewno nie halo
Każdy kto był śj, wie jakie obowiązują go zasady bycia w tej organizacji i już od momentu pierwszego st. biblijnego jest kładziony pod to sztywny fundament.
Zwykłych szeregowych świadków bardzo szybko się dyscyplinuje w zborach za nawet byle co.
Wygłaszając przy tym wręcz czasami bardzo poniżające wykłady naznaczające.
Ludzie na tych tzw., reprezentatywnych przywilejach, dość lukratywnych stanowiskach muszą być wzorem gdy są powoływani do takich szczególnych zadań.
Tam nie jest wybierany byle kto, pierwszy lepszy z brzegu.
Tam dobiera się ludzi tak jak do Szwajcarskiej Gwardii straży przybocznej papieża.
Każdy chyba czuje, czy żyje naprawdę uczciwie wobec innych braci, czy oszukuje przede wszystkim siebie i całe otoczenie wokół.
Nadzorca, misjonarz, to powinien czuć to szczególnie, jak to u niego wygląda.
Myślę, że tu zabrakło zwykłej uczciwości, lojalności i zachowania jakiejś normalnej godności człowieka.
Raczej stawiałabym na to, że nawet jak dokładnie wiedział, że prowadzi extra podwójne, a może nawet potrójne życie.
To prestiż jaki wiązał się z byciem tym wybranym misjonarzem na Rosję był sporym hamulcem by uczciwie zrezygnować.
I "skoczyć" z tego "trzydziestego" piętra jw.orga pełnego fleszy i podziwu.
Strażnicowa lekka, łatwa kasa i wszystko, co się wiąże z takim życiem bez ciężkiej harówki, to mógł być drugi dylemat przy rozważaniu swojej rezygnacji.
No i trzeci, to brak zupełny odwagi by się otwarcie szybko przed braćmi przyznać do takiego życia w pełnej obłudzie.
W pełnej hipokryzji, można by tak rzec, która jest potępiana przy każdej nadarzającej się okazji
Nadzorca nauczający nie mający swobody mowy i nie będący dobrym przykładem.
Niezbyt miły wizerunek, a jednak Nadarzyn dopuszcza do trwania latami takich sytuacji dla "wybrańców"!
To mogło zadziałać jak coś na zasadzie w wielu rodzinach alkoholowo przemocowych, gdy np., mąż jest znanym i szanowanym dyrektorem wielkiej firmy.
Żona wtedy robi wszystko żeby pokazać, że pomimo takiego przykrego ułożenia w rodzinie, to że właściwie nic się nie dzieje i że oni są szczęśliwym małżeństwem.
Bo wstyd byłoby się otwarcie przyznać, że nasza rodzina jednak jest głęboką patologią.
Robi się wtedy wszystko, by przed przyjaciółmi, rodziną, znajomymi pudrować tego alkwoholowo-przemocowego trupa wystającego z szafy.
Tu bym porównała tego Radosława z jego alkoholowym problemem do takiej właśnie persony, jakim jest ten znany dyrektor z mojego przykładu.
A żonę do właśnie takiego wytrwałego robienia mu bardzo dobrej laurki, dzięki której mogli długi czas utrzymać tę prestiżową dobrze płatną u śj funkcję.
Odgrywającej przed braćmi rolę szczęśliwej żony z ogromną betonową kulą u nogi.
No i zachowania dobrego imienia rodziny.
Szczególnie jeśli to są rodziny wielopokoleniowe, które zbudowały wokół siebie taką swoistą aurę szacunku i głębokiego respektu.
Tylko dlatego, że wiele dziesiątek lat stoją one na straży tej tak zwanej "prawdy" z jw.org.