Odstępcy - część II
Warto się zastanowić nad samym wyrokiem. Jest tylko jeden wymiar kary –wykluczenie. Zazwyczaj jest to kara na okres nieokreślony i może się skończyć za miesiąc dwa, pół roku, rok, lub nie skończyć się nigdy. Wszystko zależy od skazanego, kiedy sam będzie skamlał o przyłączenie. Trzeba wiedzieć, że dla wiernego i przeświadczonego Świadka Jehowy o jedynie prawdziwej i kierowanej przez tegoż Boga Organizacji, być skazanym na wydalenie, jest równoznaczne z karą śmierci. Cokolwiek by się z nim w tym czasie wydarzyło, np. jego śmierć, pozbawia go wiecznego zbawienia na zawsze bez możliwości zmartwychwstania. Proszę wziąć pod uwagę takie przeświadczenie co ono znaczy dla wiernych. W tym kontekście spróbujmy rozważyć drugą możliwość –odłączenie. Odłączenie, jest to dobrowolne zrezygnowanie z dalszego „członkowstwa” w Organizacji, czyli ze wspólnoty wyznaniowej. Bez względu, czy odstępca przedstawi przyczyny swego odejścia, złoży odpowiednie oświadczenie, czy po prostu bez słowa odejdzie w siną dal, zostaje potraktowany jak obcy, poganin i wróg. jak pies, który wraca do zwracania swego, albo umyta świnia, wraca do ponownego tarzania się w błocie. [/b]
Te ostatnie określenia nie są moją wyrafinowaną przenośnią, te zwroty są w powszechnym świadkowskim obiegu. Aby każdemu, kto nigdy nie był Świadkiem Jehowy, nie wydawało się że jest w lepszym położeniu ze względu na swoją przezorność (np. stwierdzenie: jak to dobrze, że ja nie dałem się wciągnąć), śpieszę wyjaśnić, że i Ty jesteś obcym, poganinem i wrogiem ludu bożego, znajdujesz się w szponach samego Szatana i należysz do światusów, których Świadek Jehowy powinien doskonale nienawidzić. Jeżeli głosiciel jedynej prawdy, z uśmiechem pełnym życzliwości wręcza Ci zbawienne pismo, wiedz, że nie robi tego dla Ciebie iż tak bardzo Ciebie miłuje, lecz ze strachu -teraz przed swoim nadzorcą, aby go nie piętnował, że za mało poświęca się dla Organizacji (znaczy się dla Jehowy), a w przyszłości bezpośrednio przed samym Jehową, że przez jego opieszałość, Ty zginiesz w Armagedonie i swoim ciałem użyźnisz glebę w Królestwie Bożym, ale za Twoją śmierć on będzie odpowiadał. Tak więc wiedz, że nikt niema lekko, bez względu po której stronie stoisz. Jedyna różnica między Tobą, a głosicielem dobrej nowiny jest taka, że on zna swój i Twój los, a Ty nie znając swojego losu pławisz się w obrzydliwościach tego Świata i pogarszasz swój i tak już marny los. Żeby te wyżej napisane słowa nie zostały przez czytającego potraktowane jako mój osobisty uraz, czy w ogóle uznane za wisielczy żart, poniżej przytaczam oryginalną pogróżkę autentycznego Świadka Jehowy, który wszedł na odstępcze Forum, aby pogrozić wszystkim tym, którzy nie usłuchają jego głosu. Dodam, że tym grożącym palcem nie jest tuzinkowy głosiciel, lecz Pomazaniec Boży należącym do tzw. klasy niebiańskiej. Na Forum zarejestrował się pod nikiem „Jakub” –już sam nik ma świadczyć o jego doniosłości, bowiem imię Jakub, nosił brat Pański. Uwaga: polskie określenie Pomazaniec, to odpowiednik hebrajskiego –Mesjasz. Natomiast grecki odpowiednik Mesjasza, to Chrystus! Proszę rozważyć, kto do Ciebie mówi:
-Napisany 14 grudnia 2012 rok. Radzę uważać - jako pomazaniec będę współkrólował i współsądził z Chrystusem w czasie jego ujawnienia w roli Wielkiego Sędziego. Będę brał udział w sądzeniu Was wszystkich. Osądzony zostanie człowiek bezprawia, którego wspieracie swymi wypowiedziami. Ostrzegam więc - już podpadliście i o ile wszystko, co na mnie powiedzieliście, macie przebaczone, tak co do Waszego grzechu przeciwko Duchowi Bożemu, zareagować muszę jak Chrystus, gdy spierał się z Szatanem o ciało Mojżesza - niech Was zgromi Jehowa.- (zachowana oryginalna pisownia)
A oto małżonka „Jakuba” (Chrystusa) pisząca pod nikiem „Żona Jakuba”(Chrystusa) wspiera w poczynaniach swojego męża
Odwiedzam to miejsce jedynie po to, by dać świadectwo i odpór kłamstwu, jakie się tu dokonuje. Wszystkie Wasze historie na tym forum to właśnie świadectwo kłamstwa, obłudy i typowego szemractwa. Ta organizacja tyle Wam dała - zrozumienie, wiedzę biblijną, stół duchowy, z którego mogliście brać darmo "wypowiedzi życia wiecznego" bez wypominania, czyste wody Prawdy, które odrzuciliście. To tak, jakbyście przyszli do przyjaciela na wesele, zjedli i się napili, po czym (przepraszam za wyrażenie) załatwili się na środku sali albo od razu na stole, oczernili na koniec gospodarza i poszli precz. Takimi ludźmi jesteście, ( ) Systemy ludzkie chwieją się w posadach, żyjemy w ekscytujących czasach (końcóweczka), a ja się przekonuję, że prawdę powiedział mój mąż, który miał okazję dawać Wam świadectwo, ( ) .Ja nie będę z Wami rozmawiać, bo to należy do zamianowanych i skierowanych do tego braci (mężczyzn dojrzałych duchowo, jak mój mąż).-(oryginalnie zachowana pisownia)
Przytoczone powyżej cytaty należą do powiedziałbym wyważonych. Są bardziej dosadne. Nie mam zamiaru pławić się w tego rodzaju popisach gorliwych wyznawców oryginalnej doktryny. Przejdę do właściwego wątku dotyczącego tzw. „exów”. Zapoznaliśmy się już z pojęciem „wykluczony”, „odstępca”, co określa tylko sposób opuszczenia Organizacji, natomiast „ex” znaczy tyle co ex-Świadek Jehowy, bez wyróżniania sposobu odejścia. Ci wyżej wymienieni nie kończą jeszcze problemu „wychodźstwa”. Jest jeszcze dość pokaźna grupa ukrytych dysydentów, którzy ukrywają swój rzeczywisty odstępczy stosunek do Organizacji, ale w dalszym ciągu tkwią w jej wnętrzu. Przyczyn takiego niby nie racjonalnego zachowania, jest wiele. Nie sposób wymienić tu wszystkie powody, ale wymienię tu tylko niektóre. Jeden z pierwszych, to takie zasiedzenie. Gdzieś trzeba mieć jakichś znajomych, przyjaciół, po co szukać innych, jak mam tu pod ręką. Jest to grupa ludzi bez wymagań, takich jakich wokół wielu umiejących rozmawiać tylko o pogodzie na, którą nie ma sposobu, bo i tak jest taka jaką daje Pan Bóg. Problem zaczyna się u tych wyznawców, którzy umieją trochę myśleć.
W brew pozorom, literatura świadkowska wprowadza pewne symptomy ograniczonego samodzielnego myślenia, zwłaszcza umiejętność wyrafinowanego żonglowania zapisów w biblii, na styku przekonania o wyższości jednej racji nad drugą w sferze wierzenia i wyznawanych dogmatów. Na jakimś etapie zastoju myślenia powyższa metoda pomaga, ale gdy osobnik chce „pogłębić” swoją wiedzę o wierzeniu, przechodzi na bardzo grząski grunt i zadaje pytania –„dlaczego?” Jeżeli takie wątpliwości dotyczą jednostki niezależnej, w końcowej fazie tych dylematów, albo nabierze wody w usta, lub po prostu mówi dowidzenia, lub załatwia to komitet sądowniczy. Sprawa zaczyna być trudna, gdy ktoś z członków rodziny wpada w tego typu dylematy i w rodzinie następuje rozłam. Życie pod wspólnym dachem, zaczyna przybierać poważny konflikt. Do najtrudniejszych i bardzo brzemiennych w skutkach, są przypadki tzw. „w prawdzie urodzonych” .Problemy tych dzieci zaczynają się już w szkole podstawowej, gdy muszą odstawać od pozostałych uczniów. Indoktrynowane dzieci przez ten okres, przechodzą jeszcze w miarę, mówiąc bardzo delikatnie –łagodnie. Poważne rozdźwięki zaczynają się po zakończeniu tej podstawowej edukacji i trzeba podjąć decyzje co dalej. Młodzież przyzwyczajona w Zborach do pienia nabożnych pieśni na chwałę pańską, tak jak młodzież izraelska z czasów, Epifanesa, pociągało do wyrywania się spod kontroli starszyzny zborowej, w szkole też od „światusów” odstawać nie chcieli. Utrzymanie tych młodych w ryzach zborowej świętości, staje się już nieuniknione. Jedynym jeszcze sprzymierzeńcem starszyzny był czas, dopóki ci młodzi byli jeszcze uzależnieni od domu, ale postępujący proces był już faktem nieodwracalnym. Wbrew pozorom, dalszego spustoszenia, dokonały tzw. młodzieżowe obozy pionierskie Ta młodzież „zarażona” bakcylem nowinek w szkolnych klasach i nie tylko, nie była już podatna na ciągłe nakazy i zakazy. W ten sposób wymykała się spod bezpośredniej kontroli starszyzny, ale i domu, gdzie często ojciec był jakimś tam nadzorcą. Oprócz nabożnych pieśni, wykładów i głoszenia, tworzyły się odrębne grupy, gdzie powiewało trochę innym „światem” inną myślą i innym zachowaniem. Nie można sobie wyobrazić żeby mając w rekach gitarę, nie szarpnąć za druty w celu wydobycia zakazanego taktu z innej „parafii”. Tą młodzież nie było już tak łatwo zdyscyplinować, żeby myślała tylko o strażnicowych naukach i licytowała się tylko, kto więcej wersetów biblijnych zna na pamięć. Wzorem postępującego trendu, młodzi chcą zdobywać wiedzę na poziomie uniwersyteckim. W rodzinach powstaje dylemat. Oto niech posłuży wypowiedź Internautki, pisząca pod nikiem „Profanka” jaki wywołuje to problem. Wierzę, że normalny człowiek przeczyta to jako skecz kabaretowy -a jednak jest to prawdziwy dramat:
Napisano 03 październik 2012 „-Mnie też jest żal ludzi oczekujących na wypełnienie się obietnic, które obiecujący traktują dowolnie... To robienie wody z mózgu! Zabawa wierzeniami! Bardzo mi się to nie podoba. Może dla osób z zewnątrz to jest zabawne, ale dla wierzących niestety nie. (…) Wybaczcie, ale przypomniałam sobie gdy w roku 1974 grono braci starszych komentując mój zdany egzamin na studia (polonistyczne dopisek mój) orzekło: " Na co ci to. Przecież w przyszłym roku będzie Armagedon, a po nim wszyscy będziemy mówić po hebrajsku." No właśnie! Po co zgłębiać gramatykę opisową języka polskiego, jego historię i inne bzdety, skoro za rok tego języka nie będzie? Mojej motywacji podcięto skrzydła! Ba! Podkopano fundamenty. Od tamtej chwili minęło 38 lat. Wciąż mówimy po polsku..... A ja wierzyłam, że wiedzą co mówią...
CDN