dziwi mnie fascynacja świadków Jehowy negocjacjami pokojowymi.
Pomijając absurdalność wyrwanej z kontekstu interpretacji tekstu biblijnego ("będą mówić pokój i bezpuiexczeństwo" i wtedy "spadnie na nich nagła zagłada"), który NIE dotyczy stosunków międzynarodowych ani sytuacji geopolitycznej, ale zupełnie innej dziedziny życia...
nawet interpretacja strażnicowa NIE WYMAGA aby przywódcy szatańskiego świata wykazali się jakimikolwiek faktycznymi osiągnięciami oprócz pustego gadania. A jeśli wystarczy że "będą mówić" to mówią już ponad 30 lat (praktycznie od czasów Michaiła Gorbaczowa albo i wcześniej: Nikita Chruszczow także mówił o pokoju i nawet zszokował Agencję Routera gdy nazwał Amerykanów "przyjaciółmi")
na gruncie nauczania strażnicy jeśli kule karabinowe świstają koło uszu, ale dwóch przywódców wystęka od niechcenia: "chcielibyśmy" pogodzić się, to już można uznać proroctwo biblijne za w pełni wypełnione ("mówią?" "mówią!", wystarczy).