Jak ogólnie wiadomo wszem i wobec ; nic nie trwa wiecznie
Jak to może nie trwać wiecznie? Co mi wiadomo wszystko trwa wiecznie tylko w międzyczasie zmienia swe właściwości - mówiąc najkrócej i najskrajniej - materia zamienia się w najmniejsze energetyczne cząstki elementarnie. Potwierdzają to doświadczenia naukowe.
Co myślicie moi drodzy o życiu wiecznym - tak bardzo reklamowanym przez WTS
Rozumiem, forum o ŚJ. Ale ludziom życie wieczne obiecują również inni chrześcijani i niechrześcijanie w różnych formach osobowych. Jednak "sęk" w tym, że nikt nie chce przyjść po swej śmierci i zademostrować się publicznie taki sam jak przed śmiercią. Liczni twierdzą iż widzieli siebie nierzywego na sali operacyjnej, albo widzieli swe ciało nieżywe, a siebie niematerialnego pędzącego w tunelu na inny świat. Inni twierdzą, że widzieli cienie zmarłych znajomych, jeszcze inni głosy lub szelest znajomych zmarlych, a także rzekomo poznają po modlitwach do zmarłych o wstawiennictwo, które zostają spełnione. Kiedyś też w to wierzyłem. Ale dziś wiem, iż to zaburzenia w psychice wywołane chemicznymi zmianami w organiźmie na wskutek emocji pewnych niepożądanych zdarzeń. Te i ine przyczyny powodują błędną interpretacje okoliczności pewnych zdarzeń okroszonych dodatkowo wpływem kultury w której był wychowywany.
Mam wiele doświadczeń, gdzie początkowo nie dało się wyjaśnić, jak tylko ingerencja istot z zaświatów. Tymczasem przypadek, a czasem usilne parcie wyjaśnienia dały odpowiedź zprzeczającą wiary w obcowanie z nieboszczykami. Te, które nie zostały wyjaśnione dają jednak do myślenia, że albo od razu nie podjęto wyjaśnienia, albo wierzący nie dopuszczają do wyjaśnienia lub też okoliczności, które nie zasługują aby takimi ciekawostkami poświęcać czas kosztem ważniejszych życiowych spraw. Wniosek mam taki. Moja materia po śmierci będzie ulegała przeróżnym zmianą ewolucyjnym bez jakiejkolwiek świadomości mego "ja", czy "ego". Jeśli jakiś inny organizm zbudowany będzie z mych i innych organizmów ziemskich i uzyska jakąś świadomość, ale będzie to on, a nie ja, ani moja inkarnacja. Wchodzenie zbyt w transcedencję prowadzi jedynie do zabobonu.