Ja wróciłem dla rodziny i znajomości. Dawno temu się przebudziłem, przestałem wierzyć w nauki organizacji po tym jak dostrzegłem manipulacje, pranie mózgu i niezgodności z Biblią. Przez wiele lat unosiłem się rozgoryczeniem że organizacja poniża Jezusa, nie oddaje mu boskiej czci, oburzały mnie satanistyczne znaki w strażnicach, pedofilia w zborze. O wszystkim powiedziałem starszym i dużej liczbie głosicieli w okolicznych zborach. Zostałem wykluczony i napiętnowany, byłem postrzegany jako odstępca, sekciarz, najgorszy sort człowieka.
Z czasem skłoniłem się całkowicie ku ateizmowi i stwierdziłem że skoro żadni bogowie nie istnieją włącznie z Jehową i Jezusem, to liczy się tylko tu i teraz. Liczy się tylko życie doczesne, a ile go mamy przed sobą? Jeszcze może kilkanaście, kilkadzisiesiąt lat. Czy warto resztę tego życia spędzić w odosobnieniu, w rozgoryczeniu? Dorosły człowiek w moim wieku nie potrafi już zbudować takich relacji jakie buduje się od dziecka. A ja byłem wychowywany od dziecka w tym konkretnym środowisku gdzie się wszystkich zna, ma się jakieś kontakty, układy itd. Doszedłem do wniosku że życie leci przez palce, ja wegetuję sam na tym świecie, bywa czasem ciężko samemu i nie ma sensu się męczyć.
Dołączyłem znowu do organizacji, napisałem parę listów zanim w ogóle chcieli ze mną gadać, chodziłem najpierw do jednego zboru gdzie nie byłem zupełnie akceptowany, potem wróciłem do rodzinnego zboru gdzie mam starych znajomych i tam po długim czasie zostałem przyjęty - może nie z otwartymi rękami, bo niektórzy nadal podchodzą do mnie nieufnie, pomimo że starsi tłumaczyli im że jestem już ''bezpieczny'' dla zboru. No ale niektórzy potrzebują więcej czasu po prostu na oswojenie się ze świadomością że odstępca może powrócić do zboru.
Czy żałuję? Nie. W sumie to wyszedłem na plus. Mieszkam znowu u rodziców (przekonałęm ich że na starość potrzebują opieki), więc odchodzi mi czynsz za mieszkanie. Pracuję w ekipie z braćmi i mam tam dość dobre zarobki a i atmosfera jest w porządku. Jedna siostra ogarnęła mi po kosztach księgowość z którą miałem problem i nie mogłęm dojść do ładu. Ostatnio zepsuł mi się samochód, to brat z okolicznego zboru naprawił mi go za 1/3 ceny. Także już dostrzegam że było warto.
Chodzę na co drugie zebranie w niedzielę, resztę siedzę na zoomie, nie włączam kamerki. Zazwyczaj śpię albo robię obiad albo się relaksuję gdy zebranie leci na ZOOMie. A w tą co drugą niedzielę idę sobie na salę posiedzieć i popatrzeć na tych biednych, nadal wierzących w to ludzi - traktuję to jak rozrywkę, po zebraniu zawsze można pogadać, dowiedzieć się plotek itd. Do służby nie chodzę, bo nie zasługuję na stojak (mogą na nim stać tylko wyznaczone, przykładne osoby o dobrej reputacji, przynajmniej w moim zborze). Raz na jakiś czas dam się namówić na pisanie listów przez zooma, ale moja aktywność polega na zalogowaniu się do aplikacji i siedzenia dwie godziny z moją grupą służby, słuchania jak redagują listy.
Krótko mówiąc - powrót do organizacji dał mi dużo finansowo, pozwolił mi odświeżyć cenne kontakty sprzed lat, dzięki którym mogę załatwić wiele spraw praktycznych spraw. Mam kontakt z bliskimi, moja rodzina może w końcu spać spokojnie w nocy bo nie martwi się że zginę w armagedonie. Czasem zostaję zaproszony przez znajomych ze zboru na jakąś zborową wódeczkę, wtedy niejednemu rozluźnia się pod czaszką i padają pytania: ''A ty Bracie Straszny, jak to się stało że byłeś wykluczony za odstępstwo, a wróciłeś, jak to możliwe??" - no i mam okazję wtedy do wydania odstępczego świadectwa. Ale to tylko w gronie zaufanych świadków których i tak podejrzewam o niezaleźne myślenie.
A poza tym lubię sobie zapalić papierosa jak nikt nie widzi, wśród ludzi ze świata sobie przeklinam, byłem dwa razy u prostytutki od kiedy mnie przyłączyli. Mam znowu rodzinę i dawnych znajomych, mam jakieś wsparcie od nich - warunkowe, ale zawsze. Żyję sobie pełnią życia tak i korzystam z niego, a leśne dziadki z mojego zboru cieszą się że owieczka wróciła do stada.
Szczerze - nie żałuję. Organizacja to potężny twór, potężna maszyna. Nie jednego przemieliła i jeszcze nie jednego przemieli. Odstępcom wydaje się że w zarządzie w Nowym Jorku siedzą debile, a to błąd. Ci ludzie to mistrzowie strategii, są przebiegli i doskonale wiedzą jak grać na ludzkich uczuciach. Mimo że nie wierzę w ich nauki, to muszę im oddać jedno - są cholernie skuteczni w ściąganiu ludzi na ziemię. Nie sądziłem że kiedyś to napiszę, ale faktycznie muszę im to oddać. Są skuteczni - to dobrze działająca firma, niczym dobrze naoliwiona maszyna. Może nie ma tam prawdy, może manipulują ludźmi, ale jeśli dobrze się usadowisz w tej maszynie, to będziesz kręcił się jak ten trybik do końca życia w pewnym umiarkowanym komforcie psychicznym, finansowym i życiowym.