Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Wybudzający się z WTS są w podobnej sytuacji jak chrześcijanie w I wieku n.e.  (Przeczytany 2821 razy)

Offline PoProstuJa

Dzisiaj naszła mnie taka myśl, którą chciałam się podzielić z Wami.

Otóż 99% Świadków wybudzających się ze swoich watchtowerowych wierzeń na pewnym etapie wychodzenia z tego duchowego letargu ma w swojej głowie jedno podstawowe pytanie: "Jeśli nie religia Świadków, to co innego? Gdzie pójdę?"

Do dziś myślałam, że jest to tylko nasz współczesny problem, problem Świadków w XXI wieku. Ale m.in. książka R. Franza zainspirowała mnie do myślenia, że wcale nie jest to nowy problem, ponieważ podobne wątpliwości mieli ludzie już 2 tysiące lat temu.

Jak było wtedy: Żydowska religia stała się zbiorem szczegółowych reguł i nakazów, które określały praktycznie każdy aspekt życia jej wyznawców. Rabini w swoim nauczaniu bardziej kierowali się ludzką tradycją i wymyślonymi przez siebie przepisami niż Słowem Bożym.
Kapłani odprawiali w świątyni określone rytuały i obrzędy, a Żydzi pokazywali pozory swej pobożności modląc się na widoku, tak aby wszyscy ich widzieli.

Przyszedł wtedy na ziemię Jezus Chrystus, który zarzucił faryzeuszom, że są jak pobielane groby i wykazał ich obłudę religijną.
Czy popierał  on demonstracyjne posty albo obłudne modlitwy? Nie. Jezus powiedział, że można modlić się do Boga zamykając się samemu w izbie i pościć bez posępnej miny. Ponadto wcale nie twierdził, że modlitwy do Boga mogą być zanoszone wyłącznie w świątyni.
Jezus podkreślił również, że dla Boga nie liczą się ofiary, ale miłosierdzie okazywane bliźnim ("Miłosierdzia chcę, a nie ofiary").

Cóż za rewolucyjne podejście dla Żydów, którzy byli przyzwyczajeni do tego, że ich religia jest skrajnie sformalizowana. Dla faryzeuszy (jak pamiętamy z Ewangelii) ważniejsze było ścisłe przestrzeganie ich nakazów co do sabatu niż uzdrowienie chorego w tym czasie. Jezus zapytał ich nawet "czy wolno w sabat czynić dobrze?".

Jak jest dzisiaj:  Religia Świadków Jehowy stała się zbiorem szczegółowych reguł i nakazów, które określają praktycznie każdy aspekt życia jej wyznawców (w tym również rodzaj noszonego przez mężczyzn zarostu oraz kolor ich jeansów). Starsi zboru w swoim nauczaniu bardziej kierują się ludzką tradycją (np. nauki o roku 1914) i wymyślonymi przez Ciało Kierownicze przepisami niż Słowem Bożym.
Starsi zboru zgodnie z określonymi rytuałami przeprowadzają zebrania (np. studium Strażnicy przy pomocy pytań i odpowiedzi) oraz głoszenie grupowe, a Świadkowie pokazują pozory swej pobożności głosząc publicznie, tak aby wszyscy ich widzieli.

Co dziś Świadkom powiedziałby Jezus?

Może na przykład to, że żeby oddawać Bogu cześć, wcale nie trzeba wznosić w tym celu wystawnej świątyni - żadnych sal zgromadzeń za kilka milionów złotych ani luksusowego osiedla w Warwick.
Pierwsi chrześcijanie spotykali się w domach - dlaczego więc my nie możemy?
Kolejna sprawa - Jezus powiedziałby, że woli miłosierdzie okazywane "maluczkim", a nie "ofiarę" w postaci kilkudziesięciu godzin spędzonych na staniu przy stojaku czy na chodzeniu po piętrach bloków i kamienic.

Co jeszcze dodał by Jezus? Zapewne wypowiedziałby słowa, że ludzie na próżno czczą Boga przestrzegając nakazów ludzkich.

Tak więc tak jak Żydzi w pierwszym wieku n.e. przyjmujący nauki Chrystusa mieli dylemat jak czcić Boga we właściwy sposób, tak też taki sam dylemat mamy i my - wychodzący z WTSu.

Byliśmy przyzwyczajeni, że "niewolnik" (dla Żydów Rabini i uczeni w piśmie) podaje gotowy "pokarm" duchowy, który należy przyjąć bez szemrania.
Byliśmy nauczeni, że religia musi mieć hierarchię i strukturę, gdzie jest podział na klasę świętych oraz na klasę ludzi prostych, którzy mają być podporządkowani tym "świętym".
Tymczasem nie przypominam sobie, żeby w pierwszych zborach chrześcijańskich ludzie byli podzieleni na zwykłych głosicieli, na pionierów, pionierów specjalnych, nadzorców obwodu, okręgu itd. itp. Wszyscy mieli być braćmi i nie mieli się wywyższać.
Zachodzi też pytanie czy spotykanie się w domach żeby rozważać Pismo Święte to dobry pomysł... bo przecież Świadkowie są przyzwyczajeni do tego, że ich spotkania muszą się odbywać w wielkim 100-osobowym zborze, w wybudowanym przez nich budynku, w którym oddziałuje duch Boga Jehowy (tak, tak... wiele razy słyszałam stwierdzenie, że nie wystarczy samemu w domu przeczytać sobie Biblii i Strażnicy, bo cuch oddziałuje na sali królestwa).

I na koniec - pytanie sprzed 2 tys. lat i z teraz: W co powinniśmy wierzyć?

Jezus Chrystus objaśniał uczniom w co powinni wierzyć, a konkretnie uzmysłowiali oni sobie, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym oraz Zbawcą ludzi, który ma wypowiedzi życia wiecznego.

Przeciętny Świadek będący w organizacji nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego religia tak naprawdę nie jest chrześcijańska, ale jest to religia z czasów Prawa Mojżeszowego! W tej religii nie liczy się miłosierdzie, ale "uczynki ciała" określone w drobiazgowy sposób - np. kolportaż czasopism i filmików WTS przez określoną ilość godzin w miesiącu.

Paradoksem jest to, że ta pozornie chrześcijańska religia prawie w ogóle nie uczy o Jezusie Chrystusie, a przynajmniej bardzo marginalizuje jego rolę i znaczenie dla chrześcijan.

A zatem jeśli drogi ŚJ zastanawiasz się: co dalej?, to najpierw pomyśl czy znasz w ogóle Nowy Testament i czy znasz Jezusa Chrystusa? Jeśli zaczniesz go poznawać, to myślę, że problem "w co wierzyć? w kogo wierzyć?" z czasem sam się rozwiąże.
...............Czego i sobie życzę :)




Offline rzeski

Do takich samych wniosków doszliśmy razem z żoną, efekt: jestem na etapie rezygnacji z funkcji starszego. Polecam książkę R. Franza "W poszukiwaniu chrześcijańskiej wolności", jest tam świetna analiza tematu który poruszasz. Coraz więcej osób na przywilejach też zaczyna tak to widzieć.


Offline nowa

Dzisiaj naszła mnie taka myśl, którą chciałam się podzielić z Wami.

Otóż 99% Świadków wybudzających się ze swoich watchtowerowych wierzeń na pewnym etapie wychodzenia z tego duchowego letargu ma w swojej głowie jedno podstawowe pytanie: "Jeśli nie religia Świadków, to co innego? Gdzie pójdę?"
(...)

A zatem jeśli drogi ŚJ zastanawiasz się: co dalej?, to najpierw pomyśl czy znasz w ogóle Nowy Testament i czy znasz Jezusa Chrystusa? Jeśli zaczniesz go poznawać, to myślę, że problem "w co wierzyć? w kogo wierzyć?" z czasem sam się rozwiąże.
...............Czego i sobie życzę :)
Piękny post, PoProstuJa, i bardzo słuszne spostrzeżenia.
Dziękuję  :)

Warto zauważyć, że coraz częściej mówi się o wychodzeniu z organizacji ze względu na imię Pana Jezusa Chrystusa.
To pytanie, które często stawiają w zborze ludziom wątpiącym, mianowicie "Gdzie pójdziecie? Przecież tylko organizacja ma odpowiedzi (słowa życia  :o)", przestają mieć rację bytu, ponieważ jest na nie BIBLIJNA ODPOWIEDŹ:
Pójdziemy do Chrystusa, On wskaże nam drogę!

Pozdrawiam Cię serdecznie, PoProstuJa  :)


Offline PoProstuJa

Do takich samych wniosków doszliśmy razem z żoną, efekt: jestem na etapie rezygnacji z funkcji starszego. Polecam książkę R. Franza "W poszukiwaniu chrześcijańskiej wolności", jest tam świetna analiza tematu który poruszasz. Coraz więcej osób na przywilejach też zaczyna tak to widzieć.

Ja również polecam tę książkę, to świetny balsam dla duszy dla osób zagubionych w gąszczu WTSowskich nauk, które biją się z myślami "I co teraz?".
Strażnica wmówiła nam, że służbą dla Boga jest wyłącznie głoszenie i chodzenie na zebrania, a wszystkie inne aspekty życia traktuje jako nieważne. Franz jednak pisze (przedstawiając analizę znaczenia greckich słów odnoszących się do służby Bogu), że możemy uświęcać Boga w każdej dziedzinie swojego życia - czy to przez życie rodzinne, czy przez swoją pracę czy wychowanie dzieci. Dla przeciętnego Świadka jest to nie do pomyślenia i nie do pojęcia, że człowiek może mieć uznanie u Boga po prostu żyjąc uczciwie i okazując miłosierdzie "wdowom i sierotom".

Ja naprawdę czuję się teraz tak jakbym wychodziła spod jarzma Prawa Mojżeszowego i spod składania "ofiar" z głoszenia. Zawsze myślałam, że jestem w chrześcijańskiej religii (która w sumie nigdy siebie nie uważała za chrześcijańską, tylko zawsze były kombinacje z nazewnictwem np. chrystianizm), ale okazuje się, że religia ta oddala od Jezusa Chrystusa zamiast do niego przybliżać. W tej religii liczy się tłumne "święto szałasów" obchodzone 3 razy w roku na różnych salach zgromadzeń, ale nie ma już miejsca na tworzenie wspólnoty prawdziwych chrześcijan, którzy żyją zgodnie ze wzorem pozostawionym przez Jezusa Chrystusa.  Miłość tkwiącą wewnątrz szczerych wyznawców zabiły sformalizowane obrzędy i rytuały.


Piękny post, PoProstuJa, i bardzo słuszne spostrzeżenia.
Dziękuję  :)

Warto zauważyć, że coraz częściej mówi się o wychodzeniu z organizacji ze względu na imię Pana Jezusa Chrystusa.
To pytanie, które często stawiają w zborze ludziom wątpiącym, mianowicie "Gdzie pójdziecie? Przecież tylko organizacja ma odpowiedzi (słowa życia  :o)", przestają mieć rację bytu, ponieważ jest na nie BIBLIJNA ODPOWIEDŹ:
Pójdziemy do Chrystusa, On wskaże nam drogę!

Pozdrawiam Cię serdecznie, PoProstuJa  :)

Dziękuję nowa i również bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :)


« Ostatnia zmiana: 28 Grudzień, 2016, 09:34 wysłana przez PoProstuJa »


Offline Estera

  Jak słyszałam te różne wytyczne wts, takie drobiazgowe, dotyczące różnych aspektów życia, czy ubioru ...
  Czy fryzury, towarzystwa, spędzania czasu wolnego, takie to wszystko ubrane w paragrafy ... wts ...

  To zawsze przychodziły mi na myśl te faryzejskie różne przepisy np. dotyczące sabatu ...

  Że nawet określili ... ile kroków w sabat można było zrobić, albo co jest pracą, a co nie ...
  Tak wyobraziłam sobie takiego Żyda, który w sabat tylko liczy kroki, żeby za dużo ich nie zrobić ...
  Zawsze to było dla mnie takie dziwne i zawsze się nad tym zastanawiałam, o co chodzi?
  Teraz, z tym wts-em ... takie dziwne mi były te ich paragrafy ...
  Określające długość spódniczki czy męskich spodni ... i inne pierdoły, o których każdy powinien sam wiedzieć.
  Bez ubierania tego w paragrafy.
  No teraz, to już wiem, po wybudzeniu, wtedy tego nie do końca rozumiałam, ale zastanawiające było bardzo.
  Dlaczego to tak wygląda, jak wygląda.
« Ostatnia zmiana: 28 Grudzień, 2016, 12:59 wysłana przez Estera »
Kim będziesz beze mnie? Zapytał strach. Będę wolna!
PAŚCIE TRZODĘ BOŻĄ - tajny kodeks karny Świadków Jehowy tylko dla starszych.


Offline PoProstuJa

To zawsze przychodziły mi na myśl te faryzejskie różne przepisy np. dotyczące sabatu ...

  Że nawet określili ... ile kroków w sabat można było zrobić, albo co jest pracą, a co nie ...
  Tak wyobraziłam sobie takiego Żyda, który w sabat tylko liczy kroki, żeby za dużo ich nie zrobić ...

Ja też często myślałam o tym przepisie dotyczącym ilości kroków i nie mogłam uwierzyć w to jak bardzo religia potrafi zniewolić człowieka.

Co ciekawe do tej pory są na świecie bardzo ortodoksyjni Żydzi, którzy w sabat nie jadą samochodem ani nawet nie używają telefonu. Sytuacja zaczyna się robić problematyczna wtedy, gdy ciężarna żona takiego Żyda zaczyna rodzić, bo nie może on ani jej zawieźć do szpitala ani zadzwonić po pogotowie (słyszałam o takim przypadku, gdy rodząca ciężarna została "uratowana" przez Nie-żyda, który na szczęście znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie i jako Nie-żyd mógł zadzwonić w sabat do szpitala).

Ale nie tylko Żydzi są ortodoksyjni, ale również wielu Świadków. Zapewne znaleźliby się tacy, którzy mieli by dylemat czy w dniu Zgromadzenia wieźć żonę na porodówkę, czy też poprosić o to kogoś "niewierzącego".

Liczenie kroków? Ja co prawda nie liczyłam kroków podczas głoszenia, ale skrzętnie liczyłam czas. Wystarczyło że ktoś ze znajomych zadał mi jakieś pytanie dotyczące mojej religii, a w mojej głowie uruchamiał się wielki zegar odliczający czas głoszenia. W jakim wielkim byłam dyskomforcie, gdy nie miałam zegarka i nie mogłam sprawdzić jak długo rozmawiałam o religii z tą osobą!
I właśnie to "głoszenie na akord" zawsze mnie denerwowało. Zobaczyłam, że nie czuję radości z głoszenia, gdy muszę skrupulatnie notować godziny i kombinować jak "uzbierać" brakujące 3 godziny do wyrobienia pioniera pomocniczego. Dlatego w pewnym roku (to był pierwszy rok, gdy można było wziąć 30 godzin), byłam pionierką przez te 30 godzin, po czym uznałam, że już nigdy więcej nie podejmę służby pionierskiej polegającej na "nabijaniu godzin". Zobaczyłam bowiem, że głoszenie, które powinno być czymś radosnym, stało się dla mnie dużym brzemieniem. Ja miałam dużo chęci i umawiałam się do służby, ale wiele osób odmówiło mi służby na ostatnią chwilę. Byłam załamana, że nie uda mi się osiągnąć "celu godzinowego". I byłam załamana tym, że moją motywacją nie powinny być godziny, ale miłość do Boga. To był ostatni raz kiedy byłam pionierką pomocniczą.

...Przypomniało mi się coś a propos ortodoksyjnych, fanatycznych zachowań, których byłam naocznym i nausznym świadkiem.
W pewnym zborze umarł brat w średnim wieku po ciężkiej chorobie. Rodzina zawiadomiła o pogrzebie braci z jego aktualnego zboru, a także z poprzedniego zboru, w którym był przez 10 lat.
Odezwali się dwaj bracia z poprzedniego zboru, którzy znali zmarłego w sumie przez kilkadziesiąt lat i z którym utrzymywali kiedyś dość zażyłe stosunki. Powiedzieli rodzinie, że nie wiadomo czy przyjdą na pogrzeb, bo mogą nie zdążyć, ponieważ w tym samym dniu mają SPRZĄTANIE SALI KRÓLESTWA!
.....Kurtyna....
« Ostatnia zmiana: 28 Grudzień, 2016, 14:02 wysłana przez PoProstuJa »


Offline Estera

  Z tym głoszeniem "na akord", to też zawsze sobie zadawałam pytanie:
                      A co na to wszystko Jezus?
  Jakoś to tak mi do Niego nie pasowało. To "rejestrowanie" wszystkiego.
  On, nie musiał patrzeć na zegarek, ile czasu poświęca ludziom.
  Ani zdawać przed kimkolwiek, jakiekolwiek sprawozdania.
  A już w ogóle pomijam okoliczności w jakich głosił, bo były przecież, przeróżne i o różnych porach.

  Mnie głoszenie sprawiało dużą radość, ale tylko dlatego, że bardzo skupiałam się
  na życiu Jezusa, tym, jakim był człowiekiem, co robił i jak powinniśmy Go naśladować.
  To był taki mój idol, o którym wszędzie i zawsze mówiłam.
  Może też dlatego w dużej mierze, na dziś jestem osobą wybudzoną z tych bzdurnych paragrafów wts-u.
Kim będziesz beze mnie? Zapytał strach. Będę wolna!
PAŚCIE TRZODĘ BOŻĄ - tajny kodeks karny Świadków Jehowy tylko dla starszych.


Offline Estera

  PoProstuJa ... piszesz o tym "głoszeniu na akord" ... że to Cię denerwowało ...
  I nie miałaś zadowolenia ze służby, to podobnie jak Żydzi w I w.n.e. ...

  Przez te faryzejskie, różnorakie przepisy głupie do granic wytrzymałości ...
  Spowodowały, że np., sabat, zamiast być jakąś przyjemnością w jego obchodzeniu przed Bogiem ...
  To przez te ... "kroki" ... symbolicznie rzecz ujmując, czyli wszelkie wymyślne bzdury ...
  Stał się dla Żydów nie do uniesienia, a już napewno nie dawał radości z jego obchodzenia.

  Podobnie, dziś WTS taka chce być "prawa" poprzez mnożenie tych swoich paragrafów ...
  Że ludzie, którzy muszą je spełniać, tracą wszelką radość ze służenia Bogu ...
  A w zborach zanika wszelkie człowieczeństwo i zainteresowanie pojedyńczym człowiekiem.
  I z Faryzeuszami i Uczonymi w Piśmie Boga nie było ...
  I w WTS-ie Boga nie ma. Co do tego nie mam żadnych watpliwości.
Kim będziesz beze mnie? Zapytał strach. Będę wolna!
PAŚCIE TRZODĘ BOŻĄ - tajny kodeks karny Świadków Jehowy tylko dla starszych.


Blizna

  • Gość
Co odpowiedziałby Jezus świadkom Jehowy?

"Nie każdy wołający do mnie: "Panie, Panie", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz spełniający wolę mojego Ojca, który jest w niebie. 22 Wielu będzie wołać do mnie w owym dniu: "Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy, używając Twego imienia!? I czyż nie Twoim imieniem wyrzucaliśmy demony!? I nie z Twoim imieniem czyniliśmy wiele cudów?" 23 Jednak wtedy oświadczę im: "Nigdy was nie poznałem; odejdźcie ode mnie popełniający nieprawość"."


Offline listonosz

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 281
  • Polubień: 3499
  • Der bestirnte Himmel über mir...
Chrzescijanie z 1 w.n.e. i wspolczesni SJ maja na pewno wiele wspolnego . Na pierwszy plan wysuwa sie tu fakt ,ze ICH NADZIEJE SIE NIE SPELNIAJA !!!  U  pierwszych chrzescijan bylo to oczekiwanie na rychly powrot Jezusa a u SJ oczekiwanie na Armagedon . Mozna powiedziec ,ze cala teologia NT-owa to w znacznej mierze proba uzasadnienia i umocnienia swojej wiary w obliczu braku spelnienia sie  tych oczekiwan . Prym wiodl w tym ap. Pawel piszac wspolbraciom te swoje listy ,probujac podtrzymac ich gasnaca wiare . U  SJ jest podobnie choc nie tak samo,bo czasy sa  inne . Zamiast listow pisze sie Straznice  i probuje sie poprzez coraz to nowe "swiatla" pokazac ,ze wszystko jest OK! i ,ze nasza wiara nie jest daremna . Celowo pomijam tu biznesowe motywy funkcjonowania WTS-u poniewaz mysle ,ze na poziomie zborow , u wiekszosci braci najwazniejsze znaczenie ma WIARA i uzasadnienie jej przed soba samym i innymi .    Patrzac z tej perspektywy mozna dostrzec dlaczego w ogole musialy powstac zbory chrzescijanskie z tym wszystkimi hierarchicznymi strukturami . Na poczatku wystarczyl Duch Bozy i jakos wszystko funkcjonowalo ale pozniej konieczna byla ORGANIZACJA . Gdyby nie powstala to chrzescijanie  bardzo predko znikneli by z kart historii . Wracajac do naszych czasow i zborow SJ to widac wyraznie ,ze probuje sie za wszelka cene utrzymac te sztywne struktury a nawet je umocnic poprzez centralizacje wladzy . Co ciekawe ,100 lat temu wystarczaly luzne wspolnoty wsrod Badaczy Pisma Sw. ale pozniej bylo to za malo . Podobienstwo do 1 wieku narzuca sie samo .          Nie wiem ,czy te moje rozwazania beda pomocne osoba "wybudzajacym sie z WTS-u" ?. Czesto mam wrazenie ,ze u wielu ludzi ,ktorzy zauwazyli ,ze cos nie tak jest z ta religia , dominuje przeswiadczenie ,ze to ,co sie tam dzieje to "bledy i wypaczenia " czystej nauki chrzescijanskiej . Wedlug mnie jest to zludzenie . Dla mnie "przebudzenie" oznacza krytyczne spojrzenie nie tylko na SJ ale rownierz na religie jako taka . Do czego rowniez zachecam ...


Offline PoProstuJa

Chrzescijanie z 1 w.n.e. i wspolczesni SJ maja na pewno wiele wspolnego . Na pierwszy plan wysuwa sie tu fakt ,ze ICH NADZIEJE SIE NIE SPELNIAJA !!!  U  pierwszych chrzescijan bylo to oczekiwanie na rychly powrot Jezusa a u SJ oczekiwanie na Armagedon . Mozna powiedziec ,ze cala teologia NT-owa to w znacznej mierze proba uzasadnienia i umocnienia swojej wiary w obliczu braku spelnienia sie  tych oczekiwan . Prym wiodl w tym ap. Pawel piszac wspolbraciom te swoje listy ,probujac podtrzymac ich gasnaca wiare . U  SJ jest podobnie choc nie tak samo,bo czasy sa  inne . Zamiast listow pisze sie Straznice  i probuje sie poprzez coraz to nowe "swiatla" pokazac ,ze wszystko jest OK! i ,ze nasza wiara nie jest daremna . Celowo pomijam tu biznesowe motywy funkcjonowania WTS-u poniewaz mysle ,ze na poziomie zborow , u wiekszosci braci najwazniejsze znaczenie ma WIARA i uzasadnienie jej przed soba samym i innymi .    Patrzac z tej perspektywy mozna dostrzec dlaczego w ogole musialy powstac zbory chrzescijanskie z tym wszystkimi hierarchicznymi strukturami . Na poczatku wystarczyl Duch Bozy i jakos wszystko funkcjonowalo ale pozniej konieczna byla ORGANIZACJA . Gdyby nie powstala to chrzescijanie  bardzo predko znikneli by z kart historii . Wracajac do naszych czasow i zborow SJ to widac wyraznie ,ze probuje sie za wszelka cene utrzymac te sztywne struktury a nawet je umocnic poprzez centralizacje wladzy . Co ciekawe ,100 lat temu wystarczaly luzne wspolnoty wsrod Badaczy Pisma Sw. ale pozniej bylo to za malo . Podobienstwo do 1 wieku narzuca sie samo .          Nie wiem ,czy te moje rozwazania beda pomocne osoba "wybudzajacym sie z WTS-u" ?. Czesto mam wrazenie ,ze u wielu ludzi ,ktorzy zauwazyli ,ze cos nie tak jest z ta religia , dominuje przeswiadczenie ,ze to ,co sie tam dzieje to "bledy i wypaczenia " czystej nauki chrzescijanskiej . Wedlug mnie jest to zludzenie . Dla mnie "przebudzenie" oznacza krytyczne spojrzenie nie tylko na SJ ale rownierz na religie jako taka . Do czego rowniez zachecam ...

Hmmmm listonoszu pisząc swój pierwszy post nie miałam na myśli, że czynni Świadkowie są w tej samej sytuacji co pierwsi chrześcijanie, bo Świadkowie żyją "pod Prawem", a chrześcijanie dzięki Chrystusowi byli od niego uwolnieni.
Pierwsi chrześcijanie żyli nadzieją, którą dał im sam Jezus Chrystus, a wypowiedziane przez niego proroctwa spełniały się. Tymczasem Świadkowie żyją nadzieją, którą wymyślił Ch.T. Russell i którą kontynuowali, modyfikowali i nadal zmieniają jego następcy.
Z kolei zgodzę się, że można porównać Świadków do zborów, które zaczęły się tworzyć i wchodzić na odstępcze ścieżki po śmierci apostołów.



Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego

  Może i początki, założenia były słuszne, chcieli dobrze, kierowali się szlachetnymi pobudkami. Ja tego nie negują.
Jednak co się zrobiło przez te lata? Upodobnili się do tych, których najbardziej krytykowali czyli KK.

Z domowych spotkań, gdzie dwóch lub trzech w imię....robią wielkie zjazdy. Pobudowali sobie sale, niczym kościoły.
Dlaczego? Ano, bandą w jednym miejscu  łatwiej kierować, niż wieloma małymi rozproszonymi grupkami.

Budują co rusz nowe wymyślne placówki, o których dzieci mówią...dom Jehowy i tym się szczycą. A przecież tak donośnie podkreślali, że...Jehowa nie mieszka w domach ręką ludzką zbudowanych.

Budują sobie małe miasteczko, taki swój mały Watykan.
W tej nagonce na inne wyznania, zapędzili się w kozi róg, nawet nie wiedzą jak bardzo się upodobnili do nich.

Czy wybudzający się śJ są w podobnej sytuacji co chrześcijanie? Nie wiem.....
Jak zaczniemy się doszukiwać podobieństw, obyśmy nie popadli z jednego samouwielbienia ( jako śJ ) w inne. :D
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline listonosz

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 281
  • Polubień: 3499
  • Der bestirnte Himmel über mir...
Hmmmm listonoszu pisząc swój pierwszy post nie miałam na myśli, że czynni Świadkowie są w tej samej sytuacji co pierwsi chrześcijanie, bo Świadkowie żyją "pod Prawem", a chrześcijanie dzięki Chrystusowi byli od niego uwolnieni.
Pierwsi chrześcijanie żyli nadzieją, którą dał im sam Jezus Chrystus, a wypowiedziane przez niego proroctwa spełniały się. Tymczasem Świadkowie żyją nadzieją, którą wymyślił Ch.T. Russell i którą kontynuowali, modyfikowali i nadal zmieniają jego następcy.
Z kolei zgodzę się, że można porównać Świadków do zborów, które zaczęły się tworzyć i wchodzić na odstępcze ścieżki po śmierci apostołów.


Hmmmm po prostu ja  ;D Wydaje mi sie ,ze dobrze zrozumialem twoj pierwszy post , piszesz bardzo przejzyscie i twoje komentarze  czytam zawsze z duza przyjemnoscia . Moja odpowiedz jest proba wyjscia  z posrod drzew i spojrzenia z gory na caly las . Chrzescijanstwo nie jest pierwsza ani tez ostatnia religia w historii  i mozna zauwazyc pewne reguly ktore dotycza wszystkich wspolnot . Kazda religia na poczatku jest mala sekta i ma swojego guru .Przypadek decyduje czy rozwinie sie w wielka ORGANIZACJE czy moze pojdzie w zapomnienie . Rowniez dzisiaj nie wiemy  czy SJ nie beda za 1000 lat dominujaca religia swiata . Kazda religia rozbudowuje swoje struktury i swoja teologie aby przetrwac . kiedy piszesz ,ze "Pierwsi chrzescijanie zyli nadzieja ,ktora dal im Jezus Chrystus ,a wypowiedziane przez niego proroctwa spelnialy sie " to jest to wlasnie fragment tej teologii . Rownierz "Prawo" i "uwolnienie sie" od niego nalezy do niej . Sa to ciagle rozwijajace sie nauki i  ich ewolucja nie ustanie tak dlugo jak dlugo  beda istniec chrzescijanie . Na tym tle "proroctwa" Russel´a i jego kompanow wydaja sie dziwaczne ale przeciez podobnie bylo u pierwszych chrzescijan . Brak akceptacji dla ich nauk byl powszechny . No coz ,temat jest obszerny i idac dalej w tym kierunku wyszedlbym z pewnoscia poza ramy twojego watku . Wydaje mi sie tylko ,ze dla ludzi wybudzajacych sie z iluzjii zwanej WTS-em dobrze by bylo spojrzec z wiekszego dystansu na religie jako takie .Bez tego istnieje powazne niebezpieczenstwo wpadniecia z " deszczu pod rynne "... i  ulegniecia jakiejs nowej iluzjii... Pzdr.  :)


Offline PoProstuJa

Hmmmm po prostu ja  ;D Wydaje mi sie ,ze dobrze zrozumialem twoj pierwszy post , piszesz bardzo przejzyscie i twoje komentarze  czytam zawsze z duza przyjemnoscia . Moja odpowiedz jest proba wyjscia  z posrod drzew i spojrzenia z gory na caly las .

Wydaje mi sie tylko ,ze dla ludzi wybudzajacych sie z iluzjii zwanej WTS-em dobrze by bylo spojrzec z wiekszego dystansu na religie jako takie .Bez tego istnieje powazne niebezpieczenstwo wpadniecia z " deszczu pod rynne "... i  ulegniecia jakiejs nowej iluzjii... Pzdr.  :)

Listonoszu jeśli chodzi o spojrzenie na religie z większego dystansu, to myślę, że to nie jest tylko las! To jest prawdziwa dżungla przepełniona drzewami, krzakami i chwastami, w przeróżnych gatunkach!

Piszesz o wpadnięciu "z deszczu pod rynnę". To lęk, który miałam w sobie dość długo i który do tej pory jeszcze mi nie minął.
Ale wszystko zależy też od tego co jest dla kogoś tym deszczem i rynną. Niektórzy żeby znów nie dać się nabrać na sztuczki w religiach wybierają ateizm. Ja wiem, że to akurat nie jest moja droga. Jestem cały czas wierząca, ale muszę bardzo się pilnować żeby nie być "miotana rożnymi naukami".


Offline listonosz

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 281
  • Polubień: 3499
  • Der bestirnte Himmel über mir...
Niektórzy żeby znów nie dać się nabrać na sztuczki w religiach wybierają ateizm. Ja wiem, że to akurat nie jest moja droga. Jestem cały czas wierząca, ale muszę bardzo się pilnować żeby nie być "miotana rożnymi naukami".
Tak , dobrze rozumiem te wewnetrzne rozterki . Maja je chyba wszyscy ludzie ,ktorzy zaczeli zastanawiac sie nad swoim swiatopogladem . Moje odczucie z tamtego okresu to wrazenie stania nad przepascia i brak mozliwosci zlapania sie czegokolwiek ! Wiem rowniez ,z rozmow z moja zona ,ze ona odczuwala to podobnie . I tak jak pisalas w twoim pierwszym poscie: co zrobic ,dokad pojsc !?  Nie chce tutaj przedstawic zadnych gotowych recept na radzenie sobie w podobnych sytuacjach.  To jest bardzo indywidualne  , ale widac ,ze kazdy wierzacy czlowiek ,czy to w dawnych czasach czy wspolczesnie , prowadzi taka wewnetrzna walke... Mnie pomogla wtedy zmiana podejscia do tego problemu . Jako ex-SJ ,przyzwyczajeni jestesmy do  traktowania swojej wiary w kategoriach wyczynu sportowego . Mowilo nam sie ciagle ,ze musimy byc SILNI , WYTRWALI ,ze bierzemy udzial w WYSCIGU po zycie wieczne  a w ostatnim Brodcastingu , G. Lösch pyta czy jestes CHAMPION´em !  A gdzie miejsce na watpliwosci ,na slabosc ,na strach i rozterki moralne ? Niestety w WTS-ie jest miejsce tylko dla duchowych bodybuilder´ow ,slabi musza odejsc . Gdy zaakceptowalem wreszcie wlasna slabosc zauwazylem ,ze otworzyly sie przede mna nowe drogi wewnetrznego rozwoju  gdzie religia przestala miec dominujaca role . Nie zachecam tu do ateizmu , bo mozna byc wierzacym i jednoczesnie byc przyzwoitym i etycznie myslacym czlowiekiem ale dobrze jest przy tym nie zapominac ,ze religia jest dla ludzi a nie ludzie dla religii...Pzdr.