(...) Potem informacje o komisji w Australii, współpracy z ONZ i książka "Paście" dobiły mnie totalnie i pozbawiły złudzeń.
Tak jak z powodu miłości do prawdy angażowałem się w zborze, tak z tej miłości jestem teraz ŚJ tylko z nazwy.
Przyjdę na co drugie / co trzecie zebranie i nie otwieram w trakcie programu ust - nie śpiewam, nie zgłaszam się etc. dla rodziny...
Inaczej posmakowałbym chrześcijańskiej miłości (...)
Powiem szczerze, że jestem pełna podziwu dla takich osób jak Ty, cichybobie.
Że masz jeszcze siłę, czas, środki i emocje na to by poświęcać je na to pojawianie się tam od czasu do czasu.
Jakiś czas temu wpadła mi taka myśl, żeby wybrać się na zebranie w niedzielę, to było krótko po zgromadzeniach letnich.
Sama nie do końca wiedziałam o czym chciałam się przekonać, co zobaczyć, tak chyba bardziej na przeszpiegi, niż dla treści tego, co tam bym usłyszała.
I wiesz co?
Jak pomyślałam o tej energii, którą miałabym włożyć w to, żeby się tam wybrać i dostać.
O połowie wyrwanego czasu z dnia niedzielnego, który mogłabym zwyczajnie poświęcić choćby na odpoczynek.
Jak mi zaraz przypomniało się, że na ostatnim zebraniu na którym byłam, chciałam z pięć razy wyjść.
Słysząc te ich bzdety, typu: "Jehowa błogosławi organizacji!" chociaż wiadomo było już, że sporo osób stamtąd odchodzi.
I o tym, że zapewne niektórzy by podeszli do mnie uśmiechając się nie bezinteresownie!
Niby ciesząc się na mój widok, choć nie mają ze mną już żadnego kontaktu od kilku lat!
Od razu zrezygnowałam na rzecz świętego spokoju niedzielnego poranka przy smacznej kawce.
Nie narażając się na przeżywanie jakichś niepotrzebnych emocji zafundowanych sobie na własne życzenie.
W związku z moją obecnością tam.
Mentalnie i emocjonalnie, już jestem tak daleko od nich.
Tak wiele mnie z nimi dzieli.
Tak nie czuję się już ich własnością.
Że nawet ciekawość mnie nie pokonała.
I chyba nawet nie bardzo bym wiedziała jak się zachować.
Nie czuję za nimi żadnej tęsknoty.
Mam swój świat i swoje życie, które z ich światem nie ma nic wspólnego.
Ostracyzm swego rodzaju też mam, chociaż oficjalnie nie jestem wykluczona, tylko mnie tam nie ma ale mnie sobie naznaczyli.
Zaczynając od starszych zboru, pionierów specjalnych i pionierów innej wszelakiej maści.
A kończąc na zwykłych, szeregowych świadkach.
Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żebym się miała tam znaleźć!
Niezmiernie cieszę się tą wolnością od tej sekty i dziękuję losowi, że pomimo mojej ogromnej gorliwości jako śj.
Przez te wiele lat, przez które tam fanatycznie tkwiłam.
Wyrwałam się z kołowrotka tej religijnej korporacji.
Podziwiam
Cichybobie wytrzymałość Twojej psychiki.
Też rozumiem doskonale motywy Twojego działania, to jest mocna adrenalina, która pozwala Ci tam w taki sposób trwać.
Śmiało porównałabym to do uczuć matki do dziecka, która zrobi wszystko, by swoje dziecko ochronić.
Bo ze mną to jest tak, że mając tę wiedzę, którą obecnie mam na temat tej organizacji.
Nawet w myślach nie jestem w stanie zmusić się do obecności na tych ich zebraniach.
Nawet nie biorę pod uwagę takiej opcji.
Tak mi pasuje ta moja droga, która zwie się
... WOLNOŚCIĄ RELIGIJNĄ !!! ... A Tobie życzę wytrwałości.
I doczekania się radości z wybudzenia się przynajmniej niektórych członków rodziny.
A może nawet większości, albo i wszystkich.
Pozdrawiam z serca.