Pamiętając o przykładzie moich rodziców starałem się by żona czuła się najważniejsza dla mnie. Były kwiaty bez okazji, zabieranie w niecodzienne miejsca, niemniej z czasem zaczęła mieć pretensje, że zamiast na zebranie niedzielne próbuję ją wyciągac w inne miejsca. Starałem sie zatem tak organizować wyjazdy, by mogła być na spotkaniach, skoro były dla niej tak ważne. Odbierałem ją też z tych spotkań by nie wracała samotnie wieczorami. Ale pretensje narastały. Gdy odbierałem ją z kongresu usłysząłem że niemal każdy pytał ją, gdzie jest mąż i że prez mnie ona się wstydzi. Wtedy przyznaję sam zaczałem być coraz bardziej uczulony na organizację. Potem moja żona coraz mniej szacunku okazywała moim rodzicom, mówiąc ze źle mnie wychowali skoro nie chcę przyjąć prawdy.Widziała, że w organizacji nie wszystko jest cacy, ale trwała nadal. Nie naciskałem już na dzieci, bowiem zaczeło do mnie docierać, że bajzel między nami trzeba posprzatać,zanim przyjdą na świat tylko się zastanwiałem czy to się uda.
Zacząłęm sam zagląda do biblii by znaleźć wskazówki co powinienem robić by moja żona była ze mną szczęśliwa. Szukałem, zależało mi, bo wciąż kochałem.
I tu dojdziemy do pytania zadanego w innym wątku, a co jeśli wspólne cele są inne w małżeństwie i się ludzie rozmijają.Wiele czasu upłynęło aż zdałem sobie sprawę, że to nie ma szans w naszym przypadku. Nie, nie jestem zwolennikiem radykalnych cięć, walczyłbym nadal, gdybym tylko widział, że żona też tego chce. Miałem trwac nadal bez pozytywnych uczuć, będąc wyśmiewany, obgadywany przez nią w zborze i posądzany o wszystko co złe, bo nie chciałem chodzić na zebrania? Nie chcę tu źle mówić o byłej żonie, bo jednak spędziłem z nią kawał czasu, niemniej gdy przypominam sobie, że po powrocie z firmy nie mogłem dostać obiadu, bo moja żona pokazywał na mnie palcem i mówiła : nie ma obiadu,ja dziś głosiłam, a ty co zrobiłeś dla boga dzisiaj? to mnie do dziś trzepie.
Przez 10 kolejnych lat łudziłem się, dziś to wiem. Gotów byłem na wszystko, byle nam sie udało i by ta podróż przez żyie trwała i była pozytywna. Nie mówię, że byłem bez winy, bo w którymś momencie zaczęły mi puszczać nerwy i zdarzało się kłócić z nią o drobnostki, raniąc słowami boleśnie a potem wyjść trzaskając drzwiami.
Myśl o rozwodzie przyszła nagle. Bałem się jednak, że zostane potraktowany jak tchórz, o widzicie, pojawiły się problemy, to zamiast walczyć, on ucieka. Po raz pierwszy w dorosłym życiu popłakałem się jak dziecko. Poprosiłem rodziców o rozmowę. Nie zawiodłem się na nich.
Przygotowania do rozprawy były koszmarem. Kilka dni przed rozprawą niespodziewanie spotkałem Ją w sklepie. Ona czyli kobieta o cudownie roześmianych oczach i słodkim uśmiechu. Wiele lat temu widziałem ją w zborze, teraz już do niego nie uczęszczała. Może to głupie, ale przypadkowe spotkanie pokazało mi ,że kobiety moga być inne. Uśmiechnięte, zadowolone z życia i serdeczne.
Nie, nie jesteśmy parą. Ona nawet nie wie, jak wiele znaczyła dla mnie krótka rozmowa z nią w sklepie. Jak bardzo podniosła mnie na duchu co dało siłe, by przez rozwód przebrnąć. Myslę jednak, że kupię kiedyś kwiaty i podziękuję jej za to.
Żona próbowała jeszcze mnie udobruchać, nagle twierdząc, że jest w ciąży. Kilka lat temu szalałbym z radości, teraz wzruszyłem ramionami, intymność ustąpiła obojętności już dawno więc niby jakim cudem?
Żona przyznała że zmysliła to, żeby mnie zatrzymać, a ja zadawałem sobie pytanie, czy to już koniec tego koszmaru. Wewnętrznie byłem tak zdołowany, że w firmie zaczeły się problemy. Mama zaczęła chorować, ojciec szalał z niepokoju o nią, naprawdę ciężkie myśli zaczęły mnie dobijać.
I nagle znów spotkałem Ją, przypadkiem. Ze względu na starą znajomość poszliśmy na kawę. I to, co powiedziała do mnie przez tę godzinę, spowodowało, że znów zapragnałem żyć i cieszyć się tym życiem, nawet będąc sam.
Być może przyjdzie kiedyś czas, że zmienię swój status z wolnego na zajęty. Niemniej moje szczęście, mimo, że samotne kwitnie. wiele rzeczy trzeba poukładać zanim wkrocze w jakiś nowy etap. Na razie jest mi dobrze, szczególnie gdy czasem widzę Ją z okien samochodu ,gdy biegnie do sklepu na zakupy. Byłem, jestem i zawsze będę wdzięczny za czas jaki mi poswięciła, by wysłuchać, zrozumieć, nie oceniać, tylko wesprzeć. Jeśli anioły istnieją, to niewątpliwie ona nim jest, choć się na co dzień dobrze maskuje
Rozwód się uprawomocnił, była walka o podział majątku, stałem się w oczach zboru okrutnikiem, który nie wiadomo co robił, by żonę odrzeć podobno z ostatniej koszuli.....
Cieszę się, że to już za mną i mimo, że rozwody są ciężkie, nigdy nie wycofałbym się z tej decyzji i błogosławię swój spokój, jaki teraz mam. Mama wyzdrowiała, ojciec jest szczęśliwy, w firmie się poukładało. Jest dobrze a będzie jeszcze lepiej.