W moim zborze kiedyś było tak, że starszych w ogóle w służbie nie widywałem

Przychodzili na zbiórki, prowadzili je, ale zaraz po nich wracali do domu. Dlatego jako dzieciak chciałem zostać starszym, bo nie musieli chodzić po domach

Potem się to trochę zmieniło, pewnie był większy nacisk, żeby jednak też głosili. I nawet do służby się sami chcieli umawiać.
Chociaż był jeden, który miał w zwyczaju umówić się do służby i potem zawsze odmawiał. Mi to akurat pasowało

W moim byłym zborze usługiwałem wspólnie ze starszym , który skończył kurs usługiwania i przyjechał w ramach potrzeb . Po żeniaczce nadal był pionierem , ona miała mieszkanie po ojcu i pracowała na cały etat w sanepidzie. Teraz wciąż pionieruje i złapał pracę na pół etatu na stolarni. Jest nadzorca służby zarazem .
A to lebiega

Żona haruje na cały etat, a on łazi po domach (albo stoi przy wózku)? Ja wiem, że równouprawnienie, że może tak się dogadali i im wygodnie, ale krew mnie zalewa jak widzę takich ludzi.