Dzisiaj naszła mnie taka myśl, którą chciałam się podzielić z Wami.
Otóż 99% Świadków wybudzających się ze swoich watchtowerowych wierzeń na pewnym etapie wychodzenia z tego duchowego letargu ma w swojej głowie jedno podstawowe pytanie: "Jeśli nie religia Świadków, to co innego? Gdzie pójdę?"
Do dziś myślałam, że jest to tylko nasz współczesny problem, problem Świadków w XXI wieku. Ale m.in. książka R. Franza zainspirowała mnie do myślenia, że wcale nie jest to nowy problem, ponieważ podobne wątpliwości mieli ludzie już 2 tysiące lat temu.
Jak było wtedy: Żydowska religia stała się zbiorem szczegółowych reguł i nakazów, które określały praktycznie każdy aspekt życia jej wyznawców. Rabini w swoim nauczaniu bardziej kierowali się ludzką tradycją i wymyślonymi przez siebie przepisami niż Słowem Bożym.
Kapłani odprawiali w świątyni określone rytuały i obrzędy, a Żydzi pokazywali pozory swej pobożności modląc się na widoku, tak aby wszyscy ich widzieli.
Przyszedł wtedy na ziemię Jezus Chrystus, który zarzucił faryzeuszom, że są jak pobielane groby i wykazał ich obłudę religijną.
Czy popierał on demonstracyjne posty albo obłudne modlitwy? Nie. Jezus powiedział, że można modlić się do Boga zamykając się samemu w izbie i pościć bez posępnej miny. Ponadto wcale nie twierdził, że modlitwy do Boga mogą być zanoszone wyłącznie w świątyni.
Jezus podkreślił również, że dla Boga nie liczą się ofiary, ale miłosierdzie okazywane bliźnim ("Miłosierdzia chcę, a nie ofiary").
Cóż za rewolucyjne podejście dla Żydów, którzy byli przyzwyczajeni do tego, że ich religia jest skrajnie sformalizowana. Dla faryzeuszy (jak pamiętamy z Ewangelii) ważniejsze było ścisłe przestrzeganie ich nakazów co do sabatu niż uzdrowienie chorego w tym czasie. Jezus zapytał ich nawet "czy wolno w sabat czynić dobrze?".
Jak jest dzisiaj: Religia Świadków Jehowy stała się zbiorem szczegółowych reguł i nakazów, które określają praktycznie każdy aspekt życia jej wyznawców (w tym również rodzaj noszonego przez mężczyzn zarostu oraz kolor ich jeansów). Starsi zboru w swoim nauczaniu bardziej kierują się ludzką tradycją (np. nauki o roku 1914) i wymyślonymi przez Ciało Kierownicze przepisami niż Słowem Bożym.
Starsi zboru zgodnie z określonymi rytuałami przeprowadzają zebrania (np. studium Strażnicy przy pomocy pytań i odpowiedzi) oraz głoszenie grupowe, a Świadkowie pokazują pozory swej pobożności głosząc publicznie, tak aby wszyscy ich widzieli.
Co dziś Świadkom powiedziałby Jezus?
Może na przykład to, że żeby oddawać Bogu cześć, wcale nie trzeba wznosić w tym celu wystawnej świątyni - żadnych sal zgromadzeń za kilka milionów złotych ani luksusowego osiedla w Warwick.
Pierwsi chrześcijanie spotykali się w domach - dlaczego więc my nie możemy?
Kolejna sprawa - Jezus powiedziałby, że woli miłosierdzie okazywane "maluczkim", a nie "ofiarę" w postaci kilkudziesięciu godzin spędzonych na staniu przy stojaku czy na chodzeniu po piętrach bloków i kamienic.
Co jeszcze dodał by Jezus? Zapewne wypowiedziałby słowa, że ludzie na próżno czczą Boga przestrzegając nakazów ludzkich.
Tak więc tak jak Żydzi w pierwszym wieku n.e. przyjmujący nauki Chrystusa mieli dylemat jak czcić Boga we właściwy sposób, tak też taki sam dylemat mamy i my - wychodzący z WTSu.
Byliśmy przyzwyczajeni, że "niewolnik" (dla Żydów Rabini i uczeni w piśmie) podaje gotowy "pokarm" duchowy, który należy przyjąć bez szemrania.
Byliśmy nauczeni, że religia musi mieć hierarchię i strukturę, gdzie jest podział na klasę świętych oraz na klasę ludzi prostych, którzy mają być podporządkowani tym "świętym".
Tymczasem nie przypominam sobie, żeby w pierwszych zborach chrześcijańskich ludzie byli podzieleni na zwykłych głosicieli, na pionierów, pionierów specjalnych, nadzorców obwodu, okręgu itd. itp. Wszyscy mieli być braćmi i nie mieli się wywyższać.
Zachodzi też pytanie czy spotykanie się w domach żeby rozważać Pismo Święte to dobry pomysł... bo przecież Świadkowie są przyzwyczajeni do tego, że ich spotkania muszą się odbywać w wielkim 100-osobowym zborze, w wybudowanym przez nich budynku, w którym oddziałuje duch Boga Jehowy (tak, tak... wiele razy słyszałam stwierdzenie, że nie wystarczy samemu w domu przeczytać sobie Biblii i Strażnicy, bo cuch oddziałuje na sali królestwa).
I na koniec - pytanie sprzed 2 tys. lat i z teraz: W co powinniśmy wierzyć?
Jezus Chrystus objaśniał uczniom w co powinni wierzyć, a konkretnie uzmysłowiali oni sobie, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym oraz Zbawcą ludzi, który ma wypowiedzi życia wiecznego.
Przeciętny Świadek będący w organizacji nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego religia tak naprawdę nie jest chrześcijańska, ale jest to religia z czasów Prawa Mojżeszowego! W tej religii nie liczy się miłosierdzie, ale "uczynki ciała" określone w drobiazgowy sposób - np. kolportaż czasopism i filmików WTS przez określoną ilość godzin w miesiącu.
Paradoksem jest to, że ta pozornie chrześcijańska religia prawie w ogóle nie uczy o Jezusie Chrystusie, a przynajmniej bardzo marginalizuje jego rolę i znaczenie dla chrześcijan.
A zatem jeśli drogi ŚJ zastanawiasz się: co dalej?, to najpierw pomyśl czy znasz w ogóle Nowy Testament i czy znasz Jezusa Chrystusa? Jeśli zaczniesz go poznawać, to myślę, że problem "w co wierzyć? w kogo wierzyć?" z czasem sam się rozwiąże.
...............Czego i sobie życzę