W/g mnie wystarczy własne sumienie, i to ono i tylko ono da siłę i motywację, aby trwać w przyzwoitości. Trwać do końca życia. A wrażliwe na złe czyny sumienie które jest sędzią naszych uczynków. Jest czasami o wiele bardziej surowe niż bóg. Sumienie bowiem nie zna okoliczności łagodzących, i potrafi czasami tak dopiec tzw: "moralniakiem" że ma się dosyć wszystkiego.
Właśnie tu nie chodzi o surowość, ale o miłość.
Potrafisz kochać bezwarunkowo zawsze, w każdych okolicznościach, w 100% (wg wzoru jakim i dla Ciebie - tak kiedyś napisałeś - i dla mnie jest hymn do miłości z 1 Kor. 13), jesteś cierpliwy, dobrotliwy, nigdy nie zazdrościsz, nie chełpisz się,
nie szukasz swego, itd.,
bo ja nie umiem.
Dlatego potrzebuję Boga, aby mnie tego uczył.
Tak też w największym uproszczeniu rozumiem "wykonawstwo" Słowa.