Wydaje mi się, że kiedyś starsi mogli do "menu" wprowadzić swoje wariacje "hamburgera" - takiego swojskiego Wieśmaca.
Natomiast obecnie raczej nie mają już szans "przemycić" nic swojego.
Wszystkie "hamburgery" samolotem przylatują z USA i nie ma tu miejsca na autorskie wariacje.
Swego czasu w rozmowie z pewnym zaufanym starszym usłyszałam taką informację.
Parafrazuję:
Kiedyś były trochę inne czasy, bracia dostosowywali wiele rzeczy do charakteru naszego kraju.
Nie chcieli zbytnio wprowadzać tej "amerykańszczyzny".
I było to tylko do pewnego czasu.
Bo przyjechał Anthony Morris m.in., do Polski i wszystko pozamiatał.
W Nadarzynie, po prostu nastąpiła rewolucja.
Wyszły na jaw jakieś "pochowane listy" nie przekazywane do zborów.
Nie wprowadzane na bieżąco wskazówki.
Jakieś historie z datkami i takie tam "obrazki".
Że Polska za mało datków płaci do USA, dlatego jakichś tam publikacji narazie nie dostaniemy.
No i poleciały głowy, zostało wymiecione prawie całe kierownictwo nadarzyńskie.
I nastąpiły inne zmiany, niekoniecznie korzystne dla betelczyków. Nie wiem ile w tym było prawdy?!
Ale ...
Dało się zauważyć, że rzeczywiście jakby pozbawiono braci "luzu" i własnej inwencji.
Potem to szło bardzo szybko.
Wszystko ustawiane jak pod sznureczek.
Mnie osobiście bardzo nie podobało się wprowadzanie "techniki" na zebraniach i do służby.
Głównie to, że wielu zaprzestało używania Biblii, a w ruch szły tablety i wyścigi, kto będzie miał lepszy?!
Nie wspomnę o tym, jak to się różni prześcigiwali w pojmowaniu ich obsługi.
Potem wprowadzenie na zebraniach wywoływanie do odpowiedzi po nazwisku.
Jakby ktoś wsadził górę lodową w to mrowisko zborowe, w którym i tak zawsze brakowało empatii.
Potem te zmiany w zebraniu służby, anonimowe scenki: wstępy, odwiedziny, zakładanie studiów biblijnych.
Rysunkowe prawie że postacie, jak z filmu dla analfabetów.
Czuło się na żywca to centralne sterowanie.
To wszystko sprawiało, że wiele rzeczy stawało się sztuczne do bólu, pozbawione uczuć.
A potem zaraz już mnie tam nie było.
A ustanowienie braci
... "kapo" ... pilnujących, czy ich współstarszy coś pominął, czy dodał.
To już w ogóle nie ma o czym mówić.
To nie może się dobrze skończyć dla myślących usługujących.
I nic dziwnego, że wielu rezygnuje z tej harówki.
I tego inwigilowania.