A zauważyliście ile tam zaznaczeń na czerwono! Zielonych tylko kilka. Oto dowód na to czym są ŚJ
Jak tak na spokojnie się przeanalizuje artykuł z tej amerykańskiej strony, to okazuje się niektóre punkty są dość szokujące i chyba jednak nie występują u SJ.
Z moich doświadczeń życiowych w tej organizacji wynika, że bardzo dużo zależy od indywidualnych cech i temperamentu osób będących członkami zboru.
Są jednostki, które wchodzą w sektę całym jestestwem, utożsamiając się silnie ideologicznie, praktykując styl życia ukazywany na zdjęciach w Strażnicy niemalże 1:1. Zabiegają o różne przywileje, wypełniają wnioski pionierskie, występują w wywiadach na kongresach. Organizacyjne prymusy.
Takim osobom jest trudniej wyskoczyć z organizacji, a jeśli się uda, to jest to burzliwe i bardzo traumatyczne doświadczenie, bo życiowo naprawdę zostają "z niczym" i "z nikim".
W zborze znajdują się też osoby, które urodziły się w sekcie, ale uwaga: mają silną niezależną osobowość. Te osoby od dziecka musiały uczyć się niejako "pływać w tym basenie" jakim jest zbór, uprawiając sztukę przetrwania. Często czerpały z sekty to co dobre (zalet bycia w zborze nie można pominąć), ale nie pozwalając się niszczyć, trzymając się całe życie nieco z boku, budując sobie świat w drugim wymiarze, czyli w świecie. Nie do końca rezygnowali z pasji, wykształcenia lub kariery. Posiadają silny instynkt samozachowawczy.
Ta wrodzona charyzma bardzo pomaga odejść i to jest odejście często w pięknym stylu. Co widać na forum czytając i słuchając niektórych doświadczeń. Te osoby przypominają "Wańkę Wstańkę".
Są też osoby, które nie odejdą nigdy. Nie oceniam takiej decyzji, ale też nie zazdroszczę stanu, w jakim taka przebudzona osoba się znajduje, bo na dłuższą metę może to być wyniszczające. Sekta pobiera z ludzi energię, nie tylko fizyczną, ale też wysysa psychicznie, a jak ktoś się godzi, to i finansowo. Człowiek żyje z podpiłowanymi skrzydłami.