Bardzo dziwna historia jak na zwyczajową narrację takich zbiórek - gdzie jak ktoś pisze o "ostatniej nadziei" to z reguły idzie o jakiś eksperymentalny lek ostatniej szansy - Ale nie mi wnikać w szczegóły, bo ani sytuacji nie znam, ani nawet forumowicza nie pamiętam. Niepotrzebnie tyle negatywnych emocji się ulało na start.
Jak sytuacja nie jest tragiczna i w grę nie wchodzi rychły zgon, to może sens jest jednak spróbować dotrzeć do rodzin, jeśli rozstanie nie odbyło się w jakichś patologicznych okolicznościach? (historii życia forumowicza nie znam, a i nie będę specjalnie nabywał rozeznania w historii postów). Może nawet warto ( o ile poziom desperacji odpowiednio wysoki) zrobić nadzieję, że się do prawdy wróci i doprowadzić do poprawy relacji z krewniakami, jeśli nie z miłości to z czystego pragmatyzmu, żeby nie pójść na dno? Co cezara cezarowi, a co organizacyjne organizacji, już Jezus nauczał podobnego pragmatyzmu. Uratowanie zdrowia/mieszkania chyba warte jest spotkań na Zoomie, statusu zainteresowanego czy co tam mogą sobie zażyczyć za wyciągnięcie ręki do potrzebujących. Bo przecież Organizacja nawet nie ukrywa, że stosuje szantaż i nie tyle zależy jej na szczerych powrotach, ale na powrotach jakichkolwiek, wliczając te wykalkulowane i niemalże przymusowe, bo jak inaczej określić szantaż relacjami rodzinnymi i towarzyskimi? Chcą abyście wrócili pod przymusem, to wróćcie pod przymusem, ale postawcie własne warunki.
Tym bardziej, że chodzi niby nawet nie o was, a o wasze dzieci. Do wnuków dziadkowie/wujkowie/ciocie mają z reguły mniejszą pretensję o odstępstwo rodziców i więcej wyrozumiałości, więc takie przedstawienie sprawy miałoby większe szanse na sukces.
W ogóle czasy takie, że mam wrażenie coraz więcej tych zbiórek pieniężnych się robi, ekonomia pada, pandemia zyskała stały charakter, politycznie i militarnie niespokojnie, ludzie coraz bardziej zdesperowani. Jeszcze się okaże, że więzi u jehowych pod wpływem pragmatyzmu się zacieśnią i znowu będzie atmosfera braterska jak w późnym PRLu
To tym bardziej dogadaj się z rodziną w kwestii losu wnuków. Nie pytałem cię o wiek, ale max. 40tka brzmi cholernie blisko jeśli idzie o zgon i nie wiem na ile sensowne jest w takiej sytuacji myślenie o emigracji zarobkowej jeśli oboje partnerów ma grupy inwalidzkie, jest w trakcie procesów diagnostycznych, leczy się i opiekuje dwójką nastolatków. Są takie momenty w życiu gdy honor trzeba schować do kieszeni i pertraktować z rodziną jaka jest, chyba że to kompletna patologia, ale wśród jehowych kompletna patologia to jednak rzadkość.
Wiesz jak to jest, jedni biorą ślub w kościele i wpuszczą księdza po kolędzie by się babcia ucieszyła i nie pominęła w spadku, a inni uczęszczają na transmisje internetowe wykładów z USA by babcia w ogóle raczyła pamiętać o ich istnieniu.
-
Trochę jadu i żółci się wylało, to fakt. To był cholernie ciężki dzień, którego nikomu nie życzę.
Co do twojej wypowiedzi, podjęliśmy próby kontaktu. To nie tak, że z góry założone, że są be i koniec. Ale odzew jest zerowy, a ich plecy mogliśmy obejrzeć aż nazbyt dokładnie. Rodziny poza granicami prawdy także. Tu zawsze bardziej liczyło się dla nich zdanie i wersja mojej rodzicielki, niż dociekanie faktów. Takie już mają relacje. Nic nie poradzę. Wielokrotnie pokazali, że jeśli jedna osoba - moja rodzicielka, a ich siostra i szwagierka - mówi, że syn jest fuj i be, to nie ma sensu pytać go o zdanie, tylko wierzymy, że tak się rzeczy mają i starczy. Co do patologii u świadków... Fakt. Rzadkość, jeśli idzie o warunki. Jednak mentalna, psychiczna patologia to nazbyt częste zjawisko, na które z przyjemnością jest przymykane organizacyjne oko.
-
Z jednej strony jest wolne mieszkanie w zasięgu 100km. - brak szans na zgodę. Pytania padły, odpowiedź po długim czasie padła, że zasady to zasady i nie ma opcji. Także choćby mieszkanie miało zarosnąć grzybem, mieszkaj córcia na dworcu
Jah nad tym lokum roztoczył aurę świętości, której nie zatrują odstępcze stopy.
Z drugiej strony, wdowa po starszym, której lekko odjechał pociąg z racjonalnym myśleniem. Odkąd padło zdanie, że to przez moje wątpliwości ojciec na tyle się przejął, że aż umarł, kontakt jest zerowy od 5 lat. W tym czasie matka, z osoby niezbyt pobożnej, ślizgającej się na powierzchni prawdy, została otoczona taką miłością braterska, że zahaczyło nawet o wypisywanie złotym markerem wersetów na ścianach salonu
rozum odpłynął, rozsądek zatonął w miłości braterskiej. Teraz każda decyzja jest konsultowana z braćmi, siostrami pionierkami, żonami starszych, czy samymi starszymi.
Rodzeństwo to ta sama bajka, co u rodzicielki. Czyli "bratku wróć, naprawimy to z Jehową", ale póki co, warunkowa miłość nawet w rodzinie i radź sobie sam.
Warto dodać, że Pani Matka jest wyłącznie z 18 letnim synem, na 30a działce z dwoma domami. Jeden 120m² parterówka, drugi to ok 300m² z piętrem + zagospodarowanym poddaszem.
Odpowiedzi brak, kontaktu zero. Każdy pała miłością w innym kierunku niż do własnego rodzonego brata, czy syna.
Kogo obchodzą wnuki, które nigdy nie były ochrzczone w jednej prawdzie. Matka to odstępca, więc wnuki nawet nie mogą ich odwiedzić, nawet gdy same z siebie dzwonią do dziadków i pytają o zgodę.
-
Tak czy inaczej, plan działania jest. "Ukochana" rodzina z mojej strony będzie musiała pogodzić się z faktem obcowania na jednej działce, z parą odstępców. Jeśli opcje są dwie - albo bezdomność, albo niezadowolenie "rodziny" ślepo zapatrzonej w braci zza oceanu - to dla nas wybór jest prosty i nie mam zamiaru ustąpić. Jakoś te 2-3 miesiące wytrzymają z lokatorami żyjącymi z władcą tego świata jak z najlepszym ziomkiem, zamiast klęczeć przed Jehową.
-
Ps. Grupę mam wyłącznie ja. Problemy zdrowotne lepszej połowy, nie kwalifikują się nawet na głębszy komentarz orzeczników, jak w moim przypadku z ustaleniem wyższego stopnia czy renty. Ot logika.
-
Ps.2 za wcześniejszą żółć bądźcie skłonni wybaczyć. Za wytknięte błędy ortograficzne dziękuję. Wkurw i chęć mordu z rozpaczy mnie nie usprawiedliwia
-
Tymczasem
-
-
FANTOM: Nie wiem, czy dobrze rozumiem. Wcześniej trochę czytałem o kwestii praw jakie ma właściciel lokalu względem najemcy. I szczerze przyznam, że w głowie już nam bigos.
Raz piszą, że nie mogą nas wyrzucić, innym razem, że mogą, jeśli zalegamy dłużej niż 2 tygodnie, a jeszcze innym, że jeśli dłużej niż 3 miesiące.
Teraz nie wiem już nic.
Najem jest od firmy zajmującej się wynajmowaniem, pośrednictwem dla właścicieli lokalu. Czynsz miał być zapłacony do 10.11, więc na chwilę obecną zalegamy 20 dni. Na koniec miesiąca, przy sytuacji, takiej jak nasza, ich dział windykacyjny wystawia i wysyła pismo o nakazie opuszczenia lokalu, najczęściej w dniu następnym, do danej godziny.
Dla mnie też jest to lekkim szokiem, że po 3 tygodniach mogą ludzi od tak wydupić na ulicę. W umowie najmu nie mam podanego żadnego adresu, pod który mógłbym się udać w razie rozwiązania umowy. Nie zalegamy z czynszem dłużej niż 3 miesiące. A tu dostajemy pismo, że umowa rozwiązana, bo nie zapłaciliśmy za ten miesiąc, więc see ya bro, jutro już tu nie mieszkasz. To brzmi jak chory żart.