Też macie wrażenie, że zbory ludzi którzy potencjalnie mogą do nich przyjść ( poturbowani życiowo i emocjonalnie, starzy, samotni), potrzebują w zasadzie najmniej? Po chrzcie najprędzej się o nich zapomina, bo są problematyczni i spoza układu no i niewiele z nich pożytku.
Natomiast tacy co byliby potrzebni z kolei masowo odchodzą ( młodzi mężczyźni i kobiety zdolni pracować na budowie i pełnić obowiązki teokratyczne), a wcześniej byli ( oni lub ich rodzice) ile wlezie zniechęcani nie tylko do zakładania rodzin, ale i podejmowania wymagających zawodów, które z perspektywy czasu mogłyby się opłacić Organizacji.
Podsumowując: wielodzietnych by się chciało bo demografia fatalna, ale pary od kilkudziesięciu lat namawiało się zwłaszcza na poświęcanie życia sprawom królestwa. Chciałoby się wykształconych specjalistów, którzy mogliby pomóc nonprofit w działalności teokratycznej, ale nie ma skąd brać, bo od kilkudziesięciu lat zniechęcało się do wykształcenia wyższego.
Chciałoby się młodych facetów na energicznych starszych i budowniczych sal, ale nie ma się dla nich oferty, bo narrację wciąż narzuca Ciało Kierownicze w wieku ich rodziców albo wręcz dziadków.
Wnikliwi badacze biblii stanowiący wyzwanie intelektualne, których ciągnęło do takich małych alternatywnych wyznań też nie są już widziani tak mile jak niegdyś, ponieważ przestaje to być religia pisma, a zaczyna być telewizji, a samo czytanie biblii, a prawdopodobnie i studium osobiste - stopniowo zanikają.
Kto zostaje: starzy, poturbowani życiowo, zaburzeni emocjonalnie, rozczarowani kościołem i bez pomysłu na siebie, których doprowadzi się do prawdy, a później zapomni.