Fajny temat, PPJ.
Mdlącego smaku poczucia dekonspiracji zakosztowałem jako szczeniak w podstawówce.
Rodzice byli już po chrzcie, a ja wrastałem w środowisko ‘prawdziwych chrześcijan’.
Szkolna pani dyrektor razu pewnego, ukuła aktywność, polegającą na napiętnowaniu dwójarzy. Rzecz polegała wyczytaniu na okolicznościowym apelu uczniów z pewną sumaryczną liczbą jednostkowych ocen niedostatecznych, gdzie wśród całej gawiedzi szkolnej spędzonej w tym celu na salę gimnastyczną, mieli okryć się sromotą.
Jako że w dzienniku przy rubryce z moim nazwiskiem uzbierało się więcej pał, niż było niż sprawiedliwych w Sodomie i Gomorze - zostałem zakwalifikowany...
Pogodzony z nieuchronnym, czekałem na termin apelu, a wyczytany - pokornie wstałem, zwiększając swoją rozpoznawalność wśród słabeuszy.
Ale to było preludium - jak słusznie się domyślacie.
Otóż opuszczając z ulgą metaforyczny szeol, na korytarzu spostrzegłem starszego z naszego zboru. Wyłowił mnie wzrokiem.
Zadrżałem. Czy słyszał? Podglądał przez dziurkę od klucza?
W swej chłopięcej naiwności wziąłem to za przypadek – ot, może akurat podrzucił dziecku klucze, bo ten nie wziął z domu? (pochodzę z pokolenia dzieciaków z kluczami u szyi (pracujący rodzice), oraz nauki o pokoleniu, pamiętającym rok 1914, które miało nie przeminąć).
Wiara w przypadek rozsypała czas jakiś później, kiedy ów starszy stanął w drzwiach, chcąc pomówić z rodzicami.
Pojawiał się przecież wiele razy wcześniej, jednak wtedy natychmiast odczułem, że za moją przyczyną.
Rodzice dostali więc burę, że ich syn nie przynosi chwały Jehowie (w pogardzanej przecież przez organizację edukacji świeckiej), w dodatku ja zamiast zapaść się pod ziemię, wg jego słów – ‘wychodziłem z tej sali cały ubawiony’ (to zrozumiałe, przecież odpuścił mi stres).
Kiedy starszy sobie poszedł, odbyło ‘trzepanie dzienniczka’. Rodzice poddawszy go prześwietleniu niczym Berejczycy, stwierdzili, że mizerne oceny moje, poprzetykane były misternie pełnym spektrum barw i odcieni pozostałych ocen, niczym szata buchnięta przez Achana z łupów z Jerycha (tego Achana z ‘Mojego Zbioru’, którą to szatę upychał w dołku ukrytym w namiocie).
Za mną stały też średnia z medianą oraz fakt, że podstawowa edukacja moja, bohatersko posuwała się naprzód.
Uspokojeni rodziciele oszczędzili mi teokratycznej trudnej mowy. Stanęli między mną, a izraelskim zwierzchnikiem Jozuem i ocalili mnie. Kamienowanko zostało udaremnione.
Ale skąd się tam wziął ów starszy? - zapyta ktoś?
Szczerze – do dziś nie wiem tego na pewno, ale o planowanej akcji najprawdopodobniej podkablował jego syn, uczęszczający do tej samej szkoły.
Takich dzieciaków z rodzin SJ było więcej, widać więc, warto było starszemu zrobić samodzielne rozpoznanie w sytuacji.
Mimo, że czułem się w dwójnasób upokorzony, jakoś nie zachodziłem w głowę: ‘co jest z tym starszym nie tak? albo ‘co za wyjątkowo wścibska persona?’ Wyjaśnienie było jakże oczywiste. On dbał o zbór, o jego wysokie mierniki moralne. A pomagał mu formatowany od najmłodszych lat na szpicla jego syn, z wyczulonym radarem na wszelkie zachowania dziwne i odbiegające od normy.
Od tej pory miałem się przy nim na baczności. Psuł krew i wsadzał kij w szprychy w przypadku wszelkich przejawów swobody, niczym wredny młodszy brat.
Z biegiem lat przekonałem się, że takich usłużnych i zaangażowanych członków wspólnoty jest więcej, a donosicielstwo to powszechna, zinstytucjonalizowana i aprobowana praktyka funkcjonująca także poza moim lokalnym zborem.
Nic dziwnego, że na skutek podobnych doświadczeń, człowiek wykształca w sobie odruchy obronne, ustawiczne uważa na to co i gdzie mówi i robi.
Stąd to nerwowe rzucanie głową na lewo i na prawo oraz nieuzasadnione poczucie strachu w irracjonalnych sytuacjach.
Dziś jasnym jest dla mnie, że to szkodliwa reakcja stresowa na skutek permanentnego samozaszczucia.
Nie obserwuje się podobnych odruchów i podobnie głębokiej kontroli nad własnym zachowaniem u wolnych, swobodnych ludzi.
To znak rozpoznawczy niewolników niewolnika.
A nawet jeśli ktoś zdoła osiągnąć satysfakcję ze swoich osiągnięć, jest to stan zaledwie chwilowy, gdyż strumień treści trafiających do członków społeczności nacechowany jest ciągłą i rosnącą presją na zwiększanie własnych wysiłków oraz ciążeniem w stronę poczucia własnej winy.
Dodatkową funkcję korygującą zapewnia teokratyczny totalitaryzm starszych, mających za zadanie programowo wytrącać jednostkę z poczucia równowagi, którą zapewnia jej własna sprawczość.
P.S.
Przeczytajcie sobie definicję ‘fobii’ w Wikipedii.
Brzmi znajomo?
A jest to sklasyfikowane zaburzenie psychiczne o podłożu lękowym, gdzie rekomenduje się diagnostykę i leczenie.
Z kolei tego rodzaju lęki społeczne uważa się za najczęstsze i najłagodniejsze formy paranoi.