Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Shunning  (Przeczytany 9538 razy)

Offline R2D2

  • Pionier
  • Wiadomości: 700
  • Polubień: 115
  • "Umiesz mówić prawdę? Naucz się też jej słuchać. "
Odp: Shunning
« Odpowiedź #15 dnia: 27 Czerwiec, 2015, 08:53 »
Ciekawe jakie jest drugie dno, zmiany decyzji,
bo przecież już przy pierwszej wiążącej decyzji - konsultują się z duchem świetym, więc jej zmiana na odwoławczym to jakby duch świety się pomylił......
dlatego w 99% sa podtrzymywane
a ten 1% - własnie jakie jest drugie dno, jaki interes jakie znajomości, jakie powiązania rodzinne..... bo nic innego mi do głowy nie przychodzi
Miłość nigdy nie ustaje..., [nie jest] jak proroctwa, które się skończą 1 Kor 13:8


Offline M

Odp: Shunning
« Odpowiedź #16 dnia: 27 Czerwiec, 2015, 11:38 »
W sytuacji którą znam nie wchodziły w grę koligacje rodzinne, a raczej fakt, że osoba (poniekąd słusznie) oskarżona umiała się dobrze zakręcić i udawać ofiarę przed komitetem odwoławczym, a ponieważ dowody były dwuznaczne, to odwoławczy nie znając dobrze tematu (bo przecież są to z reguły starsi z zewnątrz, a nie miejscowi) zakwestionował stanowisko miejscowego komitetu.

Oczywiście tak jak mówisz stawia to działanie ducha świętego w tych sytuacjach pod wielkim znakiem zapytania ;)


Offline Lebioda

Odp: Shunning
« Odpowiedź #17 dnia: 29 Czerwiec, 2015, 18:43 »
Witam Was wszystkich i b. dziękuję za zainteresowanie tematem.  Po tych kilku uwagach, widać jak daleko w czasie oddaliłem się od Swiadkowskiej doktryny. Kiedyś nie miałem większego problemu wyjaśnienia >czas – czasy i połowa czasu<. Był to swojego rodzaju test na awansowaną wiedzę. No ale ponad połowa wieku, to też szmat czasu, żeby coś tam wyleciało za burtę.


Akurat tak się składa, że nie posiadam podręcznika >Paście Trzodę Bożą< czy jakoś tak. To i tak wielki milowy postęp, że w ogóle jest „Podręcznik”, a nawet istnieje forma odwoławcza. Świadczyłoby o tym, że pomysł powstał na skutek nie dość dokładnych przekazów dla komitetu sądowniczego od Ducha Świętego. Musiały powstać jakieś pomyłki i teraz się na zimne dmucha! Nie wiem jakie są teraz priorytety grzechu, za które się wylatuje, może bardziej złożone, więc i precyzja dokładniejsza, stąd przysługujące odwołania. My mieliśmy łatwiej, odwołań w prawdzie nie było, ale sprawy moim zdaniem były łatwiejsze do wykrycia, bo najczęściej obracały się wokół damskich, a raczej dziewczęcych bioder. „Komitet” musiał być jedynie przekonany, że do tej okolicy młody braciszek miał łatwy dostęp z uwagi na postęp w nowocześniejszej modzie tej specyficznej dziewczęcej garderoby. Myśmy -Słudzy Obwodów tę wiedzę otrzymywali podczas spotkań, gdzie w razie zaistniałej potrzeby, w tych „sprawach” były indywidualne  szeptane „instruktarze”, jako, że nasz dwudziestolatko-wy wzrok jeszcze „tam” nie sięgał, a precyzja przy analizowaniu wymagała tego. Jak widać z powyższego, odwołanie przez osądzonych były raczej trudne do udowodnienia o niewinności.

Rozpraw z zakresu apostazji nie rozpatrywano. To już znacznie późniejszy okres lat 60-tych, oczywiście tu mogę się już mylić.



Offline Lebioda

Odp: Shunning
« Odpowiedź #18 dnia: 01 Lipiec, 2015, 04:24 »
Alicja w krainie Czarów


Jeżeli poprzedni post Internautki mimo wszystko chcemy potraktować humorystycznie, to już wiele innych wypowiedzi, czyta się ze ściśniętym gardłem. Poniżej zamieszczam pełną opowieść o swoim życiu, którą pisze Internautka o niku „alka” zatytułowanym  >Alicja W Krainie Czarów …< Tekst przytaczam bez większych skrótów, bo tylko w całości można poznać ten jej własny dramat. Zachowałem też oryginalną pisownie, w której widać tyle siły i woli wydobycia naraz z siebie wszystkiego, czego nagromadziło się w jej wnętrzu.


Urodziłam się i wychowałam w rodzinie Sj. Oboje moich rodziców było Sj- ze strony mojej matki- od 4 pokoleń juz! Moja prapra babka była jednym z pierwszych ŚJ w PL Nadal na strychu u moich dziadków koło Wrocławia są stare te duże wydania Strażnicy! To nie przeszkodziło moim rodzicom zaliczyć wpadkę, i tak pojawiłam sie JA! Nie zostali wywaleni bo sami się przyznali ( a mieli wyjście? hehe) Ja zostałam wrzucona zaraz po urodzeniu do moich dziadków na wychowanie. Moj ojciec dalej studiował a moja matka....uczyła go na tych studiach, była bardzo młodą Panią doktor na uczelni- 2 lata straszą od swych studentów a ja jestem owocem romansu nauczycielki ze studentem.
Wracając do meritum- czyli do mnie;)- rosłam sobie zatem pod skrzydłami moich nawiedzonych religijnie dziadków. To była bardzo silna toksyczna ekipa -dziadek brat straszy, jego córka a moja ciotka- pionierka specjalna a jej mąż- nadzorca obwodu- Mirosław K. Od dziecka miałam więc ostro wtłaczane do głowy "prawdy" z WTS-u. Ale od zawsze samodzielnie myślałam i wiele rzeczy nie zgadzało mi się już od wczesnych lat!!! Teraz jak na to patrzę- to intuicyjnie wiedziałam, że coś tu nie gra! Ale jak to tam- żyłam sobie w poczuciu strachu i lęku przed wielkim bratem, który patrzy.... Starałam się mimo to być dobrym SJ, (zaliczałam kolejne stopnie kariery WTS-owskiej;) Chrzest w wieku 14-lat ( a jak!), od razu pionier pomocniczy itd. Byłam trochę nawiedzona po tym hehe- wtedy wierzyłam w to na serio i na poważnie. Nie umawiałam sie nawet do żadnej służby by zaczepiać ludzi na przystanku np. i pouczać starsze panie jak mają żyć! Aż dziwne, że nikt mi nie powiedział wtedy bym się ogarnęła...No taka nawiedzona smarkula ze mnie była. Do czasu. Przy tym wszystkim miałam potworne uczucie osamotnienia i życia w wiecznym kłamstwie- bo moje PRAWDZIWE pragnienia były inne! Chciałam być chirurgiem- nie mogłam, bo jak to?! SJ lekarzem??? teraz może coś się zmieniło- wtedy każdy fajny zawód był zakazany. Ulubione powiedzenie u mnie w domu brzmiało; Dzieci i ryby głosu nie mają! i tak było.
Najgorsze dla mnie było poczucie wiecznej inności. Trauma. Uważam, że to potworne zrzucać na dziecko taki ciężar! tam chyba nikt nie słyszał o potrzebie akceptacji wśród rówieśników? Na szczęście nigdy mnie nie odrzucano z tego powodu- ja czułam się inna- ale miałam sporo przyjaciół poza WTS_em od zawsze- za co mnie wiecznie w domu goniono. Potem okazało się to zbawieniem. pamiętam to chore podejście do rodzącej się seksualności nastolatki- delikatne przecież i kiełkujące! Od razu zbrukane wchodzeniem z buciorami w intymne sfery mej psychiki, wyśledzone, wyśmiane, wytropione. Kiedy rozmawiałam z moim 12-letnim kolegą- zaraz usłyszałam atak- CO ROBILAS?! nie całowałaś sie przypadkiem? itd. Bardzo agresywne, bardzo ZENUJACE dla mnie- bo ja nawet nie pomyślałam o niczym nawet a mnie przejechano jak w czołgu. aż dziw, że nie zniechęciłam się na dobre;) Ten przykład tylko pokazuje jak chore maja tam myślenie! Jakby człowiek sam nie umiał myśleć, sam o sobie stanowić czy się kontrolować!!!! Co miała moja babka w głowie wtedy? nie wiem....ale jak to w starym porzekadle- głodnemu chleb na myśli.
Za to kiedy pewien straszy zboru pocałował mnie ,14-latke w USTA- NIKT mi nie uwierzył!!!! wstręt czuje do dziś. Było to po moim chrzcie- siedziałam sama w pustym autokarze a on się do mnie przysiadł i pod pretekstem gratulacji mnie pocałował!!!! często przychodził do moich dziadków- tzw. przyjaciel domu i widziałam, jak się ślini patrząc na mnie! Bałam się go bardzo.
Miałam fajne okazy w rodzinie. Wujek nadzorca- który katował swego małego syna, który pomiatał żoną-ale na zewnątrz łeb nosił wysoko! NIC oboje nie zrobili by ochronić syna przed agresja w szkole, tylko Jehowa im w głowie- a własne dziecko było gwałcone w ubikacji w szkole! To dużo mówi czym ci ludzie się zajmują, co mają we łbach i jak to się odbija na życiu choćby ich dzieci!
Zresztą kolesia nigdy w domu nie było- wiadomo, jeździł po tournee po Pl jako ten nadzorca a jego własny syn w szkole przeżywał gehennę! Nie bez znaczenia jest to, że ci ludzie to lenie patentowe. Robić nie muszą- są utrzymywani. Więc jemu to pasowało. Potem kładł każdy interes- nie oddając kasy moim dziadkom nigdy! Czerpał zresztą chętnie profity z bycia tym nadzorcą. A to darmowe wczasy a to pożyczka itd. Oczywiście od chętnych braciszków. Teraz ich syn jest dorosły, nie skończył szkoły, pracuje na czarno u ojca ( nadal SJ!!!!), wykorzystywany i pomiatany jak dawniej zresztą. walczący z depresją i poczuciem ze nic nie znaczy.
Swoją drogą 3/4 dzieci z tej rodziny musiało skorzystać z pomocy psychiatry!!!! każdy z nas wyszedł z tego poharatany. Ja też od lat walczę z depresją. Dokładniej na 6 dzieci- TYLKO dwoje do tej pory dało sobie jakoś radę!!!! reszta- mniejsze lub większe problemy z psychiką. W tym trzy osoby wylądowały w końcu w szpitalu psychiatrycznym Dla mnie EWIDENTNIE jest to pokłosie naszego cudowneeego wychowania w WTS-ie! W emocjonalnej chłodni od wczesnych lat! Tam się liczyło TYLKO posłuszeństwo. Bycie dzieckiem SJ- to wielka samotność, brak radości!!! ( jak czytam teraz o zakazanych zabawkach- to sobie przypominam swoje dzieciństwo)
Cieszyć sie należało i można było z nadchodzącej pamiątki, z kongresu i innych bzdetów. Bron boże z osiągnięć własnych- te zawsze były kwitowane jako te " nieważne"- bo po co mi to skoro Armagedon zaraz przyjdzie! w ogóle nic nie było ważne TU i TERAZ. Cały czas się czekało na to królestwo co ma być ale coś go wciąż nie ma. I żyło się takim sztuczny, nierealnym życiem. W poczuciu, że "my tu tylko na chwilkę", że nie warto kończyć studiów itd. Nie mogłam się pogodzić z tym, że moje życie tu i teraz nic nie znaczy! a ja właśnie doświadczałam tylu rzeczy po raz pierwszy przecież! Nie było nikogo, kto by to przeżywał razem ze mną.
Zostałam SJ. 14 lat. Kończyłam szkołę podstawową i zaczęłam myśleć o wyborze dalszej szkoły. Wtedy to odwiedził mnie jeden braciszek straszy- namawiając bym....nie szła do LO tylko do zawodówki i może została stałym (pionierem) - skoro tak dobrze mi idzie:) Po co się kształcić? To mi nic nie da przecież, bo Armagedon za drzwiami. Na szczęście ani ja ani moi rodzice nie potraktowali tych "rad" serio. Poszłam do Liceum językowego. Tam spotkałam dużo fajnie myślących ludzi. Bo zawsze miałam znajomych spoza WTS-u, z nimi można było przynajmniej normalnie pogadać o książkach, muzyce, życiu. Normalnym życiu. Pod koniec LO wykluczono moją koleżankę z SJ. znałam jej rodzinę bardzo dobrze, przyjaźniłam się z nią i jej rodzicami. Zobaczyłam jak ta rodzina zaczyna rozpadać się od środka. Jak sie miotali jej rodzice- między tym co czuli do córki a tym, co im kazano. Nie wiedziałam, że za jakiś czas to samo będzie moim udziałem.
Pierwsze szczere rozmowy z jej rodzicami. Moje pierwsze spadanie łusek z oczu. W tym samym czasie nałożyło się kilka podobnych historii w koło mnie. Np. pewne małżeństwo-gdzie on, braciszek, skakał ciężarnej żonie po brzuchu a ta poroniła. Złożyła pozew o rozwód- i to do niej przyszli braciszki z upomnieniem!!!! Nie do niego- bo to ona chciała się rozwieść- i to było większą zbrodnią niż czyny damskiego boksera!  To co działo się z A. i jej rodzina mną wstrząsnęło! zaczęłam sobie zadawać pytania- czemu coś co ma niby być miłością itd. przynosi ludziom takie traumy i nieszczęście? Suma summarum, ta rodzina się rozpadła. Zaraz po niej odszedł też ojciec rodziny. Została zona i matka A. Ale tam była jeszcze trojka dzieci i oni sie na serio kochali. Nie opisując szczegółów- odeszła i mama. W między czasie posypało sie jej małżeństwo- zrobiła to za późno wg mnie- i...została sama z 3 nieletnich dzieci. Została na bruku po tym jak się już posypało jej małżeństwo. I co zrobili jej rodzice a dziadkowie A.? Wiedząc, że ich córka i wnuki nie mają gdzie mieszkać- oddali wolne mieszkanie pionierce w „potrzebie" a nie własnej córce z 3 dzieci!!!! WTS pierze ludziom umysły i serca z normalnych uczuć! Nie mogłam sie z tym pogodzić co działo sie przecież na moich oczach! Ja widziałam namacalnie cierpienie tych ludzi.
Pisze o tym- bo to było kamieniem milowym w moim odchodzeniu.  Wszystko to i to co widziałam we własnej rodzinie spowodowało, że zaczęłam pytać. I tu zaczął sie hardcore. efekt przewidywalny i wiadomy. Już wtedy okrzyknięto mnie w rodzinie odstępca:  Bo śmiem pytać! i oczerniać świętą Organizację! Widziałam tego braciszka od skakania po żonie uśmiechniętego na kongresie- otoczonego nimbem cierpienia- no bo przecież żona go zostawiła, latawica jedna- i odeszła od SJ!!!! a mnie się flaki wywracały. Zawsze na wszelkie zło tam była jedna odp.- Jehowa to sam zauważy i mamy CZEKAĆ! na co ja się pytam?
Na zło reaguje się od razu- to takie normalne chyba? Notabene Jehowa coś oślepł chyba- bo gość nadal tam jest;) jakoś sprawiedliwość go nie dosięgła
I tu zaczyna się opowieść właściwa. Kiedy zdałam sobie sprawę z wielkiego oszustwa przestałam spać, przestałam jeść. Schudłam w mies. 10kg. Moja wewnętrzna walka była straszna. Z jednej strony lata indoktrynacji i wdrukowane przez WTS nakazy itd. i teraz zanegować CAŁE moje życie? że to oszustwo i kłamstwo? Nie wiedziałam, co dalej. Przestałam chodzić na zebrania, zaczęłam inaczej patrzeć na to wszystko. Ale nadal byłam bardzo młodą osobą a cała moja rodzina TAM! cała dokładnie. Wiedziałam, że jeśli odejdę- to zostanę sama. Bałam się bardzo. jednocześnie nie mogłam tam być! Tu zaczął się pierwszy poważny epizod depresji w moim życiu. jednocześnie widziałam, co robią z ludźmi te komitety, te babranie sie w cudzych życiorysach itd. Mimo, że mentalnie zaczęłam proces odchodzenia- to nadal jakoś tam sie udzielałam. Kiedyś przysiadł się do mnie ten sam braciszek od tej zawodówki i zagaił- zobacz ile twoja matka ma godzin! DWIE w MIES! co to za świadek?!  tej pogardy nie zapomnę nigdy w jego słowach!!!!!!! Wtedy nic nie odpowiedziałam. Ale to mną też wstrząsnęło.  Czułam sie psychiczne bardzo źle wtedy jak na karuzeli. Walczył WTS we mnie z rozsądkiem. I z uczciwością, bo nie dało sie tych dwóch rzeczy pogodzić. Wtedy też nagle moja matka, która generalnie do tej pory miała taki dość normalny stosunek do WTS zaczęła robić mi jazdy. Kłóciłam się z nią, z moimi dziadkami- bo owszem, dzieliłam się tym co widzę i myślę głośno. W efekcie rzuciłam studia i wyjechałam z jedną walizeczką do innego miasta. Sama, bez dachu nad głową, bez pieniędzy- ja 20-letnia. Dość twarde wchodzenie w dorosłość. mieszkałam u znajomych...z czasem poprosiłam moich dziadków bym mogła u nich pomieszkać, póki nie stanę finansowo na nogi. Przyjęli mnie ale po 2 tygodniach wywalili z domu. Mimo wszystko czułam sie wolna! choć targał mną strach, oczywiście. Nieustannie podsycany przez moją rodzinę, która widziała, że nie mam gdzie mieszkać itd. i czekała że się złamię i wrócę grzecznie na łono WTS-u. Moi znajomi mieli naloty nadzorcy-wujka w domach!!!!!!!!! By mi NIE pomagali. Musiałam ich przepraszać za to potem itd. Stale odbierałam telefony od babki- typu- Widziano cie w jakim samochodzie z jakimś facetem (wymyślone) Potem zaczęłam drugie studia ( tez dzięki dobrym ludziom, którzy mnie postawili na nogi psych.) w T. właśnie. Ponieważ jak to studentka nie miałam za dużo kasy- to jeździłam stopem do mojego nowego przybranego domu. I słyszałam wtedy- WIDZIANO cie w Tirze! z zasugerowaniem mi, że pewnie się prostytuuję! To było bolesne- bo ja SAMA zaczęłam studia na dobrym uniwerku mimo zerowej pomocy ze strony rodziny, sama sobie dawałam radę- nie stałam się narkomanką itd. - ku rozpaczy mojej świadkowskiej rodzinki, Której to przepowiednie jakoś nie chciały sie spełnić!
W tym samym czasie mój ojciec- który kiedyś został wykluczony- a teraz się przyłączył- zachorował poważnie na nerwicę lękową. Powrót mu nie posłużył jak widać. Nie chcę opisywać koszmarnych miesięcy kiedy bałam sie o niego i jednocześnie walczyłam sama z sobą- ale finał był taki, że w 2003 r popełnił samobójstwo- jako SJ. Wtedy rozpętało się piekło. Zostałam oskarżona o jego śmierć ( sic!!!)- jako DEMON. Usłyszałam, że mam w sobie 7 demonów, SKLALI mi, że zostawił list w którym mnie obwiniał i nie życzył sobie mnie na pogrzebie. Moja i tak ledwo poskładana psyche była na wykończeniu znów inni spoza WTS-u ustawili nie do pionu, pomogli to przetrwać. jak dobrze, że miałam takich ludzi koło siebie! przekonali mnie bym jednak pojechała na pogrzeb.
Potem się okazało, że to wszystko było KLAMSTWEM! nie było żadnego listu itd. ale ja mogłam to przepłacić życiem. Szczucie mnie i ściganie przez Sj po domach- moją rodzinkę. Ludzie, którzy mi pomogli byli oczerniani i mieszani z błotem- to małe miasto i mimo, że sami nie byli nigdy SJ -obrywali rykoszetem.
Do tej pory śni mi się to w koszmarach tamten czas......Ale ja nadal formalnie byłam SJ powiedziałam im, że mogą sobie zrobić co chcą z tym faktem. Ktoś napisał anonim pełen kłamstw do mojego zboru w innym mieście ( teraz wiem, że był to Mirek K.- nadzorca były już obecnie) No i zgodziłam sie, że pojadę tam i spotkam się z braciszkami. Spotkanie trwało 20min. Napisałam karteczkę, że się odłączam, wręczyłam i na pytania o treść listu, kazałam się im ładnie wynosić z domu. Niedoczekanie by mnie dwóch dziadów obrażało w moim własnym domu. Tak więc karteczka i potem ładnie wskazałam im drzwi. Ich miny -BEZCENNE! 
Ataki na mnie trwały dalej. Tym razem poprzez moich dziadków, których kochałam przecież nadal i z którymi bardzo chciałam mieć kontakt. Oni mnie wychowali. Za każdym razem kiedy ich odwiedziłam- oni mieli reprymendę ze strony głównie zięcia. ich udręka to osobny temat. Owszem- TAK mógł mi dopiec i wiedząc o tym- ich dręczył tym mocniej. prosiłam by coś z tym zrobili! Zgłosili czy co, „nie, bo Jehowa sam zareaguje". Nie zareagował. Trochę mu w końcu pomogłam-kilka lat temu pisząc do Nadarzyna list. Mireczka K. zdjęto. Ponieważ zrobili nalot z Warszawy na K. i okazało się, że wszystko co opisałam było prawdą. Psychopata- nadzorca narobił wielu ludziom gnoju w życiu i teraz oni też zaczęli mówić. Teraz pije biedaczek z goryczy-ale nadal jest SJ. Nawet tej zimy groził moim dziadkom, ze wylądują w domu starców i ich wywali z ich mieszkania!!!! Moi dziadkowie są sami. ich córeczka pioniereczką i zięć nie interesuję się losem swych starych rodziców. nie ma koło nich też NIKOGO.
Mój mąż- nie będący nigdy SJ- przeciera stale oczy ze zdumienia. Że tak można, że można być aż TAK podłym. Nie wracałam do SJ już od daaawna. Trzymam sie od bagna z dalaaaa:) Teraz trafiłam na to forum- dostałam link i zajrzałam z ciekawości. Właśnie- wiele się zrozumiało jak zaczęłam mieć swoje dzieci. NIE WIEM CO by musiało się stać bym ich odtrąciła!!!! Nie pomogła, dla mnie to nieludzkie, potworne! Co robią z mózgami by umieć wyprzeć miłości do dziecka! Niepojęte


Całość pozostawiam bez komentarza


CDN


Offline Weteran

Odp: Shunning
« Odpowiedź #19 dnia: 01 Lipiec, 2015, 16:03 »
O wspomnianych w materiale o shunningu „kiju i marchewce” pisałem  w wierszu:

http://euterpolacje.blogspot.com/2012/04/gra-w-klasy-aneks.html
Weteran

Ignoruję posty: accurate, Ebed, Efektmotyla, Efezjan, Kamil. Przebudzony, sabekk, tomek_s, ZAMOS


Offline Sławka

Odp: Shunning
« Odpowiedź #20 dnia: 01 Lipiec, 2015, 18:37 »
Super napisane, przeczytałam jednym tchem i czekam na ciąg dalszy


Offline R2D2

  • Pionier
  • Wiadomości: 700
  • Polubień: 115
  • "Umiesz mówić prawdę? Naucz się też jej słuchać. "
Odp: Shunning
« Odpowiedź #21 dnia: 01 Lipiec, 2015, 18:51 »
Tak, jednym tchem.....
tak dużo w tym opowiadaniu mojego życia.....
jakby byli w tym szkoleni, żeby robić swoim dzieciom tak samo.......

maskara.
Dobrze, że znalazłas sobie faceta z poza, że masz wsparcie, że kochasz swoje dzieci, że jesteś!!!!!!

Miłość nigdy nie ustaje..., [nie jest] jak proroctwa, które się skończą 1 Kor 13:8


Offline Lebioda

Odp: Shunning
« Odpowiedź #22 dnia: 03 Lipiec, 2015, 10:53 »
Na zakończenie, jeszcze o kiju i marchewce


Takich jak powyższy dramat jest opisanych dużo więcej, mniej czy więcej dramatycznych. Wyrzucanie swoich dzieci po 18–tym roku życia z domu na bruk i bez środków do życia, tylko dlatego, że ci młodzi ludzie nie chcą podzielić poglądów swoich rodziców, że wymknęli się spot ich wizji, zdawałoby się czymś nienaturalnym, obcym gatunkowi ludzkiemu, a jednak. Wielu tych młodych ludzi potrzebuje pomocy psychologa, co nie jest wcale rzadkością. Z braku zrozumienia, a nawet przymuszania do świadkowskich zachowań, ci młodzi nie widząc perspektywy wyjścia z impasu, targają się na własne życie. To nie są przypadki odosobnione. Wyrwanie się z tego środowiska jest bardzo trudne jeżeli przywiązanie do rodziny jest bardzo istotne dla danego osobnika, wtedy przeradza się to w inny rodzaj cierpienia w samotności. Przeciąga się to w lata, wymaga kamuflażu, udawanie przed bliskimi tylko po to, aby oni, ich prześladowcy byli szczęśliwi. Poniżej Internałtka pod nikiem „Zarina” przedstawia własną sytuacje rodzinną:
[/font][/size]

Rodzina jest bardzo ważna.. niestety czasem z bliskich przyjaciół rodzina, przekształca sie grupę osób, która Cie nie rozumie i nie akceptuje, tego jaka jesteś, nie akceptuje Twoich planów czy wyborów... mnie to najbardziej bolało, że musiałam grać przed najbliższymi.. bo nie chciałam ich ranić..albo Twoje szczęście i Twoja tożsamość albo podporządkowanie i żal w sercu.. nie chce być kimś kto Cie będzie namawiał do odejścia.. sama jestem Organizacji jeszcze( ach ta rodzina)ale zmienił sie mój sposób myślenia i zdaję sobie sprawę z tego, że rodzice maja po prostu klapki na oczach... że to nie Oni tylko WTS.. Jak ja marzyłam, że by usiąść kiedyś przy winku z rodzicami i opowiedzieć jak było na imprezie, na ognisku u znajomych, jak fajnie dogaduję sie z moim chłopakiem, jak zabrał mnie na romantyczną kolacje.. jak wyglądał mój pierwszy pocałunek... zazdrościłam tego moim koleżankom!!!! moje pytanie brzmiało DLACZEGO??? tak bardzo będąc sobą oddalam sie od rodziny. Teraz dopiero po kilku latach mogę cokolwiek powiedzieć i z nimi normalnie pogadać.... ale musiałam niestety udowodnić, że mam głowę na karku i ich najgorsze przewidywania sie nie sprawdziły..


Forumowiczka  „Perla” z Niemiec, pisze do Forumowicza „Bjorn


Napisano 06 sierpień 2014 - witaj Bjorn jak chcesz i czujesz taką potrzebę to nikt Cie nie powstrzyma tylko musisz wiedzieć, że dopóki się nie ochrzcisz to wszyscy będą Ci chcieli pomoc, opowiadając jakie to szczęście, błogosławieństwo, ze uwolniłeś się od tego szatańskiego świata pełnego zła, zepsucia ,niemoralności, materializmu alkoholizmu ,narkotyków ,będą Cie zachęcać do robienia postępów bo czas nagli. Będą Cie ciągle zachęcać do więcej i więcej czytania Biblii, książek i czasopism, będą ci mówić żebyś nie spędzał za dużo czasu z rodziną bo oni będą chcieli Cie odwieść od prawdziwego wielbienia Jehowy, żebyś zerwał kontakty ze swoimi znajomymi bo oni nienawidzą Jehowy ,że są złym towarzystwem i jak to będziesz tak miesiącami, latami słuchał to tak zaczniesz Myślec (taka stopniowa psycho manipulacja) i nawet nie obejrzysz się kiedy i będziesz tak samo myślał. Będą Cie ponaglać żebyś chrzest bo mało czasu pozostało. I jak przyjmiesz chrzest to będziesz musiał miesiąc w miesiąc chodzić od domu do domu przynajmniej kilka godzin miesięcznie głosić .Obrzydzą Ci wszystkie święta, wszystko złe , szatańskie i pogańskie, nie będziesz mógł pójść do rodziny, do siostry czy do matki na Wigilie, w Boże Narodzenie, czy Wielkanoc nie możesz zaprosić najbliższej rodziny świeckiej do siebie w te święta, ani do nich iść z prezentem, nie wolno Ci obchodzić urodzin, ani do kogoś iść na urodziny, nie wolno Ci Sylwestra obchodzić, nie wolno Ci chodzić z dziewczyną z poza Świadków, nie wolno na dyskotekę, zabawę, wycieczkę ze świeckim towarzystwem, oglądać telewizje, iść do kina bo tam tylko przemoc, niemoralność i złe towarzystwo. Potrafią nawet przekonać Cię, abyś nie czytał innych książek poza świadkowymi. Jak będziesz miał wypadek i będziesz potrzebował transfuzji krwi to specjalny komitet będzie siedział pod drzwiami sali i pilnować, lepiej żebyś umarł, ale nie wolno Ci przyjąć transfuzji krwi, bo zginiesz w Armagedonie, utracisz na zawsze nadzieje na życie wieczne. Ciągle będziesz słyszał że za mało robisz dla Jehowy, że trzeba więcej wytężać siły, a jak nie będziesz się, zgadzał z jakąś ich nauką, to będą Cię unikać może nawet posądzać o kontakt z wykluczonymi jak Ci się trafi jakiś skok w bok i jak ktoś się dowie to doniesie do starszych i będziesz miał Komitet Sędziowski będziesz musiał wszystko opowiadać i jak nie okażesz skruchy to cię wykluczą. Nikt ci nie poda reki, wszyscy na twój widok będą odwracać głowę w druga stronę i będą udawać, że cię nie widzą, nie znają. To tylko parę przykładów jak Twoje życie może zamienić się w piekło. Teraz jest Internet możesz, przeczytać ile ludzi popełniło samobójstwo ile nieszczęścia i zgryzot wielu doświadczyło, gdy córka nie chce znać matki, lub babcia nie może mieć kontaktu z wnukami bo przestala chodzić na zebrania, Ja nie miałam tego szczęścia nie było Internetu, tego forum, książek. Możesz przeczytać książkę „Zmienne nauki Świadków Jehowy" -Włodzimierz Bednarski który jest forumowiczem na tym forum jako Roszada jest też wiele innych książek.



Dla ludzi nie znających i nie mogących zrozumieć specyficznego położenia tych byłych Św. J., którzy zeszli na ścieżkę odłączenia się od tego środowiska, trudno jest im pojąć w czym tkwi taka trudność. Ja nazwałbym ten stan „poświadkowskim syndromem”. Jest to zespół cech emocjonalnych, dla każdej jednostki innych. Nie sposób wymienić wszystkich, a ponadto wiele tych cech nakłada się na siebie. Najtrudniejsze w tym, żeby móc sobie poradzić, jest samotność, z którą każda jednostka zawsze musi uporać się osobiście. W dobie istniejącego Internetu, ten „poświadkowski syndrom”, jest opisany anonimowo, a więc jest bardzo szczery. Dawniej takiej możliwości nie było, więc i dramat tych ludzi był osobisty, znam to z autopsji, delikwent musiał radzić sobie sam. Ponieważ takie opisy współcześnie znalazły się na Forum, dlatego korzystam z tej możliwości i niektóre tu zamieszczam aby przynajmniej w miniaturze przybliżyć ten syndrom trapiący odstępców. Poniżej postaram się zamieścić kilka wpisów wrażliwych, bardziej osobistych, intymnych. Takim wyjątkowym wpisem z rozrzuconymi myślami i wielu dylematami naraz, przeplatanymi za i przeciw, bez możliwości zrobienia kroku w przód, ale też powrotu do tyłu, zaintrygowała mnie wyjątkowo Internautka ukryta pod nikiem Szczebiotka. Wymownie zasłoniła się awatarem bardzo wiele mówiącym i dodającym wizualnej wyobraźni, a równocześnie bez możliwości przebicia się oddzielającego od wszystkich i wszystkiego, twardego muru. Ile w tych zapisanych i porwanych zdaniach mieści się normalnego ludzkiego dramatu, tej niepewności, której nie łatwo jest się pozbyć i tej rozdartej walki samej ze sobą.:


Napisano 01 marzec 2013 - 23:09 Nie wiem jak Wy ale ja bardzo często się łapię na tym że czegoś mi brakuje. Być może to tylko kwestia przyzwyczajenia ale często powtarzam te same gesty np. robiąc sobie kawę idę w stronę książek by sięgnąć tekst dzienny ,dopiero po chwili sobie uświadamiam że przecież go nie mam i nie potrzebuję.(…).Zastanawiam się też czy długo Wam zajęło wracanie do normalności? (…) (…)gdy odeszłam nie został mi nikt zaczęłam odczuwać ogromną samotność. Nie potrafię już tak od razu zaufać ludziom tym bardziej gdy zawiodłam się na tych na których mi tak zależało i których uważałam za rodzinę .Często też dopadają mnie wyrzuty- "a może oni mieli rację? Może rzeczywiście jestem nikim bez nich i wiary? I co z dziećmi a jeśli przez swoją decyzję naraziłam ich na śmierć?(często mi mówiono że gdy będę miała chwilę zwątpienia to mam wejść do pokoju dzieci spojrzeć na nie i pomyśleć "czy ja chcę je zabić? przecież nie mogę im tego zrobić i muszę walczyć o możliwość życia wiecznego". Wiem że może wyda Wam się to dziwne ale ja po prostu tak mam ,mimo tego że wiem ile jest tam fałszu to i tak czasami nachodzą mnie wątpliwości typu- "czy aby na pewno zrobiłam dobrze?" a może powinnam wrócić bo nie potrafię się odnaleźć", "czy uda mi się znaleźć przyjaciół ,znajomych po za organizacją?".Być może to tylko kwestia mojego wypranego mózgu ,nie wiem. Czy mieliście tak samo? Czy udało Wam się od tego uwolnić? ile czasu potrzebowaliście? 


A oto wpis Internautki Hello Kitty:


(…)Organizacja zadbała o to, by każdy zainteresowany "prawdą" uzależnił się od tzw. pokarmu duchowego i stylu życia promowanego przez WTS. Takie zabiegi dają organizacji większą gwarancję utrzymania delikwenta w swoich szeregach, bo nie każdy ma siłę i odwagę, by pokonać wszystkie pułapki zastawione przez nią (organizację) na drodze ku wolności.
Wejście w struktury sekty na ogół jest bardzo przyjemne i idzie dość gładko, za to odejście jest tak bolesne i trudne, że niejeden rezygnuje w pół drogi...Nawet, gdy uda się wydostać z sekty, coś się za człowiekiem ciągnie i zakłóca spokój. To wątpliwości i niemożność odnalezienia się w nowej sytuacji. Na szczęście jest to stan przejściowy i prędzej czy później przestaje zakłócać normalne funkcjonowanie.(…)


Te wewnętrzne dramaty, my odstępcy musieliśmy pokonywać, może każdy inaczej, ale jednakowo targały nas myśli wydobywane z zakamarków naszego wnętrza: -czy ten postawiony krok jest właściwy? Rozsądek mówił nam jedno, ale podszept „Wielkiego Brata” przebijał się do naszej wrażliwości i groził palcem. Klasycznym przykładem takiej samotnej walki samym ze sobą, jest IKEA. Pierwszy głęboki oddech ulgi, a jednocześnie chwila zastanowienia. Dopóki jest jeszcze most, można jakoś lżej spoglądać na tamten brzeg, ale gdy przęsło się zerwało, odwrót jest już nieodwracalny. Ta świadomość natychmiast zaczyna ciążyć. Ale niech IKEA opowie nam to osobiście:


Napisano 21 luty 2013 - 15:56  Wczoraj oficjalnie padło z podium że................. przestali być SJ. Nareszcie. Paradoks polega na tym, że dziwnie się czuję - tak jak po rozwodzie. Świadomość, że małżeństwo było toksyczne i trzeba się rozstać bo dłużej tak nie można żyć-- nie pomaga jednak w całkowitym uporaniu się z 30 -letnią indoktrynacją. Mam takie poczucie jakbym musiała zaczynać wszystko od początku. Czuję się bardzo dziwnie - z jednej strony ulga , ale z drugiej ten 30-letni strach przed zniszczeniem, niezadowoleniem Boga, odrzuceniem przez ludzi. To wszystko jest bardzo trudne. Chyba potrzebuję od Was wsparcia, upewnienia się , że to nie ja popełniłam błąd tylko KTOŚ mnie wprowadził w błąd. Mogę na Was liczyć? Chce mmi się płakać- może to reakcja na wolność, a może trzeba pozwolić sobie na odreagowanie tych nagromadzonych emocji.


Oczywiście!!! Zawsze możesz na nas liczyć. Ten post jest właśnie wyrazem takiego wsparcia dla wszystkich, którzy ten krok postawili. Na zakończenie, wszystkim odstępcom, odstępującym i tym, którym przyjdzie odstąpić niebawem, chciałbym zadedykować post Roberty, naszej Siostry Objazdowej, która pisze w prawdzie do Szczebiotki, ale zawarta głęboka myśl, może być zaliczona do klasyki każdego odstępcy.
[/size]

Szczebiotko,
Te głosy w Twojej głowie kiedyś zamilkną. Przestaną zadawać pytania, które ktoś Ci wdrukował w Twój umysł. A dzieci są po to by je kochać tu i teraz, by się do nich uśmiechać i przytulać. Ich przyszłość jest w ich rękach. Jednak łatwiej im będzie z Twoją codzienną miłością, a nie troską o odległy koniec świata.
To co Ty przeżywasz przechodził każdy, kto rozstawał się ze swoim nałogiem, miłością, nienawiścią, byciem z kimś lub z czymś. To są klasyczne objawy syndromu odstawienia od piersi
Rzucający palenie nie wie co zrobić z rękami, ten który stracił przyjaciela nie ma towarzysza rozmów... I jakoś każdy musi sobie z tym poradzić, tak po swojemu, bo inaczej się nie da. A czas... teraz tak szybko płynie, że już za chwilę przestaniesz odliczać godziny, dni, a zaczniesz liczyć tygodniami i miesiącami. Bycie w organizacji oddali się, ale nigdy Cię nie opuści, jak ta blizna po bójce w piaskownicy. Pamiętasz miejsce akcji, osoby ale okoliczności to już niekoniecznie. Jako rekonwalescentowi życzę Ci szybkiego powrotu do życia.
Trzymaj się na razie forum, będzie łatwiej.


Na zakończenie tych dramatów, trochę lżej widzi problem i jakby chciała w prowadzić nutkę humoru Internautka pisząca pod nikiem Blondynka w miarę szybko potrafiła się pozbierać, pomimo, że jak pisze:


Gdy się okazało, że "prawda" nie jest prawdą, ogarnęła mnie panika. Czułam się najbardziej bezradną i samotną osobą na świecie. Trochę to trwało. Zmęczona szukaniem odpowiedzi i " prawdziwej prawdy ",poddałam się. Wtedy poczułam ulgę. Zdałam sobie sprawę, że nic nie muszę. Przestałam planować i zamartwiać się o to co będzie, zaczęłam żyć chwilą.


Bardzo podoba mi się druga część wpisu. Z upływem czasu, w którym musiała podjąć walkę sama ze sobą, bo jak sama twierdzi:


Upłynęło parę lat i tylko czasem targa mną, że robi się ludzi w ch..ja i pierze się im niemiłosiernie mózgi. Nie tylko ŚJ to robią, są jeszcze okrutniejsze rzeczy na tym świecie.


i co najważniejsze, Ona dostrzega piękno „tego świata”, którego jeszcze niedawno oglądała przez okulary WTS. Trudno tu dodać coś więcej, niech Blondynka powie to osobiście:


Nie umiem zbawić świata, ale codziennie zbawiam siebie. Każdego dnia dostrzegam piękno, czuję miłość, zachwycam się przyrodą i jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, to mam to gdzieś, bo wszystkie syfy odchodzą na dalszy plan. Po prostu jestem i czasem wystarczy tylko być.


Tym optymistycznym akcentem kończę te ludzkie dramaty wynikające z nadziei jaka wynika z zapotrzebowania na pięknie opakowaną marchewkę, którą jak pęczek siana przytroczony do dyszla przez powożącego, ma tylko konia mobilizować do wysiłku, aby w nadziei na osiągnięcie celu, ciągną bardziej wytrwale. Koń widząc przytroczony na dyszlu wymarzony cel, przyjmuje smaganie go batem jako miły doping przybliżający go do smacznego kąska. Wszystkim, którzy się tu zatrzymali dedykuję  wiersz naszego forumoweg Weterana1 http://euterpolacje.blogspot.com/2012/04/gra-w-klasy-aneks.html



Takich wpisów podobnych na Forach internetowych jest mnóstwo i nie sposób wypisać tutaj wszystkie, ale nie tylko ze względu na mnogość, ale również ze względu na poruszane kategorie tematyczne, które dla niewtajemniczonych w zawiłe ortodoksyjne dogmaty, symbolikę i używane słownictwo, byłoby zwykłą chińszczyzną. Uważam, że tych kilka wpisów, które zamieściłem dają pewne wyobrażenie o istocie sprawy tego skąd inną ciekawego środowiska, mimo trudności adaptacyjnych. Tutaj chciałbym wyjaśnić, skąd tytuł tego opracowania –SHUNNING-. Jest to słowo angielskie, które  zdobywa coraz większą popularność, ze względu na coraz śmielsze przeciwstawianie się subgrupom, czy subkulturom, żyjącym tylko w swoich zamkniętych enklawach,  kierowanych przez guru, czy grupę guru, według własnych praw i obowiązków, negując wszystko lub prawie wszystko co pochodzi spoza ich środowiska. Takie swoiste: „jeden wódz, jedna partia, jeden naród”, „jeden kapłan, jedna religia, jedna wiara”, „tylko my będziemy zbawieni, dla reszty -wieczne potępienie”, „tylko my głosimy jedyną prawdę, reszta to kłamstwo”, „czarne jest, czarne, a białe jest białe”, ”my stoimy tu, gdzie…, a oni stoją tam gdzie…”. Internautka „Roberta” próbuje na kilku przykładach wyjaśnić to nieprzetłumaczalne angielskie słowo:


Chciałabym zebrać w jednym wątku informacje o zjawisku wykluczenia w sensie ogólnym (…)  Wrzucam jeszcze tłumaczenia dla słowa SHUNNING, w użyciu Strażnicowym za Liberałem:
Liberal, dnia 15 Maj 2013, napisał: W Strażnicowej nomenklaturze jako odpowiednika słowa "shunning" w odniesieniu do traktowania napomnianych bądź wykluczonych używa się słowa "unikanie" lub wystrzeganie się". Kilka przykładów:
 Strażnica z 15 lipca 1999, s.30 *** Paweł polecił, by „się odsuwali od każdego brata postępującego nieporządnie”. Oczywiście nie chodziło o zupełne unikanie (ang. shunning) takiego człowieka, gdyż mieli go ‛w dalszym ciągu napominać jak brata’. 
 Strażnica z 1 października 1998, ss.17,18 ***Pewien człowiek, którego wykluczono z tamtejszego zboru, w końcu uporządkował swe życie. Jak mieli wtedy postąpić bracia? Czy do jego skruchy powinni podejść sceptycznie i dalej go unikać (ang. shunning)?
 Strażnica z 1 kwietnia 1995, s.28 ***Lojalni chrześcijanie mają biblijne podstawy, aby się wystrzegać (ang. shunning) odstępców oraz ich poglądów. 
Strażnica nr23 z 1981, s.8 ***Dlatego przez „wykluczenie ze społeczności” Świadkowie Jehowy słusznie rozumieją wydalenie i późniejsze unikanie (ang. shunning) takiego zatwardziałego grzesznika.
Można też użyć bardziej opisowego zwrotu "zerwanie dotychczasowych stosunków":
Strażnica z 15 lipca 1988, s.27 *** Zerwanie dotychczasowych stosunków (ang. shunning) było właściwe również wobec tych, którzy porzucali zbór: „Od nas wyszli, lecz nie byli z naszych, bo gdyby z naszych byli, pozostaliby z nami. Ale wyszli, aby się wyjawiło, że nie wszyscy są z naszych” (1 Jana 2:18, 19). 
 Strażnica z 15 lipca 1988, s.29 ***
W uzasadnieniu czytamy: „Nieprzestawanie z pewnymi osobami (ang. shunning) jest zwyczajem praktykowanym przez Świadków Jehowy w myśl ich wykładni tekstu kanonicznego, której nie mamy prawa zmieniać".
Możliwości jest sporo, ale generalnie wszystko zależy od kontekstu całej wypowiedzi.



Jak widać to angielskie słowo ma bardzo wiele znaczeń w zależności od kontekstu, jak to już zaznaczył Internauta „Liberał”, próbujący wyjaśnić to prawie nieprzetłumaczalne słowo. Próba zastąpienia znanym nam greckiego pochodzenia „ostracyzmem”, nie oddaje rozumienia całości zagadnień występujących w takich odosobnionych samo uwielbiających się grup. W dalszych częściach tej pracy postaram się bardziej obszernie, a nawet w szczegółach odnieść się do tych zagadnień, oczywiście w zawężeniu tylko do tej jednej grupy pod nazwą - Organizacja Świadków Jehowy.