BIBLIOTEKA > MOJA PRZYGODA Z ORGANIZACJĄ... LEBIODA

Shunning

<< < (5/5)

Sławka:
Super napisane, przeczytałam jednym tchem i czekam na ciąg dalszy

R2D2:
Tak, jednym tchem.....
tak dużo w tym opowiadaniu mojego życia.....
jakby byli w tym szkoleni, żeby robić swoim dzieciom tak samo.......

maskara.
Dobrze, że znalazłas sobie faceta z poza, że masz wsparcie, że kochasz swoje dzieci, że jesteś!!!!!!

Lebioda:
Na zakończenie, jeszcze o kiju i marchewce


Takich jak powyższy dramat jest opisanych dużo więcej, mniej czy więcej dramatycznych. Wyrzucanie swoich dzieci po 18–tym roku życia z domu na bruk i bez środków do życia, tylko dlatego, że ci młodzi ludzie nie chcą podzielić poglądów swoich rodziców, że wymknęli się spot ich wizji, zdawałoby się czymś nienaturalnym, obcym gatunkowi ludzkiemu, a jednak. Wielu tych młodych ludzi potrzebuje pomocy psychologa, co nie jest wcale rzadkością. Z braku zrozumienia, a nawet przymuszania do świadkowskich zachowań, ci młodzi nie widząc perspektywy wyjścia z impasu, targają się na własne życie. To nie są przypadki odosobnione. Wyrwanie się z tego środowiska jest bardzo trudne jeżeli przywiązanie do rodziny jest bardzo istotne dla danego osobnika, wtedy przeradza się to w inny rodzaj cierpienia w samotności. Przeciąga się to w lata, wymaga kamuflażu, udawanie przed bliskimi tylko po to, aby oni, ich prześladowcy byli szczęśliwi. Poniżej Internałtka pod nikiem „Zarina” przedstawia własną sytuacje rodzinną:
[/font][/size]

Rodzina jest bardzo ważna.. niestety czasem z bliskich przyjaciół rodzina, przekształca sie grupę osób, która Cie nie rozumie i nie akceptuje, tego jaka jesteś, nie akceptuje Twoich planów czy wyborów... mnie to najbardziej bolało, że musiałam grać przed najbliższymi.. bo nie chciałam ich ranić..albo Twoje szczęście i Twoja tożsamość albo podporządkowanie i żal w sercu.. nie chce być kimś kto Cie będzie namawiał do odejścia.. sama jestem Organizacji jeszcze( ach ta rodzina)ale zmienił sie mój sposób myślenia i zdaję sobie sprawę z tego, że rodzice maja po prostu klapki na oczach... że to nie Oni tylko WTS.. Jak ja marzyłam, że by usiąść kiedyś przy winku z rodzicami i opowiedzieć jak było na imprezie, na ognisku u znajomych, jak fajnie dogaduję sie z moim chłopakiem, jak zabrał mnie na romantyczną kolacje.. jak wyglądał mój pierwszy pocałunek... zazdrościłam tego moim koleżankom!!!! moje pytanie brzmiało DLACZEGO??? tak bardzo będąc sobą oddalam sie od rodziny. Teraz dopiero po kilku latach mogę cokolwiek powiedzieć i z nimi normalnie pogadać.... ale musiałam niestety udowodnić, że mam głowę na karku i ich najgorsze przewidywania sie nie sprawdziły..


Forumowiczka  „Perla” z Niemiec, pisze do Forumowicza „Bjorn


Napisano 06 sierpień 2014 - witaj Bjorn jak chcesz i czujesz taką potrzebę to nikt Cie nie powstrzyma tylko musisz wiedzieć, że dopóki się nie ochrzcisz to wszyscy będą Ci chcieli pomoc, opowiadając jakie to szczęście, błogosławieństwo, ze uwolniłeś się od tego szatańskiego świata pełnego zła, zepsucia ,niemoralności, materializmu alkoholizmu ,narkotyków ,będą Cie zachęcać do robienia postępów bo czas nagli. Będą Cie ciągle zachęcać do więcej i więcej czytania Biblii, książek i czasopism, będą ci mówić żebyś nie spędzał za dużo czasu z rodziną bo oni będą chcieli Cie odwieść od prawdziwego wielbienia Jehowy, żebyś zerwał kontakty ze swoimi znajomymi bo oni nienawidzą Jehowy ,że są złym towarzystwem i jak to będziesz tak miesiącami, latami słuchał to tak zaczniesz Myślec (taka stopniowa psycho manipulacja) i nawet nie obejrzysz się kiedy i będziesz tak samo myślał. Będą Cie ponaglać żebyś chrzest bo mało czasu pozostało. I jak przyjmiesz chrzest to będziesz musiał miesiąc w miesiąc chodzić od domu do domu przynajmniej kilka godzin miesięcznie głosić .Obrzydzą Ci wszystkie święta, wszystko złe , szatańskie i pogańskie, nie będziesz mógł pójść do rodziny, do siostry czy do matki na Wigilie, w Boże Narodzenie, czy Wielkanoc nie możesz zaprosić najbliższej rodziny świeckiej do siebie w te święta, ani do nich iść z prezentem, nie wolno Ci obchodzić urodzin, ani do kogoś iść na urodziny, nie wolno Ci Sylwestra obchodzić, nie wolno Ci chodzić z dziewczyną z poza Świadków, nie wolno na dyskotekę, zabawę, wycieczkę ze świeckim towarzystwem, oglądać telewizje, iść do kina bo tam tylko przemoc, niemoralność i złe towarzystwo. Potrafią nawet przekonać Cię, abyś nie czytał innych książek poza świadkowymi. Jak będziesz miał wypadek i będziesz potrzebował transfuzji krwi to specjalny komitet będzie siedział pod drzwiami sali i pilnować, lepiej żebyś umarł, ale nie wolno Ci przyjąć transfuzji krwi, bo zginiesz w Armagedonie, utracisz na zawsze nadzieje na życie wieczne. Ciągle będziesz słyszał że za mało robisz dla Jehowy, że trzeba więcej wytężać siły, a jak nie będziesz się, zgadzał z jakąś ich nauką, to będą Cię unikać może nawet posądzać o kontakt z wykluczonymi jak Ci się trafi jakiś skok w bok i jak ktoś się dowie to doniesie do starszych i będziesz miał Komitet Sędziowski będziesz musiał wszystko opowiadać i jak nie okażesz skruchy to cię wykluczą. Nikt ci nie poda reki, wszyscy na twój widok będą odwracać głowę w druga stronę i będą udawać, że cię nie widzą, nie znają. To tylko parę przykładów jak Twoje życie może zamienić się w piekło. Teraz jest Internet możesz, przeczytać ile ludzi popełniło samobójstwo ile nieszczęścia i zgryzot wielu doświadczyło, gdy córka nie chce znać matki, lub babcia nie może mieć kontaktu z wnukami bo przestala chodzić na zebrania, Ja nie miałam tego szczęścia nie było Internetu, tego forum, książek. Możesz przeczytać książkę „Zmienne nauki Świadków Jehowy" -Włodzimierz Bednarski który jest forumowiczem na tym forum jako Roszada jest też wiele innych książek.



Dla ludzi nie znających i nie mogących zrozumieć specyficznego położenia tych byłych Św. J., którzy zeszli na ścieżkę odłączenia się od tego środowiska, trudno jest im pojąć w czym tkwi taka trudność. Ja nazwałbym ten stan „poświadkowskim syndromem”. Jest to zespół cech emocjonalnych, dla każdej jednostki innych. Nie sposób wymienić wszystkich, a ponadto wiele tych cech nakłada się na siebie. Najtrudniejsze w tym, żeby móc sobie poradzić, jest samotność, z którą każda jednostka zawsze musi uporać się osobiście. W dobie istniejącego Internetu, ten „poświadkowski syndrom”, jest opisany anonimowo, a więc jest bardzo szczery. Dawniej takiej możliwości nie było, więc i dramat tych ludzi był osobisty, znam to z autopsji, delikwent musiał radzić sobie sam. Ponieważ takie opisy współcześnie znalazły się na Forum, dlatego korzystam z tej możliwości i niektóre tu zamieszczam aby przynajmniej w miniaturze przybliżyć ten syndrom trapiący odstępców. Poniżej postaram się zamieścić kilka wpisów wrażliwych, bardziej osobistych, intymnych. Takim wyjątkowym wpisem z rozrzuconymi myślami i wielu dylematami naraz, przeplatanymi za i przeciw, bez możliwości zrobienia kroku w przód, ale też powrotu do tyłu, zaintrygowała mnie wyjątkowo Internautka ukryta pod nikiem Szczebiotka. Wymownie zasłoniła się awatarem bardzo wiele mówiącym i dodającym wizualnej wyobraźni, a równocześnie bez możliwości przebicia się oddzielającego od wszystkich i wszystkiego, twardego muru. Ile w tych zapisanych i porwanych zdaniach mieści się normalnego ludzkiego dramatu, tej niepewności, której nie łatwo jest się pozbyć i tej rozdartej walki samej ze sobą.:


Napisano 01 marzec 2013 - 23:09 Nie wiem jak Wy ale ja bardzo często się łapię na tym że czegoś mi brakuje. Być może to tylko kwestia przyzwyczajenia ale często powtarzam te same gesty np. robiąc sobie kawę idę w stronę książek by sięgnąć tekst dzienny ,dopiero po chwili sobie uświadamiam że przecież go nie mam i nie potrzebuję.(…).Zastanawiam się też czy długo Wam zajęło wracanie do normalności? (…) (…)gdy odeszłam nie został mi nikt zaczęłam odczuwać ogromną samotność. Nie potrafię już tak od razu zaufać ludziom tym bardziej gdy zawiodłam się na tych na których mi tak zależało i których uważałam za rodzinę .Często też dopadają mnie wyrzuty- "a może oni mieli rację? Może rzeczywiście jestem nikim bez nich i wiary? I co z dziećmi a jeśli przez swoją decyzję naraziłam ich na śmierć?(często mi mówiono że gdy będę miała chwilę zwątpienia to mam wejść do pokoju dzieci spojrzeć na nie i pomyśleć "czy ja chcę je zabić? przecież nie mogę im tego zrobić i muszę walczyć o możliwość życia wiecznego". Wiem że może wyda Wam się to dziwne ale ja po prostu tak mam ,mimo tego że wiem ile jest tam fałszu to i tak czasami nachodzą mnie wątpliwości typu- "czy aby na pewno zrobiłam dobrze?" a może powinnam wrócić bo nie potrafię się odnaleźć", "czy uda mi się znaleźć przyjaciół ,znajomych po za organizacją?".Być może to tylko kwestia mojego wypranego mózgu ,nie wiem. Czy mieliście tak samo? Czy udało Wam się od tego uwolnić? ile czasu potrzebowaliście? 


A oto wpis Internautki Hello Kitty:


(…)Organizacja zadbała o to, by każdy zainteresowany "prawdą" uzależnił się od tzw. pokarmu duchowego i stylu życia promowanego przez WTS. Takie zabiegi dają organizacji większą gwarancję utrzymania delikwenta w swoich szeregach, bo nie każdy ma siłę i odwagę, by pokonać wszystkie pułapki zastawione przez nią (organizację) na drodze ku wolności.
Wejście w struktury sekty na ogół jest bardzo przyjemne i idzie dość gładko, za to odejście jest tak bolesne i trudne, że niejeden rezygnuje w pół drogi...Nawet, gdy uda się wydostać z sekty, coś się za człowiekiem ciągnie i zakłóca spokój. To wątpliwości i niemożność odnalezienia się w nowej sytuacji. Na szczęście jest to stan przejściowy i prędzej czy później przestaje zakłócać normalne funkcjonowanie.(…)


Te wewnętrzne dramaty, my odstępcy musieliśmy pokonywać, może każdy inaczej, ale jednakowo targały nas myśli wydobywane z zakamarków naszego wnętrza: -czy ten postawiony krok jest właściwy? Rozsądek mówił nam jedno, ale podszept „Wielkiego Brata” przebijał się do naszej wrażliwości i groził palcem. Klasycznym przykładem takiej samotnej walki samym ze sobą, jest IKEA. Pierwszy głęboki oddech ulgi, a jednocześnie chwila zastanowienia. Dopóki jest jeszcze most, można jakoś lżej spoglądać na tamten brzeg, ale gdy przęsło się zerwało, odwrót jest już nieodwracalny. Ta świadomość natychmiast zaczyna ciążyć. Ale niech IKEA opowie nam to osobiście:


Napisano 21 luty 2013 - 15:56  Wczoraj oficjalnie padło z podium że................. przestali być SJ. Nareszcie. Paradoks polega na tym, że dziwnie się czuję - tak jak po rozwodzie. Świadomość, że małżeństwo było toksyczne i trzeba się rozstać bo dłużej tak nie można żyć-- nie pomaga jednak w całkowitym uporaniu się z 30 -letnią indoktrynacją. Mam takie poczucie jakbym musiała zaczynać wszystko od początku. Czuję się bardzo dziwnie - z jednej strony ulga , ale z drugiej ten 30-letni strach przed zniszczeniem, niezadowoleniem Boga, odrzuceniem przez ludzi. To wszystko jest bardzo trudne. Chyba potrzebuję od Was wsparcia, upewnienia się , że to nie ja popełniłam błąd tylko KTOŚ mnie wprowadził w błąd. Mogę na Was liczyć? Chce mmi się płakać- może to reakcja na wolność, a może trzeba pozwolić sobie na odreagowanie tych nagromadzonych emocji.


Oczywiście!!! Zawsze możesz na nas liczyć. Ten post jest właśnie wyrazem takiego wsparcia dla wszystkich, którzy ten krok postawili. Na zakończenie, wszystkim odstępcom, odstępującym i tym, którym przyjdzie odstąpić niebawem, chciałbym zadedykować post Roberty, naszej Siostry Objazdowej, która pisze w prawdzie do Szczebiotki, ale zawarta głęboka myśl, może być zaliczona do klasyki każdego odstępcy.
[/size]

Szczebiotko,
Te głosy w Twojej głowie kiedyś zamilkną. Przestaną zadawać pytania, które ktoś Ci wdrukował w Twój umysł. A dzieci są po to by je kochać tu i teraz, by się do nich uśmiechać i przytulać. Ich przyszłość jest w ich rękach. Jednak łatwiej im będzie z Twoją codzienną miłością, a nie troską o odległy koniec świata.
To co Ty przeżywasz przechodził każdy, kto rozstawał się ze swoim nałogiem, miłością, nienawiścią, byciem z kimś lub z czymś. To są klasyczne objawy syndromu odstawienia od piersi
Rzucający palenie nie wie co zrobić z rękami, ten który stracił przyjaciela nie ma towarzysza rozmów... I jakoś każdy musi sobie z tym poradzić, tak po swojemu, bo inaczej się nie da. A czas... teraz tak szybko płynie, że już za chwilę przestaniesz odliczać godziny, dni, a zaczniesz liczyć tygodniami i miesiącami. Bycie w organizacji oddali się, ale nigdy Cię nie opuści, jak ta blizna po bójce w piaskownicy. Pamiętasz miejsce akcji, osoby ale okoliczności to już niekoniecznie. Jako rekonwalescentowi życzę Ci szybkiego powrotu do życia.
Trzymaj się na razie forum, będzie łatwiej.


Na zakończenie tych dramatów, trochę lżej widzi problem i jakby chciała w prowadzić nutkę humoru Internautka pisząca pod nikiem Blondynka w miarę szybko potrafiła się pozbierać, pomimo, że jak pisze:


Gdy się okazało, że "prawda" nie jest prawdą, ogarnęła mnie panika. Czułam się najbardziej bezradną i samotną osobą na świecie. Trochę to trwało. Zmęczona szukaniem odpowiedzi i " prawdziwej prawdy ",poddałam się. Wtedy poczułam ulgę. Zdałam sobie sprawę, że nic nie muszę. Przestałam planować i zamartwiać się o to co będzie, zaczęłam żyć chwilą.


Bardzo podoba mi się druga część wpisu. Z upływem czasu, w którym musiała podjąć walkę sama ze sobą, bo jak sama twierdzi:


Upłynęło parę lat i tylko czasem targa mną, że robi się ludzi w ch..ja i pierze się im niemiłosiernie mózgi. Nie tylko ŚJ to robią, są jeszcze okrutniejsze rzeczy na tym świecie.


i co najważniejsze, Ona dostrzega piękno „tego świata”, którego jeszcze niedawno oglądała przez okulary WTS. Trudno tu dodać coś więcej, niech Blondynka powie to osobiście:


Nie umiem zbawić świata, ale codziennie zbawiam siebie. Każdego dnia dostrzegam piękno, czuję miłość, zachwycam się przyrodą i jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, to mam to gdzieś, bo wszystkie syfy odchodzą na dalszy plan. Po prostu jestem i czasem wystarczy tylko być.


Tym optymistycznym akcentem kończę te ludzkie dramaty wynikające z nadziei jaka wynika z zapotrzebowania na pięknie opakowaną marchewkę, którą jak pęczek siana przytroczony do dyszla przez powożącego, ma tylko konia mobilizować do wysiłku, aby w nadziei na osiągnięcie celu, ciągną bardziej wytrwale. Koń widząc przytroczony na dyszlu wymarzony cel, przyjmuje smaganie go batem jako miły doping przybliżający go do smacznego kąska. Wszystkim, którzy się tu zatrzymali dedykuję  wiersz naszego forumoweg Weterana1 http://euterpolacje.blogspot.com/2012/04/gra-w-klasy-aneks.html



Takich wpisów podobnych na Forach internetowych jest mnóstwo i nie sposób wypisać tutaj wszystkie, ale nie tylko ze względu na mnogość, ale również ze względu na poruszane kategorie tematyczne, które dla niewtajemniczonych w zawiłe ortodoksyjne dogmaty, symbolikę i używane słownictwo, byłoby zwykłą chińszczyzną. Uważam, że tych kilka wpisów, które zamieściłem dają pewne wyobrażenie o istocie sprawy tego skąd inną ciekawego środowiska, mimo trudności adaptacyjnych. Tutaj chciałbym wyjaśnić, skąd tytuł tego opracowania –SHUNNING-. Jest to słowo angielskie, które  zdobywa coraz większą popularność, ze względu na coraz śmielsze przeciwstawianie się subgrupom, czy subkulturom, żyjącym tylko w swoich zamkniętych enklawach,  kierowanych przez guru, czy grupę guru, według własnych praw i obowiązków, negując wszystko lub prawie wszystko co pochodzi spoza ich środowiska. Takie swoiste: „jeden wódz, jedna partia, jeden naród”, „jeden kapłan, jedna religia, jedna wiara”, „tylko my będziemy zbawieni, dla reszty -wieczne potępienie”, „tylko my głosimy jedyną prawdę, reszta to kłamstwo”, „czarne jest, czarne, a białe jest białe”, ”my stoimy tu, gdzie…, a oni stoją tam gdzie…”. Internautka „Roberta” próbuje na kilku przykładach wyjaśnić to nieprzetłumaczalne angielskie słowo:


Chciałabym zebrać w jednym wątku informacje o zjawisku wykluczenia w sensie ogólnym (…)  Wrzucam jeszcze tłumaczenia dla słowa SHUNNING, w użyciu Strażnicowym za Liberałem:
Liberal, dnia 15 Maj 2013, napisał: W Strażnicowej nomenklaturze jako odpowiednika słowa "shunning" w odniesieniu do traktowania napomnianych bądź wykluczonych używa się słowa "unikanie" lub wystrzeganie się". Kilka przykładów:
 Strażnica z 15 lipca 1999, s.30 *** Paweł polecił, by „się odsuwali od każdego brata postępującego nieporządnie”. Oczywiście nie chodziło o zupełne unikanie (ang. shunning) takiego człowieka, gdyż mieli go ‛w dalszym ciągu napominać jak brata’. 
 Strażnica z 1 października 1998, ss.17,18 ***Pewien człowiek, którego wykluczono z tamtejszego zboru, w końcu uporządkował swe życie. Jak mieli wtedy postąpić bracia? Czy do jego skruchy powinni podejść sceptycznie i dalej go unikać (ang. shunning)?
 Strażnica z 1 kwietnia 1995, s.28 ***Lojalni chrześcijanie mają biblijne podstawy, aby się wystrzegać (ang. shunning) odstępców oraz ich poglądów. 
Strażnica nr23 z 1981, s.8 ***Dlatego przez „wykluczenie ze społeczności” Świadkowie Jehowy słusznie rozumieją wydalenie i późniejsze unikanie (ang. shunning) takiego zatwardziałego grzesznika.
Można też użyć bardziej opisowego zwrotu "zerwanie dotychczasowych stosunków":
Strażnica z 15 lipca 1988, s.27 *** Zerwanie dotychczasowych stosunków (ang. shunning) było właściwe również wobec tych, którzy porzucali zbór: „Od nas wyszli, lecz nie byli z naszych, bo gdyby z naszych byli, pozostaliby z nami. Ale wyszli, aby się wyjawiło, że nie wszyscy są z naszych” (1 Jana 2:18, 19). 
 Strażnica z 15 lipca 1988, s.29 ***
W uzasadnieniu czytamy: „Nieprzestawanie z pewnymi osobami (ang. shunning) jest zwyczajem praktykowanym przez Świadków Jehowy w myśl ich wykładni tekstu kanonicznego, której nie mamy prawa zmieniać".
Możliwości jest sporo, ale generalnie wszystko zależy od kontekstu całej wypowiedzi.



Jak widać to angielskie słowo ma bardzo wiele znaczeń w zależności od kontekstu, jak to już zaznaczył Internauta „Liberał”, próbujący wyjaśnić to prawie nieprzetłumaczalne słowo. Próba zastąpienia znanym nam greckiego pochodzenia „ostracyzmem”, nie oddaje rozumienia całości zagadnień występujących w takich odosobnionych samo uwielbiających się grup. W dalszych częściach tej pracy postaram się bardziej obszernie, a nawet w szczegółach odnieść się do tych zagadnień, oczywiście w zawężeniu tylko do tej jednej grupy pod nazwą - Organizacja Świadków Jehowy.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej