Powiem tak. Dopóki byłam w organizacji, to myślałam że tak właśnie to wyglada. Że się tylko z wykluczonym nie studiuje razem i nie modli, ale poza tym stosunki są normalne. Dopiero jak opuściłam organizację, to usłyszałam o tych wszystkich strasznych historiach, odsyłaniu prezentów, nieobecności na pogrzebach, jedzeniu obiadu tyłem do reszty rodziny i innych. W głowie mi się nie mieści, jaką sieczkę z mózgu zrobiła tym ludziom organizacja, ale w sumie to... skoro w czasie II wojny światowej SS-mani potrafili pochylać się nad kotkiem na ulicy a niemowlęta żydowskie rozbijać o ściany budynków, to co ja się dziwię. ŚJ zabijają "jedynie" duchowo.
Swoją drogą wiecie co? Korci mnie żeby pójść do dawnej fryzjerki śJ. Wiem, gdzie pracuje.
Jak myślicie, obsłużylaby mnie?