Problem jest w tym,że czytelnicy tego forum widzą powolny upadek tego "imperium".
A jak w ogóle zdefiniować upadek tego imperium? Od jakiego procenta utraconych wpływów lub wiernych? Czy te imperium jest w ogóle należycie wycenione, odmierzone by móc odpowiednio monitorować jego losy?
Nikt z tu obecnych nie dożyje upadku Towarzystwa. Jego porażek, ograniczenia budżetu i działalności - pewnie tak, bo to już się dzieje. Ale sam proces upadku potrwa zapewne jeszcze kilka pokoleń, będzie złożony i niezauważalny z perspektywy ludzi żyjących w danym strumieniu czasu, najwyżej historycy wytoczą umowne granice tego jak przebiegał, grubo po fakcie.
Dla mnie prywatnie znaczącym objawem upadku byłby powrót do spotkań domowych i opuszczenie nieruchomości przez zbory. Ale i do tego scenariusza mam wątpliwości, bo w stronę takich rozwiązań zdają się od kilku lat ewoluować, stawiając na telewizję oraz konferencje internetowe, a za wirusa to właściwie mamy taką rzeczywistość w praktyce i jednak dalej wszystko się kręci. Czy przepoczwarzanie się i dostosowywanie do realiów, rezygnacja ze starych skostniałych rozwiązań to świadectwo upadku czy raczej czegoś przeciwnego? Jak Towarzystwo nadgania trendy ewangelizacyjne z XXI wieku, to źle z nim czy może lepiej? Albo jak rezygnuje z druku na rzecz materiałów audio video dostępnych w telefonie czy tablecie?
Kanały internetowe i portale to teraźniejszość i przyszłość, więc może się okazać, że późno, ale jednak Towarzystwo nadgoni i znów kupi sobie w jakiejś formie przynajmniej kilkanaście lat rozpoznawalości oraz wpływów, tyle że zamiast z pukania do drzwi będą kojarzeni z kanału teleewangelizacyjnego mającego kilka milionów regularnych widzów i sponsorów. Organizacja może zbiednieć, mogą spaść jej liczby powołań, ale sam byt abstrakcyjny jakim jest się dostosuje, a być może przejdzie nawet jakieś odnowienie i ponownie złapie wiatr w żagle - jak każdy byt który operuje pieniędzmi, kadrami oraz znajomościami i ze względu na pokoleniową wymianę wiernych i kierownictwa jest potencjalnie nieśmiertelny.
Przeczytałem ostatnio, że jedna z dużych firm tytoniowych opowiada się za zakazem palenia w Wielkiej Brytanii. Tak, są za tym by zakazano produktów z których słyną, na których zbudowali tożsamość i zarabiają. Likwidują sami siebie? A gdzie tam, pewnie pieniądze ulokowane są już w licznych alternatywach biznesowych, a jeszcze sami poprawią sobie tym ruchem pijar.
Z Jehowymi może być podobnie, to nie jest jakaś garażowa hipisowska sekta studencka z dwudziestoma wiernymi i na czele z pomylonym guru na którego charyzmie wszystko się opiera i po którego rychłej śmierci z przećpania wszyscy ściągają z siebie talizmany i szaty liturgiczne, pukają się w głowę zażenowani własną głupotą i wracają do społeczeństwa, kontynuować naukę i kariery.