Przeniesione z watchtower.org.pl[luty 2010]
Dagmara Jaszewska, Sacrum czy simulacrum? O świecie obrazu Świadków Jehowy [w:] Obrazy w działaniu. Studia z socjologii i antropologii obrazu, Krzysztof Olechnicki (Red.). Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika Toruń 2003.
Poniższy link przenosi do mojego chomika - gdyby było pytanie o hasło: Naukowe
POBIERANIE ARTYKUŁUOczywiście, że co do zasady u ŚJ wszystko ma się wyróżniać, dlatego np. dr Piegza nazwał ich ruchem kontestującym.
Może najzwyczajniej nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego ukazywania "rzeczy świętych", które w naszej kulturze zawsze są tabuizowane, wydzielane ze sfery profanum. A tutaj WTS serwuje nam zupełnie inną estetykę łamiącą tę konwencję.
Tak więc z jednej strony Świadkowie Jehowy są ruchem kontestującym kulturę, w której dane im jest funkcjonować, z drugiej niosą ogromną ilość elementów kultury amerykańskiej. Przecież te wszystkie ilustracje ociekają "amerykanizmem" i Holywoodem - te białe zęby, ta budowa ciała mężczyzn, te fale włosów na głowie i aktorskie gesty, o których wspomina autorka opracowania.To wszystko jest widoczne gołym okiem, zwłaszcza dla każdego, kto nie jest do tej estetyki przyzwyczajony.
Te wszystkie cechy plus "bóstwo krawata na szyi" (cytat z piosenki Tomka Żółtko), garnituro-kultura, wystrój sal Królestwa, przywołana gdzieś w innym wątku fotografia absolwentów Szkoły Gilead, którzy bardziej przypominają uczestników zjazdu bankowców - wszystko z jednej strony ma tworzyć wrażenie nieskazitelnej rzeczywistości, która jest udziałem wyłącznie organizacji Jehowy, z drugiej - tak naprawdę - wpisuje się w kulturę i modę sukcesu rodem z Ameryki. Czyli jednak na tym poziomie to nie kontestacja kultury jest widoczna, ale raczej jakas (pseudo?)religijna asymilacja trendów. Amerykańska pop-estetyka widoczna w tej organizacji nie znosi niczego co odstaje od tego modelu idealnej rzeczywistości. Tak się tworzy pewien wyidealizowany wizerunek, który ma być atrakcyjny.
Dzisiaj pierwszy raz słuchałem nowych Pieśni Królestwa. Widziałem już jakiś wątek na tym forum na ten temat. Stylistyka większości jest okropna. Melodie w znacznej części słusznie przyrównywane do pieśni, które miały porywać masy ludu pracującego. Słowa - z tych kilku tekstów, które przeaznalizowałem, pozbawione wszelkich elementów sztuki i poezji. Rażą dosłownością, topornością, tym, że wydaja się być skierowane do mózu a nie do serca człowieka. Sa manifestem słownym i w większości - moim zdaniem - nie są w stanie poruszyć zmysłów estetycznych człowieka. Brak w nich symboliki, niejednoznaczności - tego co charakterystyczne dla takich sfer, tórych nie da się wyrazić słowami - jak właśnie doświadczanie Boga przez człowieka wierzącego. Aranżacje rodem z filmu "Domek na prerii" itp. Czyli znowu amerykanizm...
Obserwując Świadków Jehowy, działanie tej organizacji, estetykę, naprawdę niezwykle trudno mówić o tym ruchu jak o religii. Za mało w sferze organizacyjnej spontaniczności - właściwie jej brak. Wszystko jest jak w Orwellowskim roku 84, albo w chińskiej partii, albo konwencji bankowców...
Oczywiście istnieje jeszcze poziom indywidualnej religijności poszczególnych świadków. Ten wciąż jest dla mie interesujący i jest zagadką - bo pomimo prób unifikacji indywidualności jednak każdy świadek jest indywidualnością i ma swój świat przeżyć religijnych. Niestety głosiciele pukający do drzwi nie chą mówić o sobie, o tym jak odczuwają Boga. Wydają mi się panicznie bać spontaniczności. Wszystko jest wyszkolone - nawet sumienie ;-). Zresztą zbadanie języka jakim posługują się publikacje, a za nimi świadkowie Jehowy to też ciekawa sprawa. Cała masa sztuczności, które zapewne maja swoje źródło w konieczności tłumaczenia tekstów z angielskiego.
Tak jak chrześcijaństwo niosło za sobą kulturę łacińską - w każdym wymiarze - tak świadkowie Jehowy (oczywiście na znacznie mniejszą skalę) niosą za sobą elementy kultury amerykańskiej.