Jeśli chodzi o tamtą rozmowę, to pamiętam, że zapytałem się go o imię Jehowa w Nowym Testamencie. Mówię, że w oryginale tego nie ma, a ŚJ wstawili to imię ponad 200 razy. Co jest grane? On wtedy wyjął taką brązową książeczkę, chyba "Prowadzenie rozmów na podstawie pism". Przewertował tam i z powrotem, po czym powiedział "wie pan, mój współwyznawca lepiej się na tym zna, jak pan będzie chciał to on tu przyjdzie i panu wytłumaczy". Czy jakoś tak. Dał mi jeszcze Strażnicę i się pożegnaliśmy.
Też jestem zdania, że Biblię trzeba czytać jak najczęściej. Pytanie, czy argumentacja na jej podstawie nie będzie prowadziła do bezsensownego przerzucania się wersetami.
Niekoniecznie: ty zamiast wersetów możesz odczytywać dłuższe fragmenty - by pokazać, jak dany werset funkcjonuje w kontekście, a także na podstawie ich publikacji pokazać, że często te wersety są powrzucane w tekst 'Strażnicy' ni przypiął, ni przyłatał. Powinno to przynieść lepszy skutek niż sama bitwa na wersety.