Kiedyś zapytałem starszaków, przy którym kieliszku wina Jezus ustanowił Ostatnią Wieczerzę, to wywracali oczyma. Dlatego już im napisali wprost.
Odnośnie tego tekstu, w zebraniowej wypowiedzi pewna cnotliwa zuzanna wypowiedziała się następująco: 'Owszem, jest taki zwyczaj. Lampka wina do obiadu we Francji lub we Włoszech. Ale u nas w Polsce takich zwyczajów nie ma, więc my przed zebraniem i święta służbą nie pijemy lampki wina'
Teraz się zapytam. Gdy ktoś je schabowczaka na obiad, to chyba należy mu się szklanka piwa jak Reksiowi kość, czy nie?
Piwo czuć bardziej; fakt. Setkowy na poprawę trawienia jest lepszy. To chyba są Polskie zwyczaje? Setka to rozsądna objętość?
Oby cnotliwa zuzanna nie zaznała miłości od faceta. Wchodzi tu i czyta, a potem uprzejmie donosi, że inni czytają i są odstępcami.
Dla niej napiszę jak Moyses pił wódkę na kongresach Świadków Jehowy. Piwo wnosił na obiekt w czarnej bluzie z kapturem. Pewnie powie, ze jestem fałszywym ŚJ.
Jeśli ktoś w skrajnej sytuacji robi pamiątkę sam na sam ze sobą, to ma do dyspozycji 0,75 L wina. Oprócz nalanego kieliszka należy chlupnąć przed imprezą. Dla odwagi. Powiedzieć wykład pamiątkowy to nie lada wyczyn. Nawet odsłuchanie wykładu przez łącza na trzeźwo jest aktem masochizmu pomnożonym przez ilość odbytych pamiątek. Pomódl się do naczyń na trzeźwo! Najpierw modlisz się do talerza, później do kieliszka. Na koniec, gdy emocje opadną należy też chlupnąć z kieliszka, do którego wcześniej się modliłeś. Na końcu można zagryźć chlebem. To nie jest profanacja święta. To zwyczajna czynność gastrofazowa. O tym decyduje kolejność czynności. Jezus dobrze wie, ze pierw się je. Następnie popija, by w przełyku nie stanęło. Ot i całe święto!