A mnie chłopak - niewierzący, z rodziny katolik przyjął z tym moim świadkowskim życiem, które krytykował wewnętrznie ale szanował. Ja poznałam go pełna wątpliwości i z brakiem wielkiej miłości do organizacji. Zawsze mówił, że w końcu zrozumiem, że religia to gówno i zawsze się irytowałam, mówiłam, że nie może zakładać, że nie myślę samodzielnie, że bycie Świadkiem to moja decyzja, że to się nigdy nie zmieni i nie wiem czy to pogodzimy. Zawsze wierzył, że pogodzimy, nic mi nie narzucał... A ja zaczęłam czytać, analizować, myśleć, nic mu o tym nie mówiąc, żeby nie usłyszeć "a nie mówiłem". A teraz, czym dalej jestem, tym jestem szczęśliwsza, że go mam.