BYLI... OBECNI... > OSTRACYZM

Podziały religijne

(1/3) > >>

Gipiura:
Temat związany jest z ostracyzmem stąd w tym dziale. Jeśli temat pasuje bardziej do innego działu, proszę o przesunięcie.
Motywacja wątku jest podyktowana własnymi doświadczeniami. Przybliżę nieco sytuację. Gdy jeszcze nie mieszkałam w Poznaniu i nie byłam mężatką, razem z mamą i bratem uczęszczalismy na zebrania. Jako pierwsza przyjęła chrzest moja mama, która jest ŚJ do dziś (w domu rodzinnym została sama, mnie i brata wychowywała sama, tworzyliśmy trzyosobową rodzinę), zaś ja przyjęłam chrzest gdy ukończyłam 18 lat. Mój brat przez jakiś czas był nieochrzczonym głosicielem, z czasem stał się "letni". Około 2 lata temu ożenił się z gorliwą katoliczką i sam również stał się gorliwym, ortodoksyjnym i nieprzejednanym katolikiem. W zeszłym roku powstała nerwowa sytuacja. Brat ma do mamy pretensje, że pozbawiła go sakramentów (komunia i bierzmowanie). Paradoksalnie mama nigdy go nie przymuszała do niczego (był zawsze nieochrzczony u ŚJ). Jednak nie akceptowała naszych wyborów dotyczących współmałżonka. Mój brat miał ślub kościelny, na którym mamy nie było chociaż była zaproszona, na moim ślubie także nie była choć była zaproszona i był to ślub tylko cywilny. Choć oficjalnie jestem jeszcze ŚJ (bo nie jestem wykluczona) to na moim ślubie nie było żadneho Świadka Jehowy. Były w związku z moim ślubem dwa spotkania ze starszymi zboru i zostałam ograniczona za złamanie zasady "tylko w Panu". Sprawa jest patowa, bo mama nie może dać sobie rady z tym, że brat wyklął ją ze swojej rodziny i oskarża ją o złe wychowanie, z drugiej strony wiem, że gdybym oficjalnie powiedziała swoje stanowisko, że nie chcę być ŚJ ona zrobiłaby dokładnie to samo ze mną co mój brat z nią. Zostałabym nazwana odstępcą. Z drugiej strony nie chcę tego, bo bardzo mi zależy na stosunkach z mamą i z bratem. Z bratem mam "na pieńku", bo nie jestem katoliczką a skoro tak to kimkolwiek innym bym była, jestem w jego oczach odstępcą. Jakoś źle mi się żyje z mianem odstępcy. Generalnie przez osoby wierzące w Boga mam przypinane różne "łatki". Przez sąsiadów z klatki schodowej także. Ostatnio zebrałam baty za to, że w niedzielę myłam schody (jak mogłam to robić? straszny czyn). Takich sytuacji podobnych jest bardzo dużo. To wszystko dało mi do myślenia. Zastanawiam się nad tym czy ludzie mogą wspólnie koegzystować ponad rożnicami światopoglądowymi. Wydaje mi się, że nie, bo nie znajduję rozwiązania tej sytuacji jaka wytworzyła się pomiędzy mamą, bratem i mną. Sytucaja jest chyba nie do rozwiązania. Boli mnie to, że nie możemy się normalnie kontaktować. Tzn. z mamą mam dobry kontakt ale to tylko dlatego, że ofcjalnie jestem ŚJ. Co myślicie? takich sytuacji pomiędzy ludźmi jest na pęczki, choć każda sytuacja jest inna. Czy takowe napięcia można rozwiązać? Mi ręce opadają, płaczę gdy pomyślę sobie o odrzuceniu, mama płacze gdy opowiada o odrzuceniu przez brata a ja nie umiej jej pomóc.

Roszada:
Bardzo długi opis. Trudno to pogarnąć.

--- Cytuj ---Ostatnio zebrałam baty za to, że w niedzielę myłam schody
--- Koniec cytatu ---

Nie tylko katolicy nie myją schodów w niedzielę.
Kiedyś sam byłem tym, co strajkował o wolne soboty.
O niedzielach się nawet nie wspominało. :-\
Jasne było, że luz bluz w niedzielę.

Słowo niedziela pochodzi od "nie działam".
I ja też nie działam

Gipiura:
Wiem, że długi opis i chaotyczny do tego za co przepraszam. Po prostu przez lata dużo się zadziało i ciężko ustalić o czym napisać najpierw, bo wszystko wydaje się ważne. I tak wszystkiego nie opowiedziałam, bo jest tego aż tak dużo. Efekt jest taki, że nie wiem jak rozwiązać tąsytuację. A wiem, że wielu z forumowiczów miało pewnie podobnie.

hello_him:
Możecie rozważyć wyjazd do UK, tu każdy ma w dupie w co wierzysz, czy to latające sphagetti czy talizmany albo woodooo. Jest mi tu  naprawdę dobrze i finansowo i społecznie a religijnie to już wogole luz.
Władcy totalitarnizawsze marzyli żeby stworzyć społeczeństwo które by się wzajemnie kontrolowało, religie są dokładnie takie same. Każdy upomina każdego co ma robic a co nie ma.
Pozdrawiam

Safari:
Dla mnie Twój opis jest jasny i wyraźny.

Czemu przepraszasz? Za to że jednemu forumowiczowi Twój opis się nie spodobał?

Mnie się podoba - jest pełen emocji i ja naprawdę Cię rozumiem. I rozumiem Twoja sytuację. Z twojego opisu wynika (ja go tak rozumiem) że twój brat po prostu stał się katolickim fanatykiem religijnym. Niestety wielu ludzi religijnych tak się zachowuje - i choć katolicyzm nie wymusza ostracyzmu systemowo - to jeśli ktoś naprawdę wierzy w jego nauke, to tak właśnie się powinien zachowywać jak twój brat.

Z moich obserwacji wynika, że osoby religijne w taki sposób (bo są też osoby niefanatycznie religijne) niestety nie zmieniają się łatwo ale za to łatwo oceniają ludzi i odrzucają ich, łatwo przypinają latki. Przestają rozmawiac z ludźmi, którzy mają inne poglądy - bo tak łatwiej - otoczyć się ludźmi, którzy myślą tak jak ja i wtedy mój światopogląd jest bezpieczny.

Jeśli chodzi o twoje pytanie - tak, jest możliwe życie w pokoju mimo różnic światopoglądowych. Tak, można się nawzajem szanować.

Niestety ani płytka religijnosc ani fanatyzm religijny temu nie sprzyja.

Mnie spotkał ostracyzm nie tylko że strony członków rodziny będących Świadkami Jehowy ale także od moich katolickich (uważających się za BARDZO religijnych i naśladujących Jezusa) kolegów - tylko dlatego, że wyrażam swój światopogląd, który jest zbliżony do ateizmu. I wierz mi, że staram się zawsze wypowiadać z szacunkiem, więc nie było to dlatego, że jestem niekulturalna czy wywyższam się. Daleko mi do tego.


Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej