Heh, tylko świadki myślą że ich głoszenie przypomina nalot szarańczy. Tak naprawdę to pierdy mrówki na pustkowiu. Jeszcze jak jakaś wioska malutka, to można było dostrzec te kilka osób podążających od domu do domu, raz na jakiś czas. W większych skupiskach ludzi, jest to prawie nie zauważalne. Co ciekawe jak słucham różnych SJ to mówią, że w rozmowach z ludźmi, kiedy wspominają, że nie chodzą od domu do domu, ludzi robią zdziwienie: tak, naprawdę?. Znaczy się ludzie tego nie widzą. Bo bądźmy szczerzy, głosząc, czasami spotykając kogoś po kilku miesiącach byłem witany: znowu pan? Z dwa tyg temu pan był tutaj.
W Warszawie niektóre tereny po 2 lata niegłoszone, i ludzie tak samo na te gadanie reagowali, to po roku też nie zauważa. Może po za jakimiś bardziej wtajemniczonymi jednostakmi