U mnie sytuacja była odwrotna. Jeden braciak dostał wypowiedzenie w latach 90 i bardzo się z tego powodu ucieszył. Kuroniówka była wypłacana pełne 12 miesięcy, więc podjął stałą służbę pionierską. 
Taka wówczas była narracja. Obrócić niepowodzenie w sukces.  
Ale pamiętam także inną sytuację. Być może już o tym wspominałem na Forum.  
Otóż, przyjechał do zboru brat z wykładem, pionier, prowadzący w sąsiednim mieście punkt dorabiania kluczy. Facet bardzo lubiany i szanowany. Serio. 
Było trochę o bezrobociu, o podnoszeniu kwalifikacji, etc.  
No i padło zdanie: 
- A może zrobić licencjat?
Oj, bardzo długo nie zapraszano do nas tego brata na występy. A dodam, że Adaś oprócz gadanego rzeczywiście był doskonałym przykładem równowagi pomiędzy sprawami materialnymi a "duchowymi". Tzn. w moim i nie tylko rozumieniu. Niestety nieszablonowość w międzyczasie zgaszono, więc i mamy to co mamy. 
Jeden jest taki, że ucieszy się ze zwolnienia i pójdzie w pionierkę, inny stanie na skraju załamania nerwowego.
Wierzę pobożnie, że każdy, kto w tamtych czasach próbował to po swojemu ujednolicić i sprowadzać do "wytężania się"   dostał lub dostanie od życia lekcję.