Terebint, mam wrażenie, ze ktoś kto wymyślił ten test chciał wierzącym kogel-mogel w głowie zrobić
Nie wiem, może tak może nie. W każdym razie w jednej z anime, w "Dororo" spotkałem się z taką wypowiedzią starego samuraja Biwamaru (to postać fikcyjna):
"Można zmienić się w demona, jeśli będzie się dążyło do siły.
Albo możesz zrezygnować z całej siły i przestać walczyć.
To by była ścieżka Buddy i miłosierdzia.
Niezależnie od tego, co wybierzesz, nie będziesz już dłużej człowiekiem".
Uważam, że droga do pokochania Boga jest bardzo trudna. W pewnym sensie jest to droga bezwzględna, gdyż nie ma tam skrótów, trzeba przejść przez każdą napotkaną górę. Jest to droga trudna, bo pełna miraży. Z własnego doświadczenia wiem, jak i z własnych obserwacji, że często się myli miłość do Boga z miłością do własnego ego, z miłością do wyobrażeń o Bogu.
Najpierw jest fałszywa miłość - ona pochodzi z emocji. To jest miłość tak bardzo charakterystyczna dla ludzi podatnych na różne ideologie, znamionuje się zero-jedynkowym myśleniem, jak u sześciolatków.
Jeżeli idzie się do przodu to prędzej czy później nadchodzi czas odkochania. Zabijania fałszywej miłości. To czas smutku, żałoby, czasami depresji, braku wiary. Uważam, że nie dojdzie się do prawdziwej miłości bez przejścia tego etapu. Bodajże czarną nocą duszy nazwał ten odcinek drogi święty Jan od Krzyża. A później... a później widać, coraz bardziej horyzont czegoś lepszego. Wychodzimy z magicznego myślenia. Porzucamy coraz więcej ideologii, aż niepozostanie żadna w nas. To też bolesny czas, ale przed oczami coraz częściej mamy niebo. Sądzę, że tak mniej więcej wygląda ta droga.
A ludzie, którzy polegają na sile, bądź tacy, którzy nie potrafią odróżnić miłości do ego z miłością do Boga przemieniają się w demony i świadomie bądź nie, krzywdzą innych.
Takie jest moje zdanie w tej sprawie! Howgh!